Rozdział 5.

120 15 2
                                    

Castiel popędzając Meg, zamknął samochód i biegiem rzucił się w stronę szkoły. Jody go kiedyś zabije i na cholerę mu było zgłaszać kandydaturę na przewodniczącego szkoły. To wszystko miało być na żarty. Tylko oczywiście nie przewidział tego, że faktycznie może zostać wybrany.

Zdyszany otworzył drzwi klasy, przeprosił za spóźnienie i rozejrzał się po pomieszczeniu. Oczywiście nie obyło się bez zgryźliwego tekstu pani Milles. Nagle jego wzrok zatrzymał się na pierwszej ławce a konkretnie na ciemnoblond włosym chłopaku siedzącym koło Sama Winchestera. Chłopak ewidentnie był starszy od tego kujona z pierwszej klasy. Castiel zmierzył go całego wzrokiem i musiał przyznać, że pomimo beznadziejnego ubioru wyglądał całkiem nieźle.

— Panie Shurley, mógłby pan skończyć oceniać naszego gościa wzrokiem i zająć swoje miejsce. — powiedziała pani Milles i puścił oczko w kierunku bruneta.

Castiel odchrząknął i zajął swoje miejsce w przedostatniej ławce. A raczej na ławce.

Kobieta wstała z krzesła, włączyła rzutnik i stanęła na środku klasy. — Dzisiaj dokończymy planowanie pikniku rodzinnego w naszej szkole. Zostały nam ostatnie dwa punkty. Nadal nie wiemy jak zachęcić ludzi do przyjścia oraz nie mamy sponsora. Mieliście pomyśleć nad tym w domu i dzisiaj dać mi znać. Jakieś pomysły?

Brunetka rozejrzał się po klasie. — Widzę las rąk. Castiel rozmawiałeś z rodzicami?

Shurley przesunął sobie krzesło tak by móc położyć na nim nogi. — Tak, ojciec pomoże nam finansowo, ale osobiście się nie pojawi. Nic nowego.

— No dobrze to zawsze coś — mruknęła.

Dean zmarszył brwi. — Jaki piknik? — zapytał szeptem.

— Ym, ostatnio byłeś tak zajęty, że nie chciałem ci zawracać głowy. To nic istotnego. — Odpowiedział.

— Wiesz, że mogłem pogadać z Crowley'em. — Mruknął. Oczywiście jego manager pewnie by go wyśmiał, ponieważ to jednak piknik rodzinny. Na dodatek jest to jedna z najlepszych szkół a on nawet swojej nie skończył.

— Daj spokój, starczy ci już problemów z nim. — Burknął Sam. Starszy z braci westchnął jedynie i oparł się znów o drewniane krzesło.

Zebranie trwało jeszcze dobre pół godziny. Z Deana zaczęło schodzić całe odurzenie spowodowane narkotykami. Ręce zaczęły mu drżeć, tykającą wskazówka zegara irytowała go a samo serce zdawało się przyspieszać z każda sekunda. Musiał stąd wyjść. Teraz.

— ... wtedy moglibyśmy nagrać kilka ujęć i dodać je do ... — Dean ocknął się i gwałtownie podniósł się na nogi. Tym samym przerwał monotonny monolog spóźnionego bruneta.

— Przepraszam — wypalił Dean. Zaczął grzebać po kieszeniach bluzy. — Sam, pożycz długopis i kawałek jakiejś kartki. — Młodszy westchnął i wyciągnął piórnik z plecaka oraz jakiś pomazany zeszyt, z którego wyrwał kartkę. Dean nabazgrał na niej swój numer telefoniu i strzelił niezgrabny podpis. — Ja, właśnie sobie o czymś przypomniałem. Muszę wykonać bardzo ważny telefon. W razie potrzeby proszę dzwonić na ten numer. Sammy, będę czekał na parkingu. — Mówiąc to podał kobiecie strzępek kartki a następnie jak najszybszym tempem opuścił klasę. — Do widzenia. — Rzucił jeszcze tylko za nim zamknął za sobą drzwi.

Nauczycielka spojrzała na Sama, jakby chciała zapytać czy wszystko w porządku. Ten jednak machnął tylko ręką.

— Ekhem. Czy mógłbym kontynuować? — zapytał Castiel.

Dean siedział na ławce przed szkołą Sama. Nie mógł wytrzymać, potrzebował usiąść na świeżym powietrzu i posłuchać muzyki. Wyciągnął jak zwykle splątane słuchawki i po krótkiej szarpaninie, mógł oddać się chwili relaksu. Co prawda miał czekać na brata na parkingu. Tyle, że ławka stała przy furtce, więc Sam nie będzie się na niego darł, że znów nie mógł go znaleźć.

Winchester nawet nie wiedział, w którym momencie jego brat znalazł się krok przed nim. Wyciągnął słuchawki z uszy i uśmiechnął się jakby nigdy nic. — To jedziemy?

Sam już miał jakoś skomentować zachowanie Deana, ale nagle podszedł do nich ten spóźniony brunet. — Słuchaj dzieciaku. Nie mam całego dnia, więc musimy się z tym szybko uwinąć.

Dean zmarszył brwi i zapytał. — Uwinąć z czym?

— Jody wyznaczyła nas do zaprojektowania ulotek. — Sam nie brzmiał na zbyt zadowolonego. I szczerze Dean mu się nie dziwił. Castiel wyglądał na typowego bogatego nastolatka, który myśli, że wszystko mu wolno.

— No okay. — Dean wzruszył ramionami i skierował się w kierunku, w którym zostawił Impale.

— Jak coś to mam własny samochód. Spotkamy się na miejscu, wklep mi tylko adres w nawigację. — Castiel wyminął Sama i praktycznie wepchnął Deanowi swój telefon do rąk.

— Jaaasne. — prychnął Dean i szybko wpisał adres.

— Dzięki. — Castiel puścił mu oczko i poszedł w całkiem innym kierunku.

Dean obrócił się w stronę swojego brata. — Już go nie lubię.

Sam zrównał z nim krok. — Ciekawe, on za to ciebie chyba tak. Wiesz, Castiel i jego przyjaciółka Meg są władcami tej szkoły. Są jak król i królowa balu, po za tym zawsze dostają to czego chcą.

— Czyżbyś mnie przed nim ostrzegał? — zapytał Dean wyraźnie rozbawiony.

— Spadaj, tylko mówię. Niby widać go tylko z dziewczynami, ale różne ploty chodzą. — Sam stanął przed błyszczącymi drzwiami czarnego Chevroleta. Już chciał chwycić za klamkę, kiedy Dean krzyknął.

— Czekaj, jeszcze nie otworzyłem! Znowu się zawiesi, ją to boli. — piętnastolatek przewrócił oczami i cofnął rękę. — Po za tym ma głupie imię. Castiel. Kto normalny tak nazywa swoje dziecko?

Co wy na zwiększenie ilości rozdziałów? Od teraz będą pojawiać się co wtorek i czwartek.

A właśnie bo bym zapomniała tutaj wam zostawiam kilka wzorów masek, które nosi Dean by zakryć twarz.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Raper |DESTIEL|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz