Rozdział 9

107 12 19
                                    

— Jak to, co się stało? — Benny podszedł do Deana o krok bliżej.

— Po prostu stąd chodźmy, proszę. — Winchester tylko tyle był w stanie z siebie wydusić. Brzydził się sobą.

— Dobra. Tylko, czekaj, gdzie masz maskę?

Dean pokręcił głową. Benny ściągnął swoją marynarkę i przykrył nią głowę Deana. — Chodź — objął go w pasie i prowadził korytarzem. Muzyka ucichła jakiś czas temu. Praktycznie nikt nie był już w stanie normalnie funkcjonować. Pewnie, nawet jeśli by kogoś spotkali, to ta osoba kompletnie nie zdawała by sobie sprawy z tego, co się dzieje.
Oczywiście uwadze Benne'go nie umknęło to jak wielki ból Dean musiał czuć przy każdym kroku. Chłopak zacisnął rękę na jego ramieniu i starał się nie utkać, co niezbyt mu się udawało.

— Zabiorę cię do siebie. Tak będzie najlepiej. — Powiedział, kiedy sadzał Winchestera na miejscu pasażera. Dean jedynie mruknął coś pod nosem. Wszystko zaczęło mu się zlewać, miał już dość.

Benny praktycznie wniósł Deana do swojego mieszkania i położył go na rozłożonej kanapie. Wcześniej zadzwonił do swojej dziewczyny, aby ta przygotowała jakieś miejsce do spania. Amelia przyglądała się jak jej chłopak poprawia Winchesterowi koc, którym go nakrył. — Co mu się stało? — szepnęła.

— Raczej nic przyjemnego — westchnął. — Jestem zmęczony. Chodźmy spać.

— Nadal myślę, że powinieneś przestać się z nim zadawać. — Burknęła dziewczyna i odwróciła się na pięcie w stronę sypialni. Amelia chodziła z Deanem do jednej szkoły, wiele razy słyszałam o jego ojcu. John Winchester miał dość nieciekawą opinię a ona twierdziła, że Dean i tak prędzej czy później pójdzie w ślady ojca.

— Proszę cię przestań...— ostatni raz spojrzał w stronę kanapy.

— Ile jeszcze będziesz go bronił? — syknęła. — Nie chcę tego ćpuna i alkoholika w naszym domu. Zrozum to w końcu.


***

Castiel obudził się czując promienie słońca na swojej twarzy. Głowa pulsowała mu niemiłosiernie. W nocy wydawało mu się, że będzie dobrze. Jednak się mylił, liczba wypitych shotów, zdecydowanie wyszła po za jego możliwości. Czuł, że cały dzień będzie go męczył porządny kac. Definitywnie to, co wczoraj wypił zmiotło go z planszy, ale pamiętał, że pieprzył jakiegoś chłopaka.

Nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Meg weszła do środka ubrana, w krótkie spodenki i koszulkę. — Dobrze, że zawsze lądujesz w tym samym pokoju. — Mruknęła i zmierzyła go wzrokiem.

— Mam dobre wspomnienia z tym pokojem — zaśmiał się aż poczuł ból z tyłu głowy. — Cholera moja głowa.

— Ha! A jeszcze wczoraj twierdziłeś, że będziesz się trzymał lepiej niż ja. — Teraz to ona się zaśmiała, a Castiel rzucił w nią jedna z poduszek.

— Aaa, fuj — krzyknęła. — Ble, nie wiem, co i z kim tu robiłeś, ale nie będę tego dotykać.

— Od tego są firmy sprzątające.

— Już im współczuję — powiedziała. — A tak w ogóle to twoj brat dzwonił, nikt nie mógł się niby do ciebie dodzwonić. Macie jakąś akcję w domu, masz wracać.

— I na chuj...dobra, ogarnę się i za kilka minut będę na dole, zjemy coś na szybko i pojadę do domu.

Meg zgodziła się i poszła poszukać czegoś do jedzenia. A to mogło być dość trudne, ze względu na wszechobecny bałagan w całym domu. Castiel przetarł twarz dłońmi, wstał ociężale z łóżka i wyciągnął torbę spod niego torbę. Miał tam trochę swoich rzeczy, bo tak się składa, że nie pierwszy raz spędzał noc w domu brunetki. Wziął pierwsze lepsze ubrania i skierował się z nimi do łazienki. W trakcie prysznica starał się sobie cokolwiek przypomnieć. Tylko, że w głowie miał jedną wielką czarna dziurę. Pamiętał, że tańczył z tym raperem, ale później był jakiś blondyn. Za cholerę nie mógł sobie nie przypomnieć, potrzebował jakiegoś tropu. Zakręcił wodę i sięgnął po zawieszony obok prysznica ręcznik. Ubranie się nie zajęło mu dużo czasu a gdy wrócił do pokoju, zaczął zbierać swoje ubrania z podłogi. Zobaczył jedną skarpetkę koło szafki, ale nigdzie nie widział drugiej. Klęknął na jedno kolano i zajrzał pod mebel, coś tam leżało. Przyłożył policzek do podłogi i sięgnął po to coś. No cóż jego skarpetką to, to nie było. Czarna maska. Maska, którą tej nocy miał na sobie ten pseudo raper. Castiel zmarszył brwi i wtedy wszystko do niego wróciło. Taniec. Przeniesienie się do pokoju. Twarz...Deana Winchestera, brata tego kujona z samorządu.

— Kurwa, teraz pamiętam — mruknął do siebie. — Dean...to on jest, o kurwa.

Dzisiaj krótszy rozdział, ale niestety muszę was zostawić w takim momencie.

Do następnego.

Baay!

Raper |DESTIEL|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz