Ciało jej brata po raz kolejny upadło na ziemię tuż przed jej twarzą, uderzając z nieprawdopodobnym hukiem. Gdy spojrzała w tamtą stronę, kolejny raz nie było po nim śladu.
W ciemności wiele rzeczy wydawało się jej prawdą. Każda twarz, która pojawiała się zaledwie na moment. Każdy ruch, który rejestrowała kątem oka i który znikał, gdy tylko obróciła głowę, by obserwować zjawisko uważniej.
W ciemności wiele oddałaby, by ignorować to, co podsyłał jej zatruty miłością umysł. Mimo że kochała Madarę, co wreszcie do niej dotarło i co, po kilku dniach, gotowa była zaakceptować, nie mogła pozwolić, by omamił ją swoimi wizjami. Itachi nie ostrzegłby jej, gdyby nie widział w tym odpowiedniego powodu.
Odetchnęła po raz kolejny. Nie wzdrygała się już na widok twarzy rodziny, nie wstrzymywała oddechu, gdy iluzja mamiła inne jej zmysły. Ze spokojem przyjmowała to, że jest torturowana i choć na początku wrzeszczała i błagała o to, by wizje ustały, w tej chwili wpatrywała się w nie znudzona.
Miała okazję pogodzić się z faktem, że ich śmierć nie była jej bezpośrednią winą. Nie mogłaby nic zrobić. Nie przetrwałaby. Hanae wciąż wzdrygała się, gdy w jej umyśle pojawiał się jego obraz. Cholerny youkai raz po raz powtarzał jej, że umrze i śmiał się w głos z jej wszystkich słabości. Dołączał do niego Hitoshi, Subaru, Tsunade, a nawet kilku joninów z wioski. Wszyscy, którzy w jakiś sposób wpłynęli na jej życie.
Przez moment znów obserwowała ich z niesmakiem, pomieszanym z odrobiną strachu. Ile miała trwać w takiej pozycji? Odetchnęła, na chwilę wyprostowała nogi, by następnie je skrzyżować. Przeciągnęła się i ułożyła na ziemi, ignorując otaczające ją wizje. Zaśmiała się cicho, przypominając sobie o chłopaku z fioletowymi włosami.
Przeciagnęła rękoma po udach, po chwili wpychając palce w kieszenie spodni. Sprawdziła każdy zakamarek swoich ubrań, próbując przypomnieć sobie gdzie podziała się wizytówka od złodziejaszka, który proponował jej pomoc.
Nawet jeśli już kiedyś go wezwała, tym razem gotowa była zapłacić każdą cenę za to, by uciec jak najdalej od siedliska zła. Musiała ostrzec Konohę, musiała zmobilizować siły, Madara planował przecież...
Hanae nie miała pojęcia co też siedziało w jego głowie. Nawet jeśli miała swoje podejrzenia, nadal były niekompletne. Oznaczało to jedynie więcej dni w ciemności, w oczekiwaniu na jego uwagę. Musiała jednak zadbać, by zaufał jej zdecydowanie bardziej niż teraz. Jej rozmyślania przerwał cichy szmer, który słyszała niezwykle często. Po wielu dniach w ciemności była w stanie odróżnić go od innych, wydobywających się z ciemności. Ktoś dosłownie pojawił się przed nią.
Cichy szelest zakomunikował jej, że przybysz kucnął naprzeciw niej, znów podając jej tacę z jedzeniem. Przez kilka pierwszych dni niemal wytrącała ją z jego dłoni, próbując pochwycić ją w ciemności. Nadal nie była w stanie przełamać bariery i użyć sharingana, musiała więc radzić sobie tak, jak potrafiła.
— Dziękuję — mruknęła cicho.
— Nie ma za co — odparł. — Tym razem też chcesz zgadywać?
— Uchiha — prychnęła cicho.
Z każdym kolejnym posiłkiem próbowała odgadnąć kto w ten sposób urozmaica sobie czas. Nie był to Kisame czy też Itachi. Hidan, Kakuzu czy nawet ci, o których tylko słyszała lub oglądała w książeczce bingo.
— A imię? — Usłyszała, niemal czując jak kąciki ust mężczyzny wędrują w górę.
— Madara — wyszeptała z namacalną ulgą w głosie.
CZYTASZ
My envenom destiny || 𝐌𝐀𝐃𝐀𝐑𝐀 𝐗 𝐎𝐂 ✔️
FanfictionHanae jest jedną z pozostałych przy życiu członków klanu Uchiha. Jej przyszłość spowijają cienie przeszłości i widmo grożącej jej śmierci. Młoda kobieta nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej przytł...