Obudziłam się wcześnie rano, około godziny 9. Promienie słoneczne wlatywały do pokoju przez duże okna. Próbowałam sobie przypomnieć sobie co działo się wczoraj. Byłam naga, czyli jednak z nim to zrobiłam. Uśmiechnęłam się na myśl o tym. Ubrałam bieliznę oraz narzuciłam na sobie jego szlafrok, który znajdował się obok łóżka, był trochę za duży ale za to bardzo przyjemny w dotyku. Gdy miałam wyjść zobaczyłam telefon Marcusa, który leżał na stoliku obok łóżka. Podeszłam do niego i wzięłam go do ręki, w tym momencie pokazał mi się ekran blokady, na którym to byłam śpiąca ja. Schowałam jego telefon do kieszeni szlafroka i zeszłam na dół. Na dole zostałam Marcusa który robił naleśniki podeszłam do niego i od razu przytuliłam się do jego pleców. Na początku się wzdrygnął aczkolwiek kiedy zobaczył kto go przytula, uśmiechnął się pod nosem i również oddał przytulasa. Patrzyliśmy w swoje oczy on się przybliżał niestety ale tą piękną chwilę zniszczył jego telefon który dzwonił był to Martinus. Chłopak nie był za bardzo zadowolony z tego że brat jego dzwoni i nie chciał tego odebrać zmusiłam go żeby odebrał bo w końcu to jego brat, musi z nim porozmawiać chociaż trochę. Chłopak odbierając telefon wyszedł z kuchni i skierował się do salonu, ja zaczęłam pomagać mu w robieniu naleśników żeby się nie zepsuły bo szkoda, z tego co wiem to Marcus je uwielbia. Gdy skończyłam robić naleśniki chłopak cały czas rozmawiał, nałożyłam naleśniki na talerz, i skierowałam się do salonu w którym znajdował się chłopak i rozmawiał, na twarzy chłopaka widać było wyraźne zdenerwowanie, coś mu się za bardzo ta rozmowa ze swoim bratem nie podobała. Gdy skończył rozmowę, chodził po salonie.
- Coś się stało Marcus? - spytałam zmartwiona.
- Nie, nic się nie stało - odpowiedział chłopak.
- To czemu jesteś zdenerwowany?
- Nie jestem.
- Jesteś.
- NIE JESTEM! - wykrzyczał chłopak.
- Ok, jak będziesz chciał porozmawiać to będę u góry.
- Sana.. -
I wyszłam z salonu i skierowałam się do góry.
Gdy znajdowałam się już u góry, wzięłam jakąś pierwszą lepszą książkę i zaczęłam ją czytać, bardzo się w nią wciągnęłam była to książka o nieszczęśliwej miłości w której główny bohater prowadzi burdel i przetrzymuje tam swoją ukochaną. Gdy skończyłam czytać ostatnie linijki rozdziału popatrzyłam na zegarek, 12:24. Trochę mi zeszło czytanie, ale było warto. Marcus przez ten czas w ogóle się nie pokazywał. Postanowiłam zejść na dół sprawdzić co robi.
Na dole go nie było, byłam sama w domu. Samochodu również nie było. Gdzie on się podziewa?! Zadzwoniłam do niego, ale odezwała się sekretarka. Siedziałam w salonie trzymając w ręce telefon i czekając na jakąś odpowiedź od niego, cisza.
Mijały godziny A ja nadal siedziałam sama w domu. Aż nagle usłyszałem że ktoś otwiera drzwi wejściowe, po chwili przed moimi oczyma pojawił się Marcus.
- Gdzie się podziewałeś? - spytałam odchodząc od zmysłów.
- Na mieście - rzucił obojętnie chłopak.
- Sam czy z kimś?
- Sam. A czemu pytasz?
- Bo czuć od ciebie alkohol.
- Oj Sana - zaczął się do mnie zbliżać.
- Lepiej jak pójdziesz spać, jest 21:28 - powiedziałam lekko go odpychając z czego nie był od zadowolony.
- Jak chcesz. Będę spać w samochodzie - powiedział chłodno chłopak i wyszedł z domu zabierając koc i poduszkę.
I w tym momencie znów zostałam sama, samotna. Zabrałam swój telefon i poszłam do góry do swojego pokoju, *ekhm* naszego pokoju.
Wykonałam wieczorną rutynę i położyłam się spać.
Byłam sama w jakimś lesie, była noc. Widziałam przed sobą dom w którym paliło się światło, postanowiłam tam pójść. Skądś kojarzę ten dom, tylko nie mogę sobie przypomnieć. Weszłam do niego, nikogo nie ma. Posprawdzałam pokoje, które znajdowały się na dole, również pusto. Poszłam do góry. Przed sobą miałam drzwi, podeszłam do nich i otworzyłam je. W tym pokoju znajdowało się łóżko, komoda a na niej lampeczka, która się świeciła i delikatnie oświetlała pokój. Zauważyłam jakąś postać, która leży na łóżku, leżała plecami do drzwi. Podeszłam do niej i kucnęłam. TO BYŁAM ŚPIĄCA JA! Od razu wstałam i się cofnęłam. Ja, która leżała na łóżku nagle się obudziła i popatrzyła na mnie. Momentalnie zaczęła płakać i krzyczała, że mam uciekać. I tak postanowiłam. Gdy wybiegłam z pokoju pobiegłam w prawo, potem lewo, lewo i prawo. Stałam na przeciwko jedynych drzwi, które znalazłam w tym korytarzu. Popatrzyłam się do tyłu i usłyszałam płacz mojej cioci. Wparowałam do tego pokoju, to co tam ujrzałam zmroziło moją krew w żyłach. Było tam jedno wielkie małżeńskie łóżko, na którym znajdowali się Marcus i Martinus, którzy całowali się i uprawiali seks. Zszokowana postanowiłam opuścić pokój, gdy się odwróciłam zobaczyłam Natalie przed sobą która uderzyła swoją głową w moją twarz...
- Co jest?! - wykrzyknęłam prostując się.
Popatrzyłam na zegarek, 4:44. Byłam cała spocona, napiłam się wody, która znajdowała się obok łóżka. Wzięłam do ręki telefon, ktoś do mnie dzwonił ale nie znam numeru, pewnie pomyłka. Odłożyłam telefon na miejsce i postanowiłam się znów położyć i spróbować zasnąć.
Znów byłam w lesie, lecz ten różnił się tym, że był w pewien sposób magiczny. Biegały sobie zwierzątka, była tutaj wyczuwalna pewna harmonia. Było również bardzo zimno. Nagle usłyszałam dźwięk kopyt koni. Popatrzyłam za siebie. Jechał tam mały konwój. Mężczyzna, na około ponad dwadzieścia lat, było widać, że dobrze zbudowany, krótkie włosy oraz z zarostem, podjechał do mnie na koniu przy tym zatrzymując konwój. Byłam bardzo wystraszona.
- Kim jesteś? - spytał się mężczyzna.
- Mam na imię Sana - odpowiedziałam przełykając ślinę.
Nagle z karawany wyszło dwóch podobnych do siebie blondynów.
- Co się dzieje Kapitanie? - spytał się jeden z nich.
- Ta wieśniaczka toruje nam drogę, mój Panie! -
- Chodź - pomachał ręką w moim kierunku drugi blondyn.
Wystraszona podeszłam do niego, a ten przykrył mnie jakimś kocem.
- Proszę - pokazał ręką abym weszła do ich karawany co też uczyniłam.
Było w niej bardzo ciepło.
- Oj, chyba wam przeszkodziłam w jedzeniu - Nic nie szkodzi odezwał się jeden z nich - jeśli chcesz to możesz się poczęstować - uśmiechnął się życzliwie.
- Dziękuję. -
W tym momencie było można usłyszeć dźwięk koni, które się płoszą. Nagle karawana przyśpieszyła. Spojrzałam przez szybę i się wystraszyłam, ponieważ tam za szybą mordowali się ludzie!
Po chwili dwójka mężczyzn, która była z bandy zatrzymała karawanę. Blondyni próbowali się bronić, nic im to nie dało. Wyrzucili nas przed karawanę i kazali klękać. Prawdopodobnie przywódca tej bandy zaczął gadać do blondynów w jakimś dziwnym języku, którego nigdy nie słyszałam. Nagle spojrzał na mnie i powiedział do kogoś kto stał za mną. Nagle zobaczyłam ciemność...
Znów byłam w swoim pokoju, uff. Postanowiłam wyjść na balkon pooddychać świeżym powietrzem, może to mi pomoże. Gdy byłam już na balkonie zobaczyłam na stoliczku paczkę papierosów Marcusa i zapalniczkę. Podeszłam do nich i wzięłam paczkę do ręki, ostatni papieros. Chyba się nie obrazi. Włożyłam papierosa do ust i go zapaliłam, od razu zaczęłam się dusić. Jak on to może palić, o jezu! Chociaż po którymś razie nie jest to takie złe. Coraz to z kolejnymi buchami zaczęłam się coraz bardziej zaciągać. Wtedy zauważyłam, że nie ma samochodu. Tak, z balkonu widać miejsce parkingowe. Ponieważ garaż znajduje się za domem, a z tego co zauważyłam to Marcus stawia samochodów przed garażem, bo niby w garażu ma jakąś siłowanie czy coś takiego. Gdy spaliłam całego papierosa, weszłam do pokoju. I znów się położyłam.
CZYTASZ
Work, work and work. ||M.G.||
FanfictionBardziej niż cokolwiek innego bolała mnie niesprawiedliwość, bezsporna niesprawiedliwość faktu, że można kochać kogoś, kto mógł odwzajemnić twoją miłość, ale już nie może, bo jest po prostu martwy, i kiedy to sobie uświadomiłam, pochyliłam się...