Jechaliśmy już dłuższy czas. Zostało nam jakieś 40 minut jazdy, Marcus jechał spokojnie, ale nadal męczyła mnie jedna sprawa. Czy na pewno chcę być z Marcusem nieoficjalnie. Wybór prosty - tak - choć gdyby tak przeanalizować to nie jest takie łatwe. Będziemy się pewnie przytulać, miziać i mówić słodkie słówka, to jest miłe. Z drugiej strony będziemy się unikać w miejscach gdzie nie będziemy mieć prywatności - jakieś imprezy, wychodzenie "razem" do sklepu czy kina, trzymanie się za ręce, to jest właśnie najtrudniejsze.
- Marcus - rzuciłam krótko.
- Tak? - spytał się skupiając się na drodze.
- Co do twojej propozycji ... - powiedziałam patrząc na palce, którymi się bawiłam w tym momencie.
- Tak? - popatrzył się na mnie.
- Patrz na drogę! - skarciłam go.
- Dobra dobra, ale to co z moją propozycją.
- Jest kusząca, ale byłoby mi bardzo ciężko gdybyśmy nie mogli się zbliżyć na przykład pocałunkiem na imprezie...
- Na imprezie moglibyśmy, potem byśmy mówili, że to przez alkohol - delikatnie się zaśmiał.
- Ciebie to śmieszy? - spytałam się z lekkim zdenerwowaniem.
- Słuchaj, chodzi mi o to że chcę cię w ten sposób chronić. Różnych ludzi poznałem w swoim życiu i niektórym wlazłem za skórę, gdyby dowiedzieli się, że mam dziewczynę to zrobiliby ci krzywdę. Grono osób, które mają wiedzieć, że jesteśmy razem ma być malutkie i kontrolowane...
- Kontrolowane? - przerwałam mu.
- Żebyśmy wiedzieli kto wie o tym. Jesteśmy ze sobą ale nieoficjalnie. Co ty na to?
- Możemy spróbować - powiedziałam, a chłopak złapał mnie za dłoń, oboje się uśmiechaliśmy. I w taki sposób zleciała nam reszta podróży.***
Przyjechaliśmy do Trofors o 14:12 ze względu na małe korki po drodze.
- W końcu w domku! - krzyknęłam rozciągając się.
- Zapraszam ciebie na herbatę, co ty na to? - spytał się spoglądając na mnie.
- Z miłą chęcią - promiennie się uśmiechnęłam.Podjechaliśmy pod dom mojego chłopaka, wyciągnął swoje torby. Z powodu deszczu, który nawiedził miasto czekałam aż Marcus wyciągnie parasolkę po którą poszedł. Po chwili otworzył drzwi od samochodu, wyszłam i oboje pokierowaliśmy się drzwi wejściowych.
- Gdzie ja mam te klucze? - zadawał sam sobie pytania Marcus. - A już pamiętam! Są w samochodzie, poczekaj.
Chłopak wrócił się do samochodu, wziął klucze i chwilę później byliśmy już w cieplutkim i suchym pomieszczeniu.
- Jestem cały mokry - rzekł Marcus.
- To ja zrobię herbatę a ty idź do łazienki się ogarnąć.
- Jasne. - rzucił krótko i pobiegł do łazienki, ja w tym czasie wlałam wodę do czajnika.
Gdzie mają herbatę?
- Marcus! - krzyknęłam w stronę łazienki.
- Tak kochanie?
- Gdzie trzymacie herbatę?
- Górna szafka przy lodówce!
- Już znalazłam!
- Zaraz wyjdę, kocham cię!
- Ja ciebie też!
Mają tylko owoce leśne, może być. Po chwili siedzieliśmy wygodnie na kanapie w salonie, byłam oparta o Maca przy okazji ogrzewałam sobie dłonie ciepłą herbatką, Mac był raczej zajęty oglądaniem końcówki meczu norweskiej ligi w piłkę nożną.- Gdzie jest Martinus? - spytałam Maca po chwili.
- Nie mam pojęcia, pewnie gdzieś się włóczy jak zawsze - powiedział a potem znów wrócił do oglądania meczu.
- Ze znajomymi czy jak?
- Sam, po prostu lubi zostawać sam, wtedy jak on to mówi "ma czas pomyśleć" - wypuścił powietrze - mogę skupić się na meczu?
- Tak, wiesz co? Wracam do domu - rzekłam odkładając pusty kubek na stolik.
- Stało się coś?
- Nie, muszę się wypakować, wykąpać, przebrać i ogólnie odpocząć.
- Te czynności przecież możesz u mnie zrobić.
- Jednak wolę u siebie to zrobić.
- Podwieźć cię?
- Przejdę się to niedaleko.
- Całe 20 metrów podróży - zaśmiał się, ja natomiast na jego gest walnęłam go w ramie - to bolało.
- I miało boleć.Wstałam pokierowałam się w stronę przedpokoju, założyłam buty czując wzrok chłopaka oraz bluzę Marcusa, którą mi podarował przed chwilą. Pożegnałam się z nim i wyszłam. Na szczęście przestało aż tak mocno padać, jedynie delikatna mżawka była. Gdy byłam pod drzwiami domu postanowiłam pójść do sklepu coś sobie kupić. Zostawiłam w środku bagaże i poszłam.
Po 30 minutach byłam już pod sklepem, kupiłam lody, coś do picia i chleb. Gdy wyszłam ze sklepu zaczął się intensywny deszcz, więc postanowiłam zadzwonić do Marcusa, czyby przypadkiem by mnie nie zabrał. Ten momentalnie wręcz się zgodził.
W mgnieniu oka przyjechał i mnie zabrał. jechaliśmy w ciszy i chyba obu nam to nie przeszkadzało. Pod domem podziękowałam mu pocałunkiem w policzek on na mój gest uśmiechnął się i trochę zaróżowiał na buzi.
Otworzyłam dom kluczem. Poszłam do kuchni nalać sobie szklankę wody. Po chwili drzwi wejściowe się otworzyły a w nich ujrzałam swoją ciocię z którą się przywitałam. Ona również dopiero wróciła z delegacji.
***
Leżałam sobie na łóżku wpatrując się w sufit. Myślałam nad moim "nowym domem", lecz moją kontemplacje przerwał brzuch, któremu zachciało się właśnie w tym momencie zaburczeć. Usiadłam na łóżku spoglądając na telefon, 21:41.
- Trochę już późno na jedzenie - powiedziałam sobie pod nosem.
Wstałam i podeszłam do drzwi, gdy już prawię złapałam za klamkę dostał wiadomość.
- Brzuch poczeka.
Była to wiadomość od Mac'iego, pytał się czy chciałabym może pojechać z nim i jego bratem do McDonalda do Mosjøen, czyta mi w myślach! Odpisałam, że czemu nie, po chwili dostałam odzew, że będą za 8 minut bo akurat jeżdżą sobie po Trofors. Zaczęłam się ubierać, wieczorami w Norwegii bywa chłodnawo, dlatego wzięłam jeszcze dodatkowo kurtkę. Wyszłam z pokoju i skierowałam się na schody po których zeszłam i i przeszłam przez drzwi wyjściowe od domu zamykając je na klucz. Postałam tak z dobre 10 minut zanim przyjechało matowe Audi e-tron GT, leciała w nim strasznie głośna muzyka. Po chwili szyba od strony kierowca zjechała w dół i wyłoniła się uśmiechnięta gęba Martinusa.
- Wsiadasz czy tak będziesz stała?
- Wsiadam - powiedziałam wsiadając do samochodu na tylnie siedziska.Gdy siedziałam już w samochodzie, byłam w stanie ujrzeć Marcusa który poprawiał w się w lusterku przy okazji obserwując mnie i puszczając "oczko" w moją stronę.
- To co, możemy jechać? - spytał się Martinus.
- Tak - odpowiedział jego brat.I ruszyliśmy w kierunku Mosjøen!
CZYTASZ
Work, work and work. ||M.G.||
FanfictionBardziej niż cokolwiek innego bolała mnie niesprawiedliwość, bezsporna niesprawiedliwość faktu, że można kochać kogoś, kto mógł odwzajemnić twoją miłość, ale już nie może, bo jest po prostu martwy, i kiedy to sobie uświadomiłam, pochyliłam się...