– Co? – Vitalio spojrzał zaskoczony na chochlika.
– No sam. Znaczy teraz z tobą EJ POBAWIMY SIĘ?! – Na jego twarz szybko wrócił, proszący tym razem, wyszczerz.Zaskoczył tym chłopaka jeszcze bardziej, ale ten po chwili się opamiętał.
– Zwariowałeś? Nie!
– No weeeeź, tak STRASZNIE mi się nudzi!
– Chuj mnie to obchodzi! I chuj mnie obchodzi, że jesteś sam! To twoi kumple tak mnie urządzili, że teraz też jestem!
– Rajuśku, nie wiem kto cię w co urządził, ale na pewno nie moi kumple, EJ TO PO TO SIĘ TAK GIMNASTYKUJESZ? – W trakcie mówienia chochlik popatrzył w górę i zauważył torbę.
– Tak! To też sprawka podobnym tobie! I naprawdę nie mam teraz czasu na pogaduszki, muszę to ściągnąć!Brokatowe ślepia spojrzały na powoli wspinającego się nastolatka, na torbę, a potem znowu na nastolatka.
– Nie... – Vito zbladł, widząc ten wzrok. Złośliwy duszek uśmiechnął się szatańsko niczym Grinch z kreskówki i powoli, z łatwością podleciał do torby.
– Tego potrzebujesz? – zapytał, wyciągając po nią rękę i patrząc w dół na fioletowowłosego.– Zostaw! To moje! Sam po to wejdę!
Diablik uśmiechnął się tylko jeszcze szerzej, postanawiając zmusić nowego kolegę do wspólnej zabawy.
– Berek, złap mnie! – Zerwał torbę z gałęzi i odleciał.
– EJ! NIE ŻADEN BEREK TYLKO MOJE! – Lio tak się oburzył i wychylił za nim, że aż zleciał z drzewa. Spadł na jedną, drugą, potem trzecią gałąź, i dopiero gruchnął o ziemię.– Oooooł... – jęknął gardłowo z bólu, łapiąc się za brzuch i skulając do pozycji embrionalnej. Był zdrów i cały, ale obolały to za mało powiedziane.
Odetchnął głęboko kilka razy i podniósł się na łokciu, a potem kolanie, unosząc wzrok na trzymającego torbę i patrzącego na niego chochlika.
– Oddawaj to, mały kurwiu... – wychrypiał, wstając i podchodząc do niego powoli, potykając się.Psotnik zachichotał.
– Chodź i sobie weź. – Przesunął pasek od torby w dłoniach, zamachując nią, po czym wzleciał trochę wyżej.~~*~~
– Ihihihihi, hihihi... – zaśmiewał się topik, to opadając, to wzlatując ze spuszczoną w dół torbą i latając z nią w kółko, podczas gdy Vito – którego ból poupadkowy już puścił – ganiał za nim i wyskakiwał do swojej własności, ku wielkiej uciesze gagatka. A krzyczał na niego, groził i klął przy tym tak, że niektórych rzuconych przekleństw diablik nawet nie znał.
W pewnym momencie do spiczastych uszu dobiegł inny, dochodzący z lasku dźwięk, i ich posiadacz przestał się śmiać, odwracając głowę w tamtą stronę. Tę chwilę nieuwagi wykorzystał Vito, łapiąc za oberwaną gałąź drzewa, którą od dłuższej chwili miał na oku, i uderzając nią w małego gałgana. Zaskoczony elfik spadł na ziemię, upuszczając torbę, którą chłopak od razu przechwycił, po czym złapał za kołnierz lawendowej, koszulowej tuniki i przyciągnął jej nosiciela za fraki do siebie.
– A teraz słuchaj, krasnalu! W tej chwili zabieraj stąd ten swój niebieski zadek, albo tak ci przypierdolę, że... – Przerwał mu ogłuszający, mrożący krew w żyłach ryk.Obaj obrócili głowy, by zobaczyć, jak spomiędzy drzew wybiega brązowy, humanoidalny wilk w granatowej koszuli w kratę i czarnych, krótkich spodniach.
Pół-zwierzę-pół-człowiek rzucił się na Vitalia, który nawet nie zdążył puścić chochlika, a został do tego zmuszony i przyciśnięty do ziemi. Wilkołak rozwarł najeżoną ostrymi zębiskami paszczę i ryknął prosto w przerażoną twarz szarookiego, zagłuszając krzyczącego coś topika i nie czując, jak ten ciągnie go za ramię. Jednak kamyk uderzający go w głowę już poczuł i usłyszał krzyk:
– ZOSTAW GO!
CZYTASZ
Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|
AventuraPrzedwczoraj leżałem na piasku Właściwie tak samo, jak dzisiaj, Tylko wtedy leżałem z tobą, A teraz w pustce i ciszy. Wczoraj trzymałem świat w dłoniach, Drżąc, że mogę go stracić, Noc temu uciekłem z domu Po to, żeby cię zobaczyć. Piliśmy przy cz...