33. Jak być dobrym

735 73 269
                                    

      Ariel obudził się otoczony ciepłem. Fakt, zasypiał dość blisko zarówno jednego, jak i drugiego chłopaka, lecz teraz leżał wciśnięty w pierś Teda, którego – jak właśnie sobie przypomniał – sam objął w nocy (będąc na wpół obudzonym przez to, że targany koszmarem chłopak się wiercił), oraz obejmowany od tyłu przez Cana.
      Jednak jeszcze bardziej zdziwiło go to, że był wyspany jak nigdy i nie pamiętał, by cokolwiek mu się dziś śniło, a przynajmniej złego.

      Dawno nie czuł się tak dobrze... A to niedobrze.

      Poprzedniego wieczora, z racji swojego zmarznięcia, też zasypiał w takim błogim cieple, a od teraz już ciągle miał dzielić namiot z tą dwójką, jeśli każdej nocy będą tak blisko...
      Mógłby się do tego przyzwyczaić.

      Dlatego, choć z wielkim trudem, wyswobodził się z uścisku.

      Gdy tylko ręce go puściły, a końce koców opadły, poczuł powietrze chłodnego poranka na skórze i zadrżał, już mając ochotę wrócić w ciepłe ramiona, ale znalazł w sobie siłę i powstrzymał się przed tym krokiem.

      Zamiast tego przegramolił się przez Canagana i już miał wstać, gdy wilcza ręka go objęła i przyciągnęła do siebie.
      – Arielek, gdzie idziesz?  wymruczał zaspany wilkołak w jego czuprynę, ze wciąż zamkniętymi oczami wtulając w nią nos.

      – A...  Zaskoczony łotrzyk z przyzwyczajenia prawie że na niego jak zwykle nie krzyknął. Jakże łatwo byłoby wykrzyczeć, że to nie jego sprawa, przezwać, kazać się puszczać, i wyrwać.
      Ale imię którego użył szarowłosy przypomniało mu, że te czasy minęły.

      – Nigdzie...  wymamrotał więc tylko, leżąc sztywno i pozwalając się przytulać.
      – To śpij jeszcze. Ostatnio trochę się obijaliśmy, ale dziś pewnie się nachodzimy.
      – Mhm...  Wiedział, jak się zachowywać jako Lloyd, lecz odkąd na powrót stał się Arielem, był kompletnie zdezorientowany.

      Teddy coś zamruczał, wtulając się w canowe plecy, tak że brunet poczuł na tych swoich wierzch dłoni zaplatającej się na brzuchu za sobą. Wilcza ręka powróciła z kolei na jego brzuch, wkradając się pod zadartą bluzkę.
      Zadrżał, gdy smukłe palce delikatnie dotknęły niezabandażowanego po wczorajszym posmarowaniu maścią ciała.

      – W porządku?  zapytał Can, w dalszym ciągu nie otwierając oczu i leniwie, bardzo delikatnie głaszcząc poznaczoną bliznami skórę.
      – Mhm...  Co miało być w porządku? To, że tak go tulił, dotykał? Nie wiedział, nikt wcześniej tego nie robił.

      – Mhmmm...  przedrzeźnił go mrucząco, przybliżając usta do ucha, które pokryło się czerwienią, i przytulając mocniej do siebie.

      I tak leżeli, Ted wtulony w Canagana, Canagan przytulający Ariela, no i sam Ariel, leżący cały zesztywniały i spięty, jako jedyny z szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się czy to normalne i czy ludzie tak robią.

~~*~~

      Do ostatniej warty i wschodu słońca, wraz z którym te przestały być potrzebne, było spokojnie, a tym samym okazały się zupełnie zbędne, acz przezorny zawsze ubezpieczony.
      Wszyscy już wstali i pojedli śniadania, właśnie kończąc się pakować i szykując do drogi.
      – ...a od miasta pójdziemy prosto do lasu, poszukać teeej... – mówił przeglądający mapę Gorg, zerkając znad niej na Teda.
      – Dunkierki  przypomniał ten.
      – Właśnie. – Wilcze ślepia powróciły na kawałek pergaminu. – Trochę to na kwadratowo, ale co tam, i tak nieszczególnie nam się spieszy, tak na dobrą sprawę. Wszyscy gotowi?  zapytał, chowając mapę i zakładając plecak na ramiona, a większość przytaknęła, robiąc to samo ze swoimi bagażami.

Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz