43

541 43 95
                                    

  - Biedronsiu - złapał jej ramię, jeszcze przed wejściem do pokoju córeczki burmistrza. - Wiedz, że jeśli wyprowadzi mnie z równowagi, to od razu znikam.

  - Koteczku, proszę. Nie będzie tak źle - uśmiechnęła się do niego słabo.

  - Przecież to Chloé! - przewrócił teatralnie oczami.

  Dotknęła delikatnie opuszkami palców jego policzka.

  - Spokojnie Kotku. Proszę. Zrób to dla mnie - wyszczerzyła szeroko swoje białe ząbki.

  - A mogę użyć na niej kotaklizmu? - spytał błagającym tonem.

  - Nie - zerknęła na niego z politowaniem.

  - Nie zaszkodziło zapytać - mruknął pod nosem.

  Uderzyła się z otwartej dłoni w czoło i weszli do środka. Blondynka, gdy ujrzała paryskich superbohaterów zaczęła piszczeć w niebogłosy.

  - Aaa! Biedronka i Czarny Kot! W moim domu!

  - Chloé, możesz aż tak nie krzyczeć? - odparła granatowowłosa. Była przekonana, że jej bębenki odmówiły posłuszeństwa.

  Spojrzała w jej kierunku. Nastolatka aktualnie wisiała na szyi jej Koteczka! Obejmowała swoimi szponami jego kark i robiła do niego maślane oczka. Aż zagotowała się od samego patrzenia na przyjaciółkę z dzieciństwa. Musi go jakoś od niej odciągnąć.

  - Chloé, wiesz może kto mógł ciebie zaatakować? Czy masz jakiś wrogów? - zapytała, ale dalej pilnowała jej gestów.

  - Ja? Wrogów? To niedorzeczne! Przecież każdy mnie uwielbia! - krzyknęła głośno.

  - Tak, wszyscy ciebie wręcz uwielbiają - prychnął ironicznie chłopak.

  To był jego błąd. Panienka Bourgeois zacisnęła mocniej swoje dłonie na talii chłopaka.

  - Taaaak! Czarny Kot powiedział, że mnie uwielbia! Musimy sobie zrobić zdjęcie! No uśmiechnij się Czarny Kocie!

  Blondynka szczerzyła się mocno do telefonu, a chłopak na każdym zdjęciu miał minę zbitego psa. Trochę mu współczuła.

  - Ja jak zawsze wyszłam wspaniałe, ale nad tobą Kiciusiu musimy trochę popracować. Każdy będzie mi zazdrościł zdjęcia z najsłynniejszym Kotem w Paryżu! Ale pokaż te swoje kły!

  - Chloé, proszę, daj mu spokój. Czarny Kot nie należy do osób fotogenicznych - zauważyła na jej stoliku pomazany szkic, prawdopodobnie należący do Nathaniela. Musiała mu go zabrać. - A co to jest? - podniosła kartkę do góry.

  - A, to! To taki bochomaz należący do takiego jednego rudzielca z mojej klasy. Wyobrażacie to sobie, że zakochał się w mojej najlepszej przyjaciółce, Marinette? On jest żałosny myśląc, że ma jakiekolwiek u niej szanse. Taka fajtłapa i cienias jak on? Niedoczekanie!

  - Ale chyba każdy ma prawo się zakochać - odparła superbohaterka.

  - Ma, ale to nie znaczy, żeby od razu zakochiwać się w mojej przyjaciółce! - fuknęła ze wściekłości. - Przecież cała moja klasa jest poniżej poziomu mojego i Mari. Ona nie powinna się z nimi zadawać. Poza tym, jak to by wyglądało? Kim jest przystojny, ale to idiota. Max jest zapatrzony tylko i wyłącznie w komputery. Nie mogę tu nie wspomnieć o Agreście. Fajtłapowaty synalek piekarzy. Taki ktoś ma zainteresować Marinette? Nie na tej planecie. Ze swoim małym móżdżkiem może starać się o względy kosmitów, a nie mojej przyjaciółki. Myśli, że każdy go lubi. To nieprawda! Wszyscy się litują nad tą ofiarą losu!

Tylko „ przyjaciele "?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz