ROZDZIAŁ PIĄTY

791 73 7
                                    

Czasem brak zajęć w pracy ma swoje dobre strony...





















Czyż to nie wspaniałe?

Czyż to nie dziwne?

To już koniec mego czasu

I mej kariery

B. Streisand









Następnego ranka Louis najpierw udał się do łazienki, po czym znów usiadł za biurkiem. Po wczorajszej krótkiej i nie dającej zaspokojenia masturbacji padł na łóżko i zasnął niemal od razu. Dochodziło południe; był pewien, że ominęło go śniadanie z Anne, lecz był zbyt wyczerpany emocjonalnie, by się tym zamartwiać.

Otworzył swój dziennik na czystej stronie, w nadziei na ukojenie bólu, wywołanego nieustannym pragnieniem. Zaostrzył ołówek, a następnie strącił wióry z powierzchni biurka wprost do kosza na śmieci. Poruszył ramionami, i po chwili, gdy przeczesywał dłonią rozczochrane włosy, wreszcie poczuł przypływ weny.

Cóż to za niekończąca się żałoba, trwały impuls, grzeszne, banalne tarapaty, w których żem się znalazł. Często bywam zupełnie znękany poczuciem winy, niepewny tego mężczyzny, którego odbicie widuję w lustrze. Jestem potworem, samolubnym, niedorozwiniętym umysłowo degeneratem. Nie mam choćby najmniejszego pomysłu, jak można by zatrzymać rozwój sytuacji, jak wyciszyć rany na mej duszy lub choć ignorować te haniebne pobudki. Kocham go, wiecie? Chcę być lepszym człowiekiem. Dla niego. Chce być dobry i czysty. Chcę go uchronić przed tą bestią, która czai się w środku mnie. Absolutnie nie chcę go zranić, nie chcę wzbudzić w tym aniele odrazy swą erotyczną adoracją. Nie mógłbym żądać tego od dziecka – by oddało mi swe najcenniejsze lata, aby zaspokoić grzesznika.

Powinien mieć możliwość wyboru w tym życiu; jest młody. Harry jest taki młody, zasługuje na kogoś w swoim wieku, kto ma w sobie tę dziecięcą beztroskę, chłopca lub dziewczynkę, z którymi będzie chichotać, dzielić się lodami i pierwszymi pocałunkami. Choć tyle rozumie i przyjmuje do wiadomości moja psychika, tyle jeszcze szanuje. Szanuje duszę Harry'ego, jego ciało i umysł, jego prawo do kierowania swoim życiem.

Modlę się do Stwórcy, by przebaczył mi mą chciwość, to, jak rozbieram to dziecko wzrokiem, jak moje palce aż swędzą pragnieniem pogłaskania jego policzka, jak pragnę przyciągnąć go do siebie i złączyć jego mięciutkie usteczka z moimi. Mimo to w głębi duszy wiem, że gdyby Harry Styles przyszedłby teraz do mnie i poprosił, bym go dotknął, gdyby złapał mnie za szyję swymi małymi rączkami, gdyby te zielone tęczówki, skąpane w morzu czarnej namiętności, błagały, by moje usta choć przez sekundę musnęły jego usta.. z chęcią oddałbym się potem we władanie tysiąca piekielnych ogni...

– Puk, puk. – cichy, apatyczny głos oraz stukot palców w drzwi skutecznie przecięły ciszę. Harry, rozpoznał umysł Louisa.

Zanim mężczyzna zdążył zareagować, Harry nacisnął klamkę i otworzył drzwi, wnosząc do pokoju metalową tacę z jedzeniem. Chłopiec wyglądał na znużonego, jego twarz nie wyrażała żadnych konkretnych emocji. Postawił tackę na biurku po drugiej stronie, mając na uwadze, że jest to miejsce pracy.

Następnie opadł na brązowy, skórzany fotel naprzeciwko biurka i podniósł jedno kolano do piersi. Ubrany był w za dużą, czerwoną koszulkę oraz znoszone dżinsy, podwinięte do łydek. Oparł głowę o zagłówek, po czym odetchnął powoli i odezwał się:

– Nie mów matce... – zaczął, spokojnie splatając swe blade palce. – Ale zjadłem ci cały bekon.

Louis zamrugał, powróciwszy do rzeczywistości, a następnie zerknął na nieproporcjonalnej wielkości posiłek, jaki na niego czekał. Jeśli miał być zupełnie szczery, nie przejąłby się nawet gdyby Harry zjadł całe dostępne w domu jedzenie i zostawił jego i matkę na pastwę głodu. Zwłaszcza jeśli taka opcja oszczędziłaby mu tych wszystkich cierpień.

– Och. – wydyszał, niezdolny do sformułowania jakiejkolwiek innej odpowiedzi.

– Jesteś na mnie zły? – zastanawiał się na głos Harry; przechylił głowę w bok, przesunął palcem wskazującym po dolnej wardze i przeciągnął lekko w dół, ukazując zęby i gumę do żucia. Louis prędko potrząsnął głową.

– Możesz zjeść co tylko zechcesz, kochanie. Nie jestem dziś zbytnio głodny. – zaproponował. Ściągnął okulary i zaczął masować skroń.

Chłopiec delikatnie przygryzł dolną wargę, w zadumie stukając palcem o podbródek. Sekundę później zeskoczył z fotela, po czym wyciągnął z ust aparat na zęby. Zostawił go na brzegu tacy.

Louis znów przyglądał mu się w zachwycie, z zapartym tchem, bez poczucia czasu. Piękne oczy Harry'ego oceniły zawartość talerza; wziął widelec, nadział na niego parówkę i wpakował ją sobie do ust. Przeżuwał powoli, ocierając usta ręką, i zaraz zrobił to samo z jajkami.

– Jakie masz plany na dziś? – zapytał Louis po chwili, podparłszy się łokciami o blat biurka, z podbródkiem na dłoni. Harry uniósł wzrok i odgarnął z oczu poplątaną grzywkę.

– No nie wiem... mama mówiła coś, że chciała popracować w ogrodzie. Możliwe że będzie mi kazała pomóc jej wyrywać chwasty. Niall pojechał na weekend zobaczyć się z ojcem. Wróci dopiero jutro. Nie wiem. Może po prostu pooglądam jakieś kreskówki. – odparł, pożerając ciasteczka. Z pomiędzy warg wydostał się czubek języka, by zgarnąć kroplę syropu klonowego z kącika ust.

– Brzmi całkiem leniwie.

– Chyba tak. – mruknął chłopiec, kiedy skończył i znów usiadł we fotelu. Wytarł tłuste ślady po ciasteczkach w swe okryte dżinsem uda. Beknął w dłoń i uśmiechnął się do Louisa z zażenowaniem.

Louis uniósł do ust filiżankę z kawą – jedyną rzecz, jakiej nie tknął ten chudy dzieciak.

– Harry, przestań przeszkadzać panu Tomlinsonowi! – na schodach nagle rozległ się wzburzony kobiecy głos. Louis zaklął w duchu; wodził wzrokiem za Harrym, który uniósł ręce w teatralnym geście, chwycił swój aparat, włożył go na zęby, po czym wymknął się z pokoju Louisa, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.

– Przecież ci mówiłam, żebyś nie zawracał mu głowy, kiedy pracuje. Kazałam ci zanieść mu jedzenie i zaraz wrócić. W ogóle mnie nie słuchasz. – wściekała się stojąca w korytarzu Anne. Harry wymamrotał pod nosem jakąś niedającą się posłyszeć odpowiedź.

– Nie odchodź ode mnie, młody człowieku. To jest brak szacunku. – mówiła dalej; jej głos stawał się coraz cichszy, gdy oddalała się z zasięgu słuchu Louisa. Przez ten krótki tydzień zdążył się już wiele dowiedzieć o życiu Harry'ego, także o tym, jak traktował swoją matkę. Chłopiec wiecznie przekraczał granice, wystawiał jej cierpliwość na próbę.

I nieważne, czy Louis miał słabość do Anne ( nie miał), nie znosił patrzeć, jak się kłócą, jak oboje funkcjonują z tego powodu w permanentnym stresie. Bez wątpienia przywiązywał się do tej rodziny coraz bardziej, myśląc o sobie jak o najnowszym dodatku do owej ponurej wiązanki.

Lolita » l.s [TŁUMACZENIE PL]Where stories live. Discover now