Prolog

1.7K 72 14
                                    

Deszcz uderzał w ziemię zagłuszając odgłos moich desperacko szybkich kroków. Biegłam jak szalona przez gęsty las, rękami próbowałam przedrzeć się przez rośliny. Na całym moim ciele było widać mnóstwo zadrapań, krew stróżkami spływała po mojej skórze. Białe, małe skrzydła wystawały z moich pleców, nie mogłam ich ukryć. Jedno z nich bezwładnie ciągnęło się za mną, było złamane. Włosy lepiły mi się do twarzy, praktycznie mdlałam ze zmęczenia ale i tak zmuszałam się do biegu. Biała sukienka, którą na sobie miałam była podarta w kilku miejscach. W głowie krążyła mi tylko jedna myśl:

~Uciekaj!

Niczym sarna przeskakiwałam nad wszelkimi kamieniami albo korzeniami. Gdy przedarłam się przez falę roślinności moje oczy zarejestrowały nagły błysk światła, latarka.

-Tu jest! Natychmiast tu wracaj! - usłyszałam.

Kilku ludzi w zawrotnym tempie ruszyło w moim kierunku. Szybko odwróciłam się i znowu wbiegłam w las. Ledwo co zdążyłam wyrwać się na wolność z laboratorium w którym tkwiłam przez ostatnie dwanaście lat, a już chcą zabrać mnie tam z powrotem. To nie moja wina że jestem tym czymś, nie miałam wyboru. Wybiegłam z lasu, przede mną rozpościerała się dość duża polana. Pobiegłam przed siebie, starałam się przy tym nie krzyczeć, złamane skrzydło pulsowało bólem po całym moim ciele. Nagle usłyszałam strzał, sekundę później poczułam paraliżujący ból między skrzydłami. Krzyknęłam krótko po czym upadłam na ziemię. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, to tak strasznie bolało. Schowałam twarz w trawie i zapłakałam cicho. Nie chcę tam wracać, mam dość tych ciągłych eksperymentów na mnie. To jest nie do wytrzymania, zamierzają torturować mnie dopóki przez przypadek mnie nie zabiją?

-Skuj ją, jeśli będzie się szarpać możecie ją uśpić. - usłyszałam.

Skuliłam się na ziemi, stróżki mojej krwi mieszkały się z kroplami deszczu. Słyszałam szczęk przeładowania broni i nerwowe rozmowy ludzi. Nagle spośród całego tego szumu wydobył się nowy dźwięk. Cichy chlupot wody rozbryzgującej się pod czyimiś stopami.

-Proszę, proszę, proszę... A myślałam że nikt się tutaj nie zapuszcza. - usłyszałam.

Głos bez wątpienia należał do kobiety, był dziwnie zniekształcony jakby ktoś mówił przez mikrofon.

-W imieniu... - zaczął któryś z ludzi.

-Nie obchodzi mnie z czyjego rozkazu tu jesteście, wypieprzać i to zaraz.

Ostatkami sił podniosłam się na kilka centymetrów i spojrzałam nad siebie. Zaledwie jakiś metr ode mnie stała jakaś dziewczyna. Usta i nos miała zakryte okropną maską z wizerunkiem ostrych kłów. Miała krótkie jasnobrązowe włosy i bladą skórę. Czarną kurtkę z puchatym kapturem miała rozpiętą, trochę spadała z jej ramion. Dziewczyna spojrzała na mnie przelotnie, zauważyłam że jej tęczówki mają barwę szkarłatu. Pochyliłam głowę unikając jej wzroku.

-Weźmiemy tylko to co nasze i już nas nie ma. - odezwał się jeden z moich oprawców.

Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Lewe skrzydło zatrzęsło po czym złożyło się najbardziej jak było to możliwe.

-Moment. Twierdzicie że ten anioł należy do was? - spytała dziewczyna.

-Śmiertelnicy nie mogą panować nad istotami lepszymi od nich samych.

Ton jej głosu wskazywał na to że dziewczyna nie jest zbyt zadowolona, wyczułam w nim nawet nutkę agresji.

-To jest własnością...

-Teraz już moją. A wy jeśli chcecie przeżyć, spieprzajcie stąd. - warknęła.

Zaczęłam poważnie obawiać się o swoje życie. Chociaż w sumie jakbym umarła nikt by nawet nie zauważył. Przez chwilę na polanie panowała nieprzyjemna cisza, przerywana jedynie cichym odgłosem deszczu. Jednak po kilku sekundach usłyszałam krzyk mężczyzny:

-Strzelać bez rozkazu! Nie ranić obiektu testowego!

Skuliłam się jeszcze bardziej gdy usłyszałam salwę głośnych strzałów. Nawet nie zauważyłam kiedy dziewczyna rzuciła się na grupę mężczyzn i bez litości zaczęła zabijać każdego z nich. Jednego po drugim.


× × × × × × × × × × × × × × × × × × ×

Siema wszystkim! Zaczynam się męczyć z nową książką. Spodziewajcie się dzisiaj jeszcze kilku rozdziałów.

KaranamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz