• 17 •

312 17 0
                                    

Dokładnie o umówionej godzinie dotarłam pod lodziarnię na Pokątnej. Nigdzie nie dostrzegłam znajomej szatynki, więc zajęłam wygodne miejsce na dworze. Po jakimś czasie pojawiła się Granger.

- E... Cześć? - przywitała się niepewnie Hermiona, zajmując krzesło na przeciwko mnie.

- Hej... Ja chciałam przeprosić... No sama wiesz - wymamrotałam, zakładając za ucho kosmyk rudych włosów. Nigdy nie byłam specjalnie dobra w przepraszaniu.

- Tak, wiem... Ale nie potrafię powiedzieć czy jestem w stanie ci wybaczyć - westchnęła szatynka, wbijając wzrok w swoje dłonie.

Przygryzłam wargę, ja też zaczęłam obserwować swoje dłonie, które w tamtym momencie były niezwykle interesujące.

- Wtedy na początku pierwszego roku... Ja podsłuchałam twoją rozmowę z Ronem... Ty naprawdę tak o mnie myślałaś? - Hermiona spojrzała mi w oczy.

Poczułam, jak się rumienie ze wstydu. Doskonale wiedziałam, o czym mówiła gryffonka.

- Na pewno nie myśle tak teraz, bo w końcu nie zapraszałabym cię na lody, prawda? - próbowałam trochę rozładować napiętą atmosferę.

- Z początku myślałam, że to żart - przyznała szczerze Granger, na co niemal wybuchłam śmiechem. Na szczęście zakryłam sobie usta dłonią, ograniczając się do rozbawionego prychnięcia.

- Ja byłam wręcz przekonana, że nie przyjdziesz - wzruszyłam beztrosko ramionami. Jak już się chwalimy swoimi odczuciami to na całego.

- Czy ty naprawdę tego wszystkiego żałujesz? - zapytała Hermiona, gdy otrzymałyśmy zamówione już wcześniej lody.

Nigdy nie jadłam lodów o smaku karmelowych ciągutek i malin, ale w sumie nie były takie złe.

- Oczywiście, że żałuje - wyznałam po jakimś czasie, przerywając ciszę, jaka panowała pomiędzy nami.

- W takim wypadku jestem w stanie ci wybaczyć - szepnęła Granger. Widziałam, jak jej oczy się zaszkliły.

Ja się jednak nie hamowałam, a pojedyncza łza spłynęła po moim zaróżowionym policzku.
Przez jakiś czas się do siebie nie odzywałyśmy, jedząc w spokoju swoje lody, które nawiasem mówiąc były okropnie słodkie.

- Na Merlina, przestań krzyczeć! - do naszych uszu dobiegł znajomy głos. To była Daphne Greengrass.

- Muszę się gdzieś schować - wyszeptałam, ostrożnie wstając się z siedzenia.

Hermiona poszła za moim przykładem i po chwili obie opuściłyśmy teren lodziarni. Wspólnie wmieszałyśmy się w tłum czarodziejów, trzymając się za ręce. Nie mogłyśmy się zgubić, nie teraz, gdy wszystko zaczęło się układać.

- Choć do Madame Malkin - zaproponowała Hermiona, ciągnąc mnie za rękę w stronę sklepu z szatami. W końcu i tak musiałyśmy odwiedzić ten sklep.

Weszłyśmy do środka, uruchamiając dzwoneczek nad drzwiami.

- Dzień dobry! - przywitałyśmy się chórem.

Hermiona zajęła pierwszy stołeczek od lewej, a ja ten tuż obok. Ekspedientka zdjęła z każdej z nas miarę i udała się na zaplecze, zostawiając nas same.

- Więc, jak to jest być ślizgonką? - zapytała Granger, chcąc zacząć rozmowę.

- No nie najlepiej... Ale w sumie całkiem dobrze - odpowiedziałam, patrząc w lustro, które przed nami stało.

W tafli lustra nie widziałam już dwóch roześmianych dziewczynek, jakimi byłyśmy podczas podróży na pierwszy rok. Teraz miałyśmy po trzynaście lat. Może i to nie tak dużo, ale teraz wyraźnie było widać zmiany w naszym wyglądzie.
Moje niegdyś krótkie i rzadkie rude włosy, przemieniły się w długie oraz gęste.
Oczywiście wciąż byłam średniego wzrostu i, jakoś to mi w szczególności pasowało.
Dalej na twarzy miałam piegi, ale teraz zdawały się mniej widoczne niż wcześniej.
Wciąż miałam śliczne, zielone oczy, które uważałam za mój największy atut. To one były moim przekleństwem, jak i zbawieniem naraz. Dało się z nich wyczytać wszystko, mimo kamiennej maski, którą miałam w zwyczaju zakładać.

Love in Hogwart || Kate WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz