Prolog

255 20 1
                                    

„Minęły czasy koleżeństwa i szczerych słów,zamiast zajawki w sercach śnieg i lód

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Minęły czasy koleżeństwa
i szczerych słów,
zamiast zajawki w sercach śnieg i lód.
Idziesz po hajsy przez deptak ze ściętych głów,
a dawne ideały robią puf!”

~ Zeus „Śnieg i lód”








Siedział sam w ciemnym pokoju, jedynym źródłem światła była mała zniszczona lampka. Miał zaciśnięte oczy w jednej ręce trzymał długopis a w drugiej skręta. Jego ciało przeszedł zimny dreszcz, nie był w stanie nic wymyślić, czuł się zniszczony. Przez jego głowę przepływało tysiące myśli, ale na żadnej nie potrafił się skupić. Tego wszystkiego było zbyt dużo, miał ochotę ze sobą skończyć, ale nie pozwalało mu na to grono najbliższych. Cholera, nawet teraz próbował wmówić sobie, że jeszcze dla kogoś się liczy. Po co to robił? Oprócz tego, że nie chciał pokazać wszystkim dookoła, jakim tchórzem tak naprawdę jest. Bo taka była prawda Dean Winchester był tchórzem.

W tym momencie rozległo się natarczywe pukanie do drzwi, które po chwili otworzyły się z hukiem. Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk ciężkich kroków. Dwudziestolatek uśmiechnął się pod nosem, jednak nadal nie otworzył oczu.

— Któż to zawitał w moich skromnych progach. — Zaśmiał się a długopis znajdujący się w jego prawej ręce, upadł na brudną kartkę. Plamy i kilka zamazanych zdań. Tylko to na niej było.

Mężczyzna w czarnym garniturze podszedł do niego i oparł się obiema rękami o biurko, przy którym siedział chłopak. — Na twoim miejscu bym się tak nie cieszył. Ogarnij się w końcu człowieku! — krzyknął mężczyzna.

Dean otworzył zmęczone oczy i spojrzał na niego zamglonym wzrokiem. — Crowley, Crowley Crowley wyluzuj. — przesunął drżąca rękę z blantem w kierunku swoich ust. Już miał się zaciągnąć, ale mężczyzna nazwany Crowley'em wyrwał mu go z ręki i zgasił na środku kartki.

— Co się z tobą dzieje, Dean? Nie poznaje cię człowieku, chcesz zniszczyć wszystko na co tak długo pracowaliśmy! — krzyknął uderzając pięścią w drewniane biurko, które pod naporem jego siły wydało z siebie zdławione skrzypnięcie.

— Mam w to wszystko wyjebane, po za tym zmarnowałeś mi naprawdę dobry towar. — Mruknął kładąc nogi na drewniany blat.

— Kurwa mać! — krzyknął mężczyzna w garniturze. — Za dwa tygodnie masz koncert, niespieprz tego, rozumiesz? Nie wiem jak to zrobisz, ale do tego czasu masz się ogarnąć. — Wyprostował się, poprawił czerwony krawat i już nic więcej nie mówiąc wyszedł z pomieszczenia.

Chłopak usiadł normalnie, złapał się za głowę i zaczął krzyczeć. Musiał się wyżyć, to była jego ostatnia szansa, ma dwa tygodnie, doprowadzi się do porządku i zagra ten koncert. Tak właśnie zagra go, choćby miał to być jego najgorszy.

Raper |DESTIEL|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz