Akt dwa, castaway cz1

206 41 29
                                    

*pov Spencer*

Leżałem sobie na hamaczku i patrzyłem na rozpościerające się przede mną morze. Szukałem tego miejsca od trzech dni i wreszcie je znalazłem. Najbardziej odosobnione i najcichsze miejsce na statku.

Ucieczka przed tymi debilami była trudniejsza, niż myślałem. Okazało się, że idioci są wszędzie i się uparły, by uprzykrzać mi życie. Najpierw uciekłem na rozgrywki bingo, dla osób w podeszłym wieku, ale okazało się, że dla dziadków jestem tym samym, co bandyta i złodziej.

Potem poszedłem do miejscowego spa, ale, gdy Andy Biersack mnie zauważył, kazał zamknąć wszystkie drzwi i mnie nie wpuszczać.

Został mi więc tylko brodzik dla dzieci. Szybo się jednak okazało, że jednak nie jestem tam miłe widziany.

Tak skończyłem na najwyższym punkcie na całym statku. Widok z bocianiego gniazda był nieziemski. Widziałem dokładnie, co jest z kilometr przed nami. Jednak to co było najważniejsze, to wszechobecny brak niezrównoważonych psychicznie członków zespołów. I to się ceni.

Leżałem tak sobie na leżaczku, gdy nagle przykuło coś przykuło moją uwagę.

*pov Ryan*

Siedziałem właśnie przy barze, wkurzony jeszcze bardziej niż zwykle. Nie dość, że musiałem wrócić do tego cyrku, to jeszcze do tego chyba każdy zapomniał o moich urodzinach.

Właśnie przebijałem wykałaczką torebeczki cukru, które miały imitować wcześniej wspomniane osoby, gdy zauważyłem, że ktoś się przysiada.

-Hej- powiedział Brendon, przeczesując włosy- co porabiasz?- spytał spoglądając na rozsypany cukier na blacie

-A nic ciekawego- odpowiedziałem przebijając nową torebkę cukru

-Słuchaj Ryan, bo jest taka sprawa...- zaczął Brendon, lecz jego wypowiedz przerwały krzyki

-Utoniemy! Wszyscy utoniemy i spoczniemy tam, gdzie tytanik!- krzyczał Spencer na cały bar

-Spencer co się stało!?- poderwał się szybko Brendon do zdyszanego kolegi

-Góra lodowa... wszyscy zatoniemy- mówił Smith

-Co takiego?- nawet ja się zainteresowałem tym faktem. Większość osób dość rzadko zwracała uwagę na odpały Spencera, gdyż chłopak wyraźnie miał naderwaną psychikę, czego powodem prawie na pewno byliśmy my. Ja jednak wolałem, być profilaktyczny, szczególnie, gdy ktoś krzyczy, że jest zagrożone moje życie.

Mój przyjaciel jednak nie miał okazji dokończyć, gdyż na statku rozległ się alarm. Nagle do sali wpadł ktoś z obsługi i krzyknął:

-Wszyscy do łodzi ratunkowej, płyniemy na skałę

Spojrzałem na Brendona i w jednej chwili pobiegliśmy w stronę ostatniego ratunku, ciągnąć za sobą zdyszanego Spencera. Ta o dziwo, była już przyszykowana. W środku siedzieli Mikey, Chris, Tyler i Dallon, oraz transporterek dla dzieci.

Coś mi tu śmierdziało, w szczególności, gdy Mikey przywitał nas słowami "czekaliśmy na was".

Nie było jednak czasu zastanawiać się nad tym, szybko wskoczyliśmy do łodzi i zaczęliśmy ją spuszczać do wody, po czym skierowaliśmy się w stronę najbliższej wyspy.

Przyszły moje podręczniki od rozszerzonej chemii i się trochę boje.

Wszystkiego najlepszego Ryan Ross🎉🎉🎉

Emo chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz