ROZDZIAŁ CZTERNASTY

850 67 49
                                    



Jesteś, naraz, zarówno spokojem, jak i zamieszaniem w moim sercu.

Franz Kafka, Listy do Felicji





Kolejny tydzień stanowił koszmarną plątaninę, złożoną z grabarzy, przywiędłych kwiatów, wizyt w domu pogrzebowym oraz przemierzania rzędów wykonanych z cedrowego drzewa trumien. Każdego ranka Louis budził się w ciszy, mając wrażenie, że spada w dół, coraz niżej i niżej, prosto w czarną, wirującą czeluść. Jego klatka piersiowa była zaciśnięta, jak gdyby ciało utraciło zdolność przyjmowania tlenu. Żołądek kurczył się, przesycony poczuciem winy. Louis pragnął wczołgać się do jaskini pełnej cieni i potworów, by zniknąć w niej na zawsze. Zastanawiał się, czy wtedy świat zapomniałby o wszystkim, a on mógłby wówczas przeżyć resztkę swej zdeprawowanej egzystencji w spokoju, odizolowany. Z całą pewnością nie byłaby to zbyt wygórowana prośba w stosunku do jakże okrutnego Boga.

Od dnia wypadku owe depresyjne myśli przygniatały Louisa, sprawiając, że każdego dnia było mu coraz ciężej wstać z łóżka. Czuł się nie na miejscu w tym domu, należącym przecież do Anne, niczym błądzący po korytarzach intruz, wyjadający jedzenie z jej lodówki i śpiący na jej materacu. Nie było łatwo przywyknąć do jej nieobecności. Przez ostatnie dwa miesiące Louis nauczył się żyć z tą kobietą, słuchać jej, przygotowywać dla niej kąpiele, komplementować jej gotowanie i brudzić sobie ręce w jej ogrodzie. Polubił ją bardzo, aczkolwiek nie był w stanie pokochać jej tak, jak tego pragnęła.

Ze wszystkich tych niewiarygodnych zdarzeń, jakie miały miejsce w domu państwa Cox, tego jednego wstydził się najbardziej.

Anne była pełna nadziei, lecz także okropnie naiwna. Po śmierci Desmonda stała się krucha, zdesperowana na tyle, by przylgnąć do najbliższej możliwej osoby. Louis z łatwością karmił ją kłamstwami. Nigdy nie chciał jej skrzywdzić, ani fizycznie, ani emocjonalnie, i wiedział, że nie zniesie faktu, iż to on jest za wszystko odpowiedzialny. Każdy w końcu ulega szaleństwu, jeśli miota się w nim wystarczająco długo.

Pogrzeb Anne był wyjątkowo cichy. Louis nie próbował kontaktować się ani z jej rodziną, ani z bliskimi przyjaciółmi. Miał dość na samą myśl o przeciągłych spojrzeniach, o spekulacjach i osądach. Stał tuż obok duchownego, pośrodku pola pełnego martwych ciał, skupiony i z rękami w kieszeniach; słuchał, jak recytowane są puste psalmy i monotonne modlitwy. Był zbyt otępiały, by uronić choćby łzę.

Wciąż był w ciężkim szoku po tym, co się stało w ciągu ostatniego tygodnia. W jednej chwili cały jego świat walił mu się na głowę, jego sekrety ujrzały światło dzienne, żona miała go opuścić, miał już nie zobaczyć Harry'ego – miłości swego życia – nigdy, przenigdy więcej. Teraz Anne odeszła, była martwa, i żadna z tamtych spraw nie miała już znaczenia.

Louis nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać.

Po pogrzebie udał się do domu mozolnym krokiem; cicho zamknął za sobą drzwi wejściowe i odwiesił płaszcz na wieszak w hallu. Wszedł do kuchni, wyciągnął z szafki nową butelkę whisky, odkręcił korek i nalał sobie szklaneczkę. Stał nieruchomo w ciszy, przerażony miarowym tykaniem zegara. W końcu wyszedł na ganek.

Przyroda milczała. Czas stracił znaczenie. Louis usiadł na ostatnim schodku i opróżnił zawartość szklanki, aż nie została ani kropla. Umiarkowanie było kłamstwem. Paliło go gardło. Coś ciążyło mu w piersi. W jego oczach odbijała się echem pustka jego duszy, podczas gdy on sam próbował ogarnąć umysłem to, co się wydarzyło.

Lolita » l.s [TŁUMACZENIE PL]Where stories live. Discover now