Początek naszej historii.

940 63 35
                                    

Domyśleć się można, że relacje między ludźmi, to dosyć skomplikowana sprawa, prawda? Często gubimy się w tym całym bagnie, zwanym uczuciami. Mamy jednak dwie ścieżki, które dane nam jest wybrać. Jedna z nich, idzie na skróty, ale uwierzcie - nie przynosi niczego dobrego. Nie rozwiąże naszych dotychczasowych problemów, tylko zgrabnie je ominie. Niestety, musicie wiedzieć, że one wrócą ze zdwojoną siłą. Możemy wybrać jeszcze prostą drogę. Idziecie naprzód, bez możliwości cofnięcia. Bo w końcu, jeśli chcemy przedrzeć się przez to bagno, nakazane nam jest rozprawić się z największym potworem, który nam w tym przeszkadza. Jest jak boss w grze, którego trzeba zgładzić.  Ty jesteś jak jeden z superbohaterów, a Władca ciem przeszkadza ci w dotarciu do swojego partnera. I uważam, że to lepsza ścieżka. 

Mimo mnóstwo trudnych chwil czy nieoczekiwanych kłótni i zdarzeń, w końcu i my docieramy do końca naszej historii. Ale tak naprawdę ona nigdy nie ma końca, zapisuję się w nas, w naszych sercach, na zawsze. Jest nawet lepsza, od tak wychwalanej historii Romea i Julii - jest nasza. Tylko jedna i wyjątkowa.

Szczerze mówiąc? Gdy obserwuję szczęśliwe zakończenie tej dwójki, wydaje mi się, że to jest dopiero początek. To? To wszystko co tu się wydarzyło, co zobaczyliśmy? To była dopiero rozgrzewka. Teraz, żadne z nas nie ma pojęcia jak potoczą się ich losy. Niestety nie mam już wpływu na ich historię.  To oni muszą wybrać ścieżkę, którą będą podążać. 

Zawsze było tak blisko, aby ich historia rozpoczęła się jeszcze wcześniej.

Na przykład, pamiętacie ich pierwsze spotkanie? Ona, już gotowa wypowiedzieć swe imię. Tak blisko było, aby ich niewiedza spowodowała utratę swoich tożsamości. Nie wiadomo ile jeszcze razy mogli się tak zdradzić, jednak w końcu nadszedł ten moment, kiedy spojrzeli sobie w oczy i wypowiedzieli swoje imię.

Tak kręta droga, musiała się kiedyś skończyć. Choćby, po tak długich oczekiwaniach, taką wpadką. Ich szczęście właśnie się osiedliło, a oni ze spokojem mogli odkryć zakazany owoc, który w tym przypadku był Agrestem.

A więc o to i jesteśmy, na samym końcu, a jednocześnie początku ich historii. To tutaj ich droga nie ma już żadnych zakrętów i dziwnych ścieżek.  Spójrzcie tylko, jacy są szczęśliwi, zszokowani. Adrien Agreste to tak naprawdę ten głupi kot. Kto mógł się spodziewać?

I chodź z początku nic nie wskazywało na to, że taka będzie ich historia, to w końcu wiemy, że los lubi zaskakiwać. Zawsze, bez wyjątków.

Przejdźmy więc do ostatniego rozdziału ich skomplikowanej historii i spójrzmy na ich twarze raz jeszcze.

***

Spojrzała się na niego, nie wiedząc kto bardziej zszokował się jej słowami. Wypowiedziała je tak niespodziewanie, że teraz sama nie była pewna, czy to może być prawda, chodź dobrze wiedziała, jaka jest odpowiedź.

W jej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Zszokowana, dopiero, z dosyć dużym opóźnieniem, zaczęła rejestrować aktualną sytuację. Zrozumiała, że leży na Adrienie, zrozumiała, że leży na kocie. Zrozumiała, że cały ten czas spędzała nie z dwoma różnymi osobami, a z jedną, w dodatku będąca jej chłopakiem. Szok wymalowany na jej twarzy powoli się pogłębiał, a z każda minutą,  gdy w myślach łączyła fakty, jej serce biło coraz szybciej i szybciej.

Jakim cudem mogłam być tak głupia?

To pytanie spadło na nią, jak kowadło.  Oczami wyobraźni widziała każdą sytuację z udziałem jednego chłopaka, a jego dwóch tożsamości, począwszy od napisania na tej dziwnej aplikacji internetowej,, do poszukiwań w szkole, aż do wyznania uczuć. Wizyta Plagga, tego dnia, gdy skuto ich kajdankami - no jasne,  przyszedł do swojego właściciela. Blondyn, który siedzi razem z nią w tej samej klasie...  I dzień, gdy upadła na niego, na Adriena, całując go. To dlatego go teraz rozpoznała. To wszystko miało sens. A ona była naprawdę ślepa. 

-Czarny Kocie.- powiedziała na głos, patrząc się w daleki punkt, byleby nie skierować wzroku na jego twarz, która zapewne ukazywała taki sam szok.

Kiedyś musiała wybierać, pomiędzy Adrienem, a kotem. A teraz? Teraz miała ich obu, mieszczących się w jej jednym, malutkim, kruchym sercu.

Niesamowite było to, jakie uczucia jej towarzyszyły. Szok, niedowierzanie. Po chwili złość na samą siebie, za tak niski iloraz inteligencji jak i ślepotę, podejrzewam, że wrodzoną. A później? Szczęście. Szczęście, które rozlało się po jej całym ciele, powodując przyjemne dreszcze. Szczęście, które rozpłynęło się na jej twarz, rozciągając kąciki ust w uśmiech tak mocno, że aż było to bolesne. Bo to był on. To był jej kot.

A ona właśnie na nim leżała.

Poderwała się nagle na nogi, jakby coś ją od niego odepchnęło.

-Mam coś na twarzy?- spytał, próbując załagodzić sytuacje. Nie było to najlepszym pomysłem, ale zawsze trzeba próbować, prawda?

Spojrzała się na niego morderczym wzrokiem, zaciskając pięści.

-Agreste.

Te słowa wydały jej się takie dziwne. Mówiła do niego jego prawdziwym imieniem, mimo, ze ten wciąż był pod maską.

Ten jedynie westchnął i podniósł się, a po chwili rzekł:

-Marinette... Po prostu zapamiętaj tą chwile, bo to nasz pierwszy raz i jest wyjątkowy.- powiedział cicho, a następnie podnosząc ton, wypowiedział swą formułkę. Marinette, mimo, że była do tego przyzwyczajona, tym razem, nieprzygotowana na rażące, zielone światło, które rozbłysło po pokoju, przymknęła oczy, przysłaniając je dłonią.

Po chwili w salonie Marinette Dupain-Cheng, stał Adrien Agreste. Jej dobry przyjaciel, w którym skrycie coś czuła.

-Niespodzianka...?- dodał po chwili ciszy, której nie mógł wytrzymać.

Jej oczy napełniły się łzami, które zaczęły spływać po jej policzkach, jedna za drugą. Szczęka zaczęła się jej trząść, wyglądało jakby zaraz miała się rozpłakać, tymczasem ona po prostu znów ukazała swe zęby w szerokim (szokująco długim) uśmiechu, śmiejąc się.

-Pieprzony Agreste.- zaśmiała się i podeszła do niego, wtulając się w jego umięśniony, dzięki zwinności zdobytej jako Czarny kot, tors, a do jej nozdrzy dotarł miętowy zapach męskich perfum, które dziewczyna tak kochała. Kot też takich używa, dziwne, prawda?

-Marinette, zajęło ci to tak długo, że zaczynałem się martwić.- rzekł ostrożnie, jakby przygotowując się na atak z jej strony. Dostał jedynie mrożące krew w żyłach spojrzenie, od którego momentami dostawał gęsiej skórki.

-Mieszałeś mi w głowie... Ale nie mam pojęcia czego tak się bałam. To w końcu ty. To po prostu ty.- spojrzała w jego oczy, w których było widać poruszenie.

-Ach, a więc teraz jestem dla ciebie po prostu Adrienem, tak? Takim zwyczajnym, zwykłym chłopakiem?

Poruszyła przecząco głową, wspięła się na palcach do jego twarzy, dzięki czemu ich usta dzieliły milimetry. Uśmiechnęła się lekko i szepnęła:

-Ty nigdy nie byłeś zwyczajnym chłopakiem. Jesteś moim szczęśliwym trafem, kocie.- owinęła swoje ręce wokół jego szyi i zetknęła ich usta ze sobą. Czekała na ten moment tak długo i mówią, że przez wyobrażanie sobie nie wiadomo czego, będziemy zawiedzeni, kiedy już dojdzie do tej upragnionej rzeczy, ale nie tym razem. Ta chwila była tak magiczna, jak to sobie wyobrażała Marinette. Nie był to zwykły pocałunek, bo przecież robili to wiele razy. Tym razem obydwoje włożyli  w to tyle uczuć, jak za pierwszym razem, tylko dwa razy mocniej. Szczęście jakie ich wypełniło, uczucie, jakim siebie darzyli...

Gdy zabrakło im oddechu, Marinette powoli odsunęła się od chłopaka, wpatrując się w jego oczy. 

I nagle trafiła ją pewna niepokojąca rzecz.

Została jeszcze jedna tożsamość do odkrycia. I ona wiedziała, że musi mu to wyznać, tym razem bez żadnych głupich dochodzeń, które tylko marnowałyby ich czas razem. Musiała mu to powiedzieć tutaj. W tym salonie. W tym domu, gdzie wszystko się zaczęło.

-Adrien... A Biedronką jest...

Miraculum |SMS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz