- Nigdzie z nami nie pójdziesz! To niebezpieczne! - zaprotestował Ron.
- Ciszej - upomniał go Potter.
- Czemu niby miałabym nie iść?- zapytałam z zadziornym uśmiechem.
- Kate, proszę - odezwał się Harry błagalnym tonem.
- Chcecie zginąć? Proszę bardzo, droga wolna - zbulwersowana odwróciłam się do nich plecami i ruszyłam w stronę zamku.
- Zaczekaj! - krzyknął za mną Potter. Nie miałam ochoty być już w ich towarzystwie, więc przyspieszyłam kroku.
Po jakimś czasie dotarłam do szkoły i ruszyłam pierwszym - lepszym korytarzem, błądząc wśród labiryntu schodów.
Gdy mijałam obraz śpiącego czarodzieja w tęczowej szacie, usłyszałam głos. Nie był to ten sam straszny, co przy atakach, a na pewno nie należał do nikogo kogo znałam.
- Nie pozwól, by cię znienawidził!
Rozejrzałam się dookoła kilka razy. Nie było tu nikogo, oprócz mnie.
Spojrzałam na zegar. Zostały niecałe 2 minuty do "randki" Pansy!
Jeszcze zdążę dziś się pośmiać!
W połowie drogi do Wieży Astronomicznej, zatrzymałam się. „Nie pozwól, by cię znienawidził"... Co jeśli to dotyczyło tego spotkania...?
Ruszyłam biegiem w stronę Wieży. Nie przejmowałam się już czy ktoś mnie zobaczy.
•••
Powoli weszłam po metalowych schodkach na szczyt wierzy. Czułam jak przyjemny wiatr rozwiewa moje rude włosy. Uniosłam głowę. Ze skupieniem obserwowałam niebo, usiane milionami gwiazd.
- Nie masz na imię Pansy, prawda? - głos Cedrica przerwał ciszę, jaka dotąd panowała.
- Dopiero się domyśliłeś? - szepnęłam, podchodząc do metalowej barierki.
Pochyliłam się najmocniej jak potrafiłam i utkwiłam swój wzrok na Zakazanym Lesie.
- Spadniesz - oznajmił.
- Nie spadnę - rzuciłam lekceważąco. Wzrok przeniosłam z powrotem na niebo.
- Gwiazdy dzisiaj, prawie dorównują twojej urodzie - chłopak rzucił komplementem w moją stronę.
Roześmiałam się szczerze.
- Ten tekst był prawie tak głupi, jak Filch - powiedziałam, odwracając się do chłopaka.
Teraz plecami opierałam się o zimny metal, służący za barierkę bezpieczeństwa.
- Jak to jest, że ty zawsze wiesz jak zgasić zapał i chęć u człowieka? - zapytał z nutką sarkazmu.
- Wrodzony talent - prychnęłam.
- Prychasz jak kot, wyjątkowo piękny kot - zauważył, posyłając mi uśmiech.
- Zamorduje cię z zimną krwią, jeśli jeszcze raz mnie skomplementujesz - warknęłam.
- Nie zabiłabyś mnie - roześmiał się, lecz widząc mój morderczy wzrok zamilkł.
- Jak ja kocham ciszę - westchnęłam. - Strzeliłabym ci jakąś zabawną historie o tym jak zostajemy parą, a potem spycham cię z 10 piętra, ale to już jest chyba przereklamowane.
Na moje słowa roześmiałam się złowieszczo, tak dla klimatu.
- Miło było, ale muszę jeszcze uratować brata i jego przygłupiego przyjaciela - powiedziałam i zbiegłam ze schodów z prędkością światła.
Znów biegłam przez Hogwart tą samą drogą co wcześniej, tylko tym razem w odwrotną stronę.
Wreszcie dotarłam na skąpane w mroku Błonia. Ruszyłam biegiem przez sam środek, wszystko byleby zdążyć na czas. Biegłam ile sił w nogach, kiedy nagle usłyszałam w głowie ten sam szept co przed spotkaniem z Cedriciem.- Auto
Auto... Jakie znowu auto?!
Zatrzymałam się przy chatce Hagrida, zmęczona nieustannym biegiem i rozejrzałam dookoła. Słyszałam dziwne dźwięki od strony lasu.
- Harry? Ron? - wyszeptałam. Może nigdzie nie poszli i tylko robią mi głupi żart?
- Ej! To nie jest śmieszne - zaprotestowałam sfrustrowana. Nie, na pewno są już daleko w lesie.
Nikt mi nie odpowiedział, a trzask gałęzi był coraz głośniejszy. Chciałam uciekać, ale mój wewnętrzny instynkt podpowiadał mi, żebym zobaczyła kto lub co się zbliża.
Po chwili oślepiło mnie światło, a z gąszczu drzew Zakazanego Lasu wyjechało auto taty.
- Co do... - chciałam krzyczeć, ale ugryzłam się w język.
Drzwi kierowcy otworzyły, a ja lekko przestraszona wsiadłam do środka pojazdu.
Przecież ja nie umiem prowadzić!
•••
Pędziłam z każdą sekundą coraz szybciej. W oddali słyszałam krzyki, zupełnie takie jak w moim śnie.
Po jakimś czasie zobaczyłam uciekających co sił w nogach Pottera i Rona. Podjechałam do nich, a drzwi auta same się otworzyły. Gryffoni wpadli do środka, krzycząc coś o wielkich pająkach. Chwilę później zrozumiałam o czym mówili...
Zza drzew wysunęła się horda gigantycznych pająków idących prosto na nas.
- Kate! Ruszaj! - przekrzykiwali się przerażeni gryffoni.
Nacisnęłam pedał gazu, ale samochód nawet nie raczył się ruszyć.
- Szybko! - popędzali mnie, gdy ja cały czas próbowałam uruchomić to głupie auto.
Gdy pierwszy - chyba największy - z nich był już z dwa metry od nas, samochód ruszył z z prędkością światła pędząc ku grupie pająków.
Przerażona nagłą możliwością śmierci złapałam za kierownicę próbując zawrócić auto. Niestety po chwili pojazd przyspieszył jeszcze bardziej i wjechał w armię pająków roztrącając je na wszystkie strony.
Po jakimś czasie jazdy zawrócił gwałtownie kierując się ku wyjściu z lasu.W końcu zatrzymał się przy chatce Hagrida i otworzył drzwi pasażerskie wyrzucając ze środka Rona i Pottera. Idąc za ich "przykładem" otworzyłam drzwi i wysiadłam, w myślach dziękując, że ta okropna podróż dobiegła końca.
Kiedy oddaliliśmy się na bezpieczną odległość od auta, samochód jak gdyby nigdy nic, wjechał z powrotem do Zakazanego Lasu.
- Ee... Kate? - usłyszałam mamrotanie za sobą. Chłopcy nie wiedzieli co powiedzieć.
Wywróciłam oczami słysząc ich nędzne próby podziękowania mi za ten cudownie szlachetny czyn uratowania ich.
- Nie ma za co - mruknęłam nie czekając już na podziękowania i ruszyłam powolnym krokiem w stronę zamku.
Teraz chcę już tylko spać...
CZYTASZ
Love in Hogwart || Kate Weasley
FanfictionNIE BĘDZIE KONTYNUOWANE Kate Weasley wiedzie "normalne" życie, a przynajmniej dla niej. Kochająca rodzina, dom i kilku znajomych z sąsiedztwa - to wszystko co było jej potrzebne do życia. W końcu nadchodzi dzień wyjazdu do Hogwartu, a tam świat Kate...