Następnego dnia Llian i Georgia wracały wspólnie ze śniadania, gdy druga z nich spekatkularnie wywróciła się na ostatnim schodku prowadzącym do lochów. Przyjaciółka od razu rzuciła się jej do pomocy, ale na ich nieszczęście po tych schodach przechodzili też Ślizgoni, którzy zareagowali na to głośnym, szyderczym śmiechem.
Llian uniosła wzrok znad rąk Georgii, które trzymała, by pomóc jej wstać. Zobaczyła dwie Ślizgonki, jedną bladą z długimi, brązowymi włosami, a drugą z czarnymi. Pierwsza z nich miała założone ręce i powiedziała tak, jakby sprawiało jej to przyjemność:
- No proszę. Puchoni już prawie rozgryźli, jak działają schody.
Po czym odeszła razem ze swoją towarzyszką, nie przestając się śmiać. Georgia przeklnęła pod nosem i syknęła, prawdopodobnie bardziej z wściekłości niż z bólu.
- Jak ja nienawidzę tej Irving - wymamrotała, patrząc z nienawiścią na odchodzące Ślizgonki. - Kto ją wybrał na prefekta?!
- Nie przejmuj się nimi, Georgia - powiedziała pospiesznie Llian, nawet jeśli w środku też się gotowała. - Wszystko okej?
- Ugh, okej, zdarłam tylko trochę kolano - odparła Georgia, patrząc na dziurę, która zrobiła się w jej spodniach. - Zaraz to sobie opatrzę - dodała, jęcząc trochę z bólu.
- To chodź, pomogę ci - zaproponowała Llian, dając przyjaciółce się na niej oprzeć. Georgia od razu pokręciła głową.
- Nie, nie, dam radę. Jak chcesz mi pomóc, to idź do kuchni i przynieś mi coś słodkiego, bo muszę zajeść tę wściekłość.
Llian zaśmiała się. Wiedziała, że nikt tak bardzo nie potrafił zdenerwować Georgii, jak Ślizgonki i że mówiła jak najbardziej poważnie.
- Dotrzesz sama do pokoju? - zapytała Llian dla upewnienia, a Georgia pokiwała głową i zasalutowała.
- Dotrę - odparła i, sycząc, zaczęła odchodzić w kierunku pokoju wspólnego Hufflepuffu.
Llian ruszyła za to w przeciwną stronę, do znajdującej się blisko kuchni. Uczniowie w zasadzie nie mieli tam wstępu, jednak większość Puchonów zupełnie to nie obchodziło. Skrzaty domowe po prostu ich uwielbiały i często pozwalały zabrać trochę jedzenia swoim ulubionym uczniom. Llian miała to szczęście, że do nich należała, choć ona najczęściej nie prosiła o jedzenie, a o swoją ukochaną herbatę.
W myślach stwierdziła, że właśnie to weźmie jeszcze od skrzatów i z uśmiechem podeszła do obrazu z owocami, które skrywało wejście do kuchni. Następnie zrobiła coś, o czym wiedzieli nieliczni: połaskotała gruszkę, co dało jej dostęp do zielonej klamki. Dziewczyna pewnie ją nacisnęła i weszła do kuchni jak do siebie.
Pomieszczenie było wysokie i przytulne. Największą uwagę przykuwały cztery długie, drewniane stoły, ułożone dokładnie tak, jak te w Wielkiej Sali, a także ogromne palenisko bezpośrednio naprzeciw wejścia. Wszędzie krzątały się skrzaty domowe, które natychmiast zaczęły witać Llian i kłaniać się jej (niektóre znała nawet z imienia), jednak to nie one najbardziej zainteresowały dziewczynę... A znajoma sylwetka oparta o stół Ravenclaw.
- No prędzej bym się Merlina spodziewała! - zawołała, rozpoznawszy czarodzieja stojącego do niej tyłem. - Cudowny chłopiec Cedrik Diggory podjada? - dodała z przesadnym zaskoczeniem.
Cedrik odwrócił się do niej przodem. W dłoni trzymał ciastko z kremem oraz jagodami i uśmiechał się promiennie z wargami ubrudzonymi białą mazią.
- Zaskakujesz mnie, Llian - powiedział, prędko ocierając twarz rękawem swojego brązowego swetra.
- Uznam to za komplement. Czym sobie zasłużyłam? - zapytała Llian, naciągając swój własny różowawy sweter i opierając się o stół tuż obok niego.
CZYTASZ
Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik Diggory
Fanfiction🍵 Historia magii i herbata - te dwie rzeczy od zawsze leżały w kręgu zainteresowań Llian. Dziewczyna nie zwykła wpuszczać do ów kręgu jakichkolwiek innych rzeczy, w tym chłopców, którzy w ogóle jej nie zajmowali. Jednak splot (nie)szczęśliwych wyda...