Ariel obudził się otoczony ciepłem. Fakt, zasypiał dość blisko zarówno jednego, jak i drugiego chłopaka, lecz teraz leżał wciśnięty w pierś Teda, którego – jak właśnie sobie przypomniał – sam objął w nocy (będąc na wpół obudzonym przez to, że targany koszmarem chłopak się wiercił), oraz obejmowany od tyłu przez Cana.
Jednak jeszcze bardziej zdziwiło go to, że był wyspany jak nigdy i nie pamiętał, by cokolwiek mu się dziś śniło, a przynajmniej złego.Dawno nie czuł się tak dobrze... A to niedobrze.
Poprzedniego wieczora, z racji swojego zmarznięcia, też zasypiał w takim błogim cieple, a od teraz już ciągle miał dzielić namiot z tą dwójką, jeśli każdej nocy będą tak blisko...
Mógłby się do tego przyzwyczaić.Dlatego, choć z wielkim trudem, wyswobodził się z uścisku.
Gdy tylko ręce go puściły, a końce koców opadły, poczuł powietrze chłodnego poranka na skórze i zadrżał, już mając ochotę wrócić w ciepłe ramiona, ale znalazł w sobie siłę i powstrzymał się przed tym krokiem.
Zamiast tego przegramolił się przez Canagana i już miał wstać, gdy wilcza ręka go objęła i przyciągnęła do siebie.
– Arielek, gdzie idziesz? – wymruczał zaspany wilkołak w jego czuprynę, ze wciąż zamkniętymi oczami wtulając w nią nos.– A... – Zaskoczony łotrzyk z przyzwyczajenia prawie że na niego jak zwykle nie krzyknął. Jakże łatwo byłoby wykrzyczeć, że to nie jego sprawa, przezwać, kazać się puszczać, i wyrwać.
Ale imię którego użył szarowłosy przypomniało mu, że te czasy minęły.– Nigdzie... – wymamrotał więc tylko, leżąc sztywno i pozwalając się przytulać.
– To śpij jeszcze. Ostatnio trochę się obijaliśmy, ale dziś pewnie się nachodzimy.
– Mhm... – Wiedział, jak się zachowywać jako Lloyd, lecz odkąd na powrót stał się Arielem, był kompletnie zdezorientowany.Teddy coś zamruczał, wtulając się w canowe plecy, tak że brunet poczuł na tych swoich wierzch dłoni zaplatającej się na brzuchu za sobą. Wilcza ręka powróciła z kolei na jego brzuch, wkradając się pod zadartą bluzkę.
Zadrżał, gdy smukłe palce delikatnie dotknęły niezabandażowanego po wczorajszym posmarowaniu maścią ciała.– W porządku? – zapytał Can, w dalszym ciągu nie otwierając oczu i leniwie, bardzo delikatnie głaszcząc poznaczoną bliznami skórę.
– Mhm... – Co miało być w porządku? To, że tak go tulił, dotykał? Nie wiedział, nikt wcześniej tego nie robił.– Mhmmm... – przedrzeźnił go mrucząco, przybliżając usta do ucha, które pokryło się czerwienią, i przytulając mocniej do siebie.
I tak leżeli, Ted wtulony w Canagana, Canagan przytulający Ariela, no i sam Ariel, leżący cały zesztywniały i spięty, jako jedyny z szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się czy to normalne i czy ludzie tak robią.
~~*~~
Do ostatniej warty i wschodu słońca, wraz z którym te przestały być potrzebne, było spokojnie, a tym samym okazały się zupełnie zbędne, acz przezorny zawsze ubezpieczony.
Wszyscy już wstali i pojedli śniadania, właśnie kończąc się pakować i szykując do drogi.
– ...a od miasta pójdziemy prosto do lasu, poszukać teeej... – mówił przeglądający mapę Gorg, zerkając znad niej na Teda.
– Dunkierki – przypomniał ten.
– Właśnie. – Wilcze ślepia powróciły na kawałek pergaminu. – Trochę to na kwadratowo, ale co tam, i tak nieszczególnie nam się spieszy, tak na dobrą sprawę. Wszyscy gotowi? – zapytał, chowając mapę i zakładając plecak na ramiona, a większość przytaknęła, robiąc to samo ze swoimi bagażami.
CZYTASZ
Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|
AventuraPrzedwczoraj leżałem na piasku Właściwie tak samo, jak dzisiaj, Tylko wtedy leżałem z tobą, A teraz w pustce i ciszy. Wczoraj trzymałem świat w dłoniach, Drżąc, że mogę go stracić, Noc temu uciekłem z domu Po to, żeby cię zobaczyć. Piliśmy przy cz...