Mark był zmęczony.
Nie chodziło o fizyczne znużenie. Czuł jednak, że jego umysł jest wyczerpany w takim stopniu, że wystarczy chwila, jedno przymknięcie oczu, moment rozkojarzenia, a stanie się bezmyślną kukiełką, za której sznurki pociąga ktoś zupełnie inny.
Zabawnym jest fakt, iż przez myśl mu przeszło, jakoby to właśnie znany już wszystkim Lee Donghyuck miał kierować jego egzystencją.
Od zawsze byli nierozłączni. Stanowili nierozerwalne połączenie, każdego dnia będąc razem i wspierając się nawzajem. Ludzie szeptali, plotkowali i dopisywali nieistniejące wydarzenia do historii ich relacji, jednak oni się tym nie przejmowali - przecież mieli siebie, prawda?
Mark marzył o tym, by wrócić do tych beztroskich czasów, kiedy jedynym zmartwieniem było to, jaki smak lodów powinien wybrać.
Czuł, że Haechan się zmienił. Nie mógł go za to winić, on również przeszedł pewną przemianę podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych. Powinien zaakceptować to, że jego ukochany nie jest już tym wiecznie radosnym piętnastolatkiem.
Powinien, jednak nie potrafił.
Nie wtedy, gdy widział jak przez narastające problemy, on i Donghyuck oddalają się od siebie. Jak między nimi pojawiają się coraz to nowsze tajemnice, a pocałunki nie są już przepełnione radością z ponownego spotkania.
Ponoć wszystko ma swój koniec, nieprawdaż? Bał się, że niedługo nadejdzie koniec ich relacji, a on znowu zostanie sam z pustką w sercu i bukietem zwiędłych róż w dłoniach.
Wiedział jednak, że jeśli Haechan zechce odejść, nie będzie go zatrzymywał. Choć sprawi mu to niesamowity ból, nie będzie błagał, bo najważniejsze jest dla niego szczęście ukochanej osoby.
Czy właśnie tak wygląda prawdziwa miłość?
***
- Cześć... Przeszkadzam?
- Nie, oczywiście, że nie. Dlaczego dzwonisz?
- Słyszałem nieco o twoich... zainteresowaniach.
- Co masz na myśli?
- Chciałbyś wyjść gdzieś wieczorem?
Nastała chwilowa cisza, którą po kilku sekundach przerwało ledwo słyszalne westchnięcie.
- Gdzie i o której?
***
Renjun płakał.
Wylewał łzy za stracone chwile, za wszelkie kłamstwa i niespełnione obietnice. Płakał nad własną niewinnością, zmarnowanym dzieciństwem.
Nienawidził siebie za to, że kilka lat temu zaczął jeść mniej, że zapragnął być najchudszy, najlepszy; za to, że nie postanowił zmienić się w zdrowy sposób oraz za to, że teraz nie jest wystarczająco silny, by przestać.
Marzył o tym, aby być zdrowym. Móc bez wyrzutów sumienia zjeść ciastka, lody czy też zwykły kawałek chleba. Jednak odkąd to wszystko się zaczęło, on widział w jedzeniu wyłącznie liczby.
Irytowało go przedstawianie tej choroby, jako coś pięknego. Nieraz spotkał ludzi myślących, że ta wyjątkowo restrykcyjna dieta to dobry sposób na błyskawiczne stracenie zbędnych kilogramów, a całość opatrzona jest w filigranowe postacie z uroczymi uśmiechami przyklejonymi do twarzy.
Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej.
Zaburzenia odżywiania nie były piękne. Renjun kojarzył je z wyrzutami sumienia, litrami wypłakanych łez i bólem mięśni. Bolącym z przejedzenia żołądkiem oraz błagającym o jedzenie umysłem. Z lekami przeczyszczającymi, gardłem zdartym od zwracania posiłków i kilogramami, które za każdym razem pojawiały się ponownie.

CZYTASZ
problems; nct dream
Fanfictiongdzie okazuje się, że wszelakie problemy są o wiele powszechniejsze niż nam się wydaje, lecz tylko nieliczni są w stanie je dostrzec. lub gdzie klub literacki staje się miejscem zwierzeń siedmiu nastolatków. tw! książka porusza tematykę myśli samobó...