Vitalio wysuszył się i ubrał, zamknął sklep, wziął motorówkę i razem z Monkiem oraz Ketrą – który stwierdził, że chce być przy tym, jak syren zmienia się w człowieka – wyruszyli jeszcze tego samego wieczora.
Lio sterował, kozioł położył się na pokładzie, a tryton płynął za łodzią, ściskając zwisającą z niej linę. Fioletowowłosy wybrał najszybszą z maszyn i wkrótce dotarli na miejsce, wpływając do niewielkiego jeziorka na łące przy lesie, za którym były bagna.
– Chryste, jakiś ty ciężki! – stęknął, podnosząc Monka z wody "na księżniczkę".
– To nie ja, to mój ogon. – Księżniczka zarzuciła mu ręce na ramiona z niewinną miną.Vitalio jakimś cudem się wyprostował, podszedł do centaura, który chwilę temu zszedł z zacumowanego pokładu na ląd, i posadził balast na jego grzbiecie.
– Dobra, teraz powoli. A ty się tam trzymaj.
– Aj-aj kapitano. – Monk objął białowłosego w piersi, a ten ruszył, ostrożnie stawiając kopyta, tak jak mu Vito polecił. Chłopak przeszedł na stronę, z której nie zwisał syreni ogon, i idąc obok nich, położył rękę w dole zielonkawych pleców w asekurującym geście.
Brunet poczuł, jakby ciepło emanujące z ludzkiej dłoni rozprzestrzeniło się po całym jego ciele.Przeszli przez las i wkroczyli na moczary dużo mroczniejsze i bardziej "bagienne" niż te, które mieli u siebie. Nie wspominając już o tym, że w tym miejscu powietrze aż wibrowało od przeszywającej je magii.
~~*~~
– Aa! – krzyknęła, przystając w wejściu do namiotu, niziutka czarownica o wściekle czerwonych włosach i złotych oczach, upuszczając koszyczek ze świeżo zebranymi liśćmi herbaty. – Arti! Co tu się na Merlina dzieje?!
Po całym namiocie latały przeróżne, otoczone wyblakłofiołkową aurą rzeczy. Książki przelatywały z półki na półkę, machając okładkami jak skrzydłami, mikstury wirowały, zostawiając kolorowe plamy na meblach, woreczki z magicznym proszkiem rozsypywały go wszędzie, a zamiatające w powietrzu miotły i zmiotki do kurzu – zamiast faktycznie zamiatać – tylko to wszystko rozmazywały i bardziej rozsypywały.
Krzątający się w panice pośród tego całego bałaganu błękitnowłosy młodzieniec przystanął, przenosząc na nią wystraszone spojrzenie fiołkowych oczu.– Och, już pani wróciła? Ja... Ja chciałem posprzątać, bo... Łoł! – Uchylił głowę przed przelatującym grubym tomiskiem. – Bo mówiła pani, że wyczuwa nadchodzących gości i- Ach!... No i pomyślałem sobie, że szybciej będzie, jak użyję zaklęcia, ale trochę wymk... Aa! – Zasłonił twarz rękoma, gdyż zaraz uderzyć miał w nią kociołek, ale nic się nie stało.
Odsłonił oczy i przez chwilę myślał, że wreszcie udało mu się to zatrzymać – co przez cały ten czas próbował zrobić – lecz oczywiście to Althea wyszła z amoku i stała teraz z uniesionymi dłońmi, a wszystkie przedmioty zastygły posłusznie na ten gest, teraz otoczone już złotą poświatą. Straciły ją i opadły na ziemię z brzdękiem, gdy tylko opuściła dłonie, jak przykładne rzeczy martwe. Arti odetchnął z ulgą.– Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie próbował czarować beze mnie w pobliżu?! Spójrz tylko na ten bałagan!
– No wiem, przepraszam... – Opuścił poprószoną cynamonowym proszkiem głowę. Jego nieskazitelnie biała koszula, przewiązana w kołnierzu błękitną wstążką, i czarne, eleganckie spodnie także były nim "przyozdobione".
Wiedźma westchnęła i podeszła do niego, jedną ręką łapiąc za dłoń i przyciągając w dół, a drugą sięgając do niebieskich kłaków, delikatnie otrzepując je z proszku, przy czym i tak musiała stanąć na palcach, by dosięgnąć do głowy sporo wyższego od niej chłopaka.
CZYTASZ
Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|
AdventurePrzedwczoraj leżałem na piasku Właściwie tak samo, jak dzisiaj, Tylko wtedy leżałem z tobą, A teraz w pustce i ciszy. Wczoraj trzymałem świat w dłoniach, Drżąc, że mogę go stracić, Noc temu uciekłem z domu Po to, żeby cię zobaczyć. Piliśmy przy cz...