35

604 42 72
                                    

  Miał już dość tego dzwoniącego wiecznie budzika. Próbował zakrywać uszy swoimi małymi łapkami, ale to nic nie pomagało. Dalej słyszał tą walniętą melodyjkę. Oczywiście jego właściciel spał jak zabity. Chciało mu się gadać z Biedronką do późna, teraz są tego efekty. Ale on go nie będzie budzić. To nie jest w jego obowiązkach.

  Wtem usłyszał kroki na schodach. Czym prędzej schował się za maszynę do szycia. Drzwi lekko uchyliły się. Zobaczył wychylającą się zza nich głowę blondynki. Podeszła do łóżka. Trzymała w rękach jakąś miskę. Stanęła nad śpiącym synem i przechyliła naczynie. Lodowata woda natychmiastowo obudziła dzieciaka.

  - Adrienie Agreste! Wołam ciebie od dwudziestu minut! Ten cholerny dzwonek słychać aż na dole w piekarni! Tak nie można pracować! Za piętnaście minut zaczynają się lekcje. Lepiej żebyś się nie spóźnił, bo dostaniesz szlaban! Wstawaj z tego łóżka i to migiem! - kobieta chwyciła go za koszulkę w taki sposób, że spadł z łóżka na podłogę. - Czternaście minut! - zawołała i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.

  Podleciałem do chłopaka.

  - Wszystko w porządku młody?

  Spojrzał na mnie wściekły.

  - Dlaczego mnie nie obudziłeś?

  - Próbowałem. Ale ty spałeś jak zabity. Trzeba było dłużej romansować z Biedronką... - zaśmiałem się.

  - Skończ, dobra? - odparł, po czym wstał i zaczął biegiem ogarniać się do szkoły.

  Schowałem się do jego kieszeni. Po chwili zielonooki wystrzelił szybko z domu. Dobrze, że ma blisko do szkoły. W sumie dzięki tym biegom mógłby wziąć udział w zawodach sportowych. Dla przykładu biegi. Nikt by go nie dogonił.

  Słyszałem, że chłopak zwolnił. Odchylił swoją koszulę. To był nasz znak, że jest czysto, a ja mogę schować się niezauważony do jego torby. Serio wolałem torbę od jego kieszeni. Po pierwsze, nie zostanę tam zgnieciony przez tego mulata, bo on się wiesza na blondasku niemiłosiernie. Po drugie, ta blond tapeciara. Ta jest jeszcze gorsza od tego typa w czapce. Bo ona dodatkowo się ślini. A to nie służy mojemu pięknemu ciałku. Po trzecie, w torbie zmieści się więcej camemberta! I to jest najważniejszy powód, dla którego tam siedzę. Chociaż ta sknera lubi trzymać mój kochany serek w szafce i podczas lekcji muszę głodować i czekać na wybawienie, którym jest przerwa. Bo wtedy idziemy do szafki i mogę dostać należny mi camembert!

  Zadzwonił dzwonek... Czekaj, ta blond cholera nie dała mi od rana sera! Teraz będę głodny! W sumie torba leży na podłodze, ta ruda babka w spokoju prowadzi lekcje, każdy jest zainteresowany sam sobą. Wychyliłem się z torby. Czekaj... Czuję coś pysznego! To nie jest camembert, ale chyba jakiś ser pleśniowy, bo jego zapach czuję aż tutaj. Mówi się trudno.

  Zacząłem się skradać pod krzesłami. I takim oto sposobem dotarłem do torby... Kima? Zajrzałem do środka. To był fałszywy trop. Śmierdzące skarpety na zajęcia sportowe. A tak miałem nadzieję, że to będzie jakiś serek...

  - I dlatego chciałbym poprosić pana Toma Dupain o przedstawienie warunków konkursu.

  Odwróciłem się. W klasie stał dyrektor szkoły oraz jakaś chuda baba w granatowym gajerku w okularach. Szybko schowałem się w torbie Adriena i patrzyłem na dalszy rozwój wypadków.

  - A gdzie jest pan Dupain? - zapytał pan Damocles.

  - Tutaj - odparła kobieta odwracając tablet w stronę klasy. Marinette widząc to przewróciła oczami.

  - Dź-dzień d-dob-bry p-panie D-dupain... - mężczyzna zaczął się kajać.

  - Mam do was pewną sprawę. W waszej szkole zostanie zorganizowany konkurs mody. Chętne osoby będą musiały zaprojektować melonik. Swoje projekty przedstawią jutro, które będę oceniał. Projekt osoby, który wygra, pojawi się w następnej sesji, w której modelką będzie Marinette. Dziękuję i życzę powodzenia.

  W tej chwili zadzwonił dzwonek na przerwę i wszyscy wyszli z klasy.

  Zerknąłem na blondyna. Nigdy nie był aż tak zajarany. Wyciągnął swój szkicownik i zaczął go szybko przeglądać.

  - Nie, nie, nie, nie, nie... - mamrotał pod nosem. Wtem do chłopaka podeszła mulatka.

  - Co jest? Jesteś taki blady jakbyś zaraz miał zemdleć tutaj.

  - Alya, to wielka szansa! Mogę zrobić melonik, który Mari założy na sesję! Ale jest jeden problem. W szkicowniku mam czapki, berety, kapelusze... Wszystko. Oprócz melonika - usiadł zrezygnowany na ławkę.

  Dziewczyna chwyciła zeszyt blondyna i zaczęła go przeglądać. Nad nią pojawił się cień. Ktoś się nad nią pochylał. Spojrzała do góry. To była fiołkowooka.

  - Wow, Alya! Świetne projekty! Naprawdę masz szanse wygrać ten konkurs!

  - Dzięki Mariś, ale to nie są moje projekty. Tylko Adriena.

  Zielonooki pod wpływem spojrzenia modelki spadł z ławki, po czym szybko na nią usiadł.

  - Agreste, naprawdę świetne projekty. Mam nadzieję, że wygrasz, a mi będzie do twarzy w twoim meloniku - uśmiechnęła się do niego.

  - T-tak, na pewno będzie fajny, bo... Bo interesuję się modą... - mulatka pokazała mu kciuki w górę. - I interesuję się także tobą... - przyjaciółka zaczęła krzyżować ręce. - Znaczy... Dzięki? - odparł niepewnie.

  - To do jutra Adrien! Pa Césaire! - zawołała i zaczęła się kierować do wyjścia ze szkoły.

  - Agreste, wyluzuj trochę jak z nią gadasz... Jeszcze nam ją wystraszysz - zaśmiała się. - To co, idziemy na koktajl?

  - Wybacz, ale muszę lecieć poszukać inspiracji. Widzimy się jutro! - chwycił torbę i zaczął biec. Zderzył się ze ścianą. - Nic mi nie jest! - odparł i pobiegł dalej.

  Brunetka cicho westchnęła i poprawiła okulary. On nigdy się nie zmieni...

  ~~~~~

  Wyleciałem z torby chłopaka. Ten usilnie próbował coś narysować. Ale każda kolejna kartka zostawała zgniatana i wyrzucana.

  - Młody, coś się tak napalił na ten kapelutek?

  - Ty nic nie rozumiesz. Te prace będzie oceniał sam pan Dupain. Wiesz dobrze, że jestem jego ogromnym fanem. Gdy mój projekt mu się spodoba, pomoże mi to zaistnieć w świecie mody, a Marinette będzie nosić moje projekty i...

  - Dobra, nie zamęczaj mnie już. Przestałem słuchać po dwóch słowach.

  Zielonooki się zaśmiał i spojrzał przed siebie. Policjant dał pewnemu mężczyźnie mandat, że dokarmiał gołębie i przepłoszył ptaki. Zrobiło mu się szkoda mężczyzny.

  Wtedy go olśniło. Pióra! Zaczął szybko rysować. I wtedy na kartce papieru pojawił się idealny melonik. Odsunął trochę szkicownik i podziwiał swoje dzieło.

  - No nawet ładny. A dasz mi camembert?

- Jak będziemy w domu. Chodźmy już.

  Chłopak chwycił torbę i pobiegł do domu. Nie wiedział tylko, że ktoś mu się przez cały czas przyglądał i zamierzał wykorzystać jego pomysł.

~~~~~~

Witajcie Plaggiątka!

Trochę perspektywy Plagga chyba nikomu nie zaszkodzi xD

Dajcie znać, czy wam się podoba rozdział

Do następnego! :)


Ps. Mam pomysły na inne ff o tematyce Miraculum.
Zacząć je pisać?

Tylko „ przyjaciele "?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz