Lloyd powoli uniósł powieki, czując pulsujący ból z tyłu głowy. Ten szybko go otrzeźwił i chłopak szarpnął się gwałtownie, gdy tylko zdał sobie sprawę, że wisi nad ziemią w sporej, oświetlonej kryształami jaskini, przyczepiony do wielgachnej pajęczyny.
– Lloyd! Lloyd, wszystko dobrze, nic ci nie jest? – usłyszał w lewym uchu głos z góry, więc spojrzał tam i zobaczył zawieszonego wyżej Teda.
– Wszystko dobrze? – powtórzył, rozglądając się wokół niemal obłąkanym wzrokiem, zauważając więcej przeczepionych ofiar, ale już w pajęczych kokonach, z których jedna nieopodal niego jeszcze się ruszała.– Wszystko dobrze?! NIC NIE JEST DOBRZE! Może by było, gdybyś mnie posłuchał i NIE UFAŁ TEJ WSTRĘTNEJ BLONDYNIE, NAIWNY IDIOTO! Albo gdyby ten drugi idiota Szarak nie dał się podejść i wpadł w pułapkę, zostawiając nas na łasce PIERDOLONYCH LUDOŻERCÓW, wtedy byłoby dobrze! ALE NIE JEST! – wykrzykiwał, jednocześnie się szarpiąc i próbując uwolnić od lepiącej substancji.
– Lloyd, spokojnie, przestań, pogarszasz tylko sprawę – spróbował go uspokoić Teddy, gdyż sam wcześniej usiłował się spanikowany wyszarpnąć i jedyne co osiągnął, to przylepienie także włosami z tyłu głowy. Nawet nie chciał myśleć o Dagnie (o ile tak się nazywała), a raczej o tym, w co się później zmieniła, do tego stopnia nie przypominając już siebie, że gdyby Vito się o tym dowiedział, zachciałoby mu się wymiotować.
– Jestem spokojny! – odkrzyknął wcale nie spokojnie Lloyd, ale o dziwo pomogło mu to faktycznie się uspokoić i wkrótce przestał się szarpać.
– Zgaduję, że po naszej ostatniej przygodzie w ciemnicach nie zaopatrzyłeś się w razie czego w jakieś zapałki? – zapytał zamiast tego, gdyż mimo że ta akurat jaskinia nie była znowu taka ciemna, to pajęczyna pięknie zajarałaby się od ognia, wraz z tym co po niej pełzało.
Niegdyś sam nie rozstawał się ze swoją zapalniczką, lecz wszystko co "potencjalnie niebezpieczne" zostało mu odebrane już kawał czasu temu. A więęęc... większość jego rzeczy.– Eemmm... – Ted odwrócił wymownie wzrok, a on westchnął ciężko.
– No tak. Jasne. – Opuścił ze zrezygnowaniem głowę... zaraz ją jednak z powrotem podniósł, nie przylepiając się włosami tylko dzięki kapturowi, i spojrzał po swoich wyciągniętych na boki rękach. Były przyczepione za całe rękawy płaszcza, ale dłońmi także mógł jeszcze jako tako operować. Tak samo nogami, głównie zginając je w kolanach, gdyż długi płaszcz uchronił od przylepienia całą ich długość prócz pięt.
Gdyby udało mu się wysunąć stopy ze zbyt dużych butów...Jego myśli przerwało pojawienie się istot, które wywoływały w nim strach tak wielki, że całe jego umiejętności dedukcji mogły iść się kochać.
Pająki powypełzały z dziur w ścianach, rozmawiając ze sobą.
– ...i czarodzieja, upewnijcie się, że już nigdy nie znajdą drogi – mówił Arael, który musiał być czymś w stylu przywódcy, gdyż grupka stworów go posłuchała i zniknęła razem w dziurach w podłodze.– Wy – zwrócił się do innej grupki. – Idźcie sprawdzić, czy jeszcze któraś z naszych drogich przynęt wróciła z łupem. I dopilnujcie, żeby ta jedna dostała nauczkę za zawalenie sprawy.
Pająki zaczęły się rozchodzić w różne kierunki, ale zatrzymał jeszcze jednego z nich, mówiąc:
– Weź ze sobą tego co seplenił i zanieś przy okazji do gniazda, chyba już się wystarczająco zamarynował.Wywołany osobnik zawrócił i, ku przerażeniu Lloyda, zaczął wspinać się po pajęczynie niedaleko niego.
Przeszedł między nim, a coraz rzadziej ruszającym się kokonem, nawet nie zaszczycając bruneta spojrzeniem, po czym tą samą drogą zniósł z góry całkowicie nieruchomy, wyglądający na stary kokon.
Lloyd odprowadził go wzrokiem, w duchu żegnając biedaka, który kiedyś miał swoje imię i wartość, a teraz był tylko "tym co seplenił", zaledwie numerkiem w jadłospisie.
![](https://img.wattpad.com/cover/198514965-288-k483077.jpg)
CZYTASZ
Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|
AbenteuerPrzedwczoraj leżałem na piasku Właściwie tak samo, jak dzisiaj, Tylko wtedy leżałem z tobą, A teraz w pustce i ciszy. Wczoraj trzymałem świat w dłoniach, Drżąc, że mogę go stracić, Noc temu uciekłem z domu Po to, żeby cię zobaczyć. Piliśmy przy cz...