s e v e n

388 40 6
                                        

Od czasu zapadnięcia Renjuna w sen minęło dokładnie trzynaście godzin, czterdzieści sześć minut i dwadzieścia siedem sekund. Dwójka chłopców wciąż nieprzerwanie trwała przy najstarszym, zamieniając między sobą jedynie pojedyncze zdania. Chwile spędzone w tej cholernej niepewności, skłoniły młodszego z nich do przemyśleń.

Czym tak właściwie jest czas?

Każdego dnia tak wiele razy spoglądamy na tarczę zegarka, chcąc wiedzieć, jak wiele minut minęło oraz ile nam pozostało. Nie zauważamy, że w niektórych przypadkach czas zdaje się płynąć szybciej niż zazwyczaj, aby później ponownie zwolnić, sprawiając, że każda minuta dłuży się i trwa w nieskończoność.

Ciągle powtarzamy, że doba jest dobą, godzina godziną, a jednostki czasu - niezmienne. Jednak co sprawia, że pięć dni spędzone w towarzystwie ukochanych osób mijają niczym najkrótszy przebłysk, zaś dwie minuty, które pozostały do końca lekcji, stają się nieprzemijającą katorgą?

Czas jest zależny.

Właśnie dlatego Jaemin niecierpliwił się coraz bardziej. Ponieważ pozornie krótki odłam całego życia trwał wieczność. Ponieważ zniecierpliwienie zaczynało władać całą jego osobą. Ponieważ Renjun wciąż nie otworzył oczu.

Jego rozmyślania przerwał Jeno, podający mu kolorowy kubek, pełen gorącej, aromatycznej kawy.

- Nie jesteś zmęczony? - zapytał, spoglądając ze zmartwieniem na młodszego.

Jaemin upił łyk otrzymanego napoju, po czym zwilżył usta, jednocześnie sprawiając, że zniknęły z nich pozostałości wcześniej spożytego płynu. Czuł smak miodu i cynamonu, które zostały dodane do cieczy, przez co nabrała ona niemal uzależniającej słodyczy. Spojrzał na Jeno, a na jego twarz wpłynął lekki, prawie niezauważalny uśmiech.

- Czuję się dobrze. Nie musisz się o mnie martwić...

Zdawało się, że w pomieszczeniu ponownie zapadnie głęboka cisza, dokładnie taka sama co wczoraj, dzisiejszego ranka, czy kilka minut temu, jednak zamiast tego nastolatkowie usłyszeli ciche szmery.

W ułamku sekundy zwrócili swój wzrok w stronę łóżka, na którym leżał, teraz już przytomny, Renjun. Chłopiec mrużył lekko oczy i próbował podnieść się do pozycji siedzącej, co uniemożliwił mu, znajdujący się najbliżej, Jeno.

- Co się stało? - zapytał oszołomiony brunet, patrząc na przemian na Jaemina oraz Jeno.

- Zemdlałeś. - odpowiedział błyskawicznie najmłodszy z całej trójki, po czym przykląkł bliżej łóżka. - Tak bardzo się martwiłem...

Ku zdziwieniu Renjuna, Jaemin chwycił jego dłoń. Widząc łzy rozemocjonowania w oczach młodszego, siedzący ścisnął ją lekko i pogładził uspokajająco. Kątem oka spojrzał w kierunku Jeno, opierającego się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami. Białowłosy patrzył na niego z naganą, która sprawiła, że Renjun spuścił wzrok.

- Lee Jeno, ja...

- Obiecałeś. - oschły głos Jeno przerwał jego wypowiedź. - Obiecałeś, że nie doprowadzisz się więcej do takiego stanu. Obiecałeś, że będziesz na siebie uważał. Obiecałeś mi to.

Mimo, że ton jego głosu wydawał się spokojny, wręcz obojętny, Renjun zauważył buzujące w jego przyjacielu emocje - zmartwienie, żal oraz radość z tego, że starszy w końcu się obudził. Brunet czuł wyrzuty sumienia. Wiedział, że zmartwił i zawiódł wiele osób, jednak nie żałował tego co zrobił. Cieszył się ze świadomości, że staje się coraz słabszy, coraz chudszy, że umiera.

problems; nct dreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz