Rozdział 22

4.7K 523 286
                                    

Spędzenie Halloweenowej nocy w wątpliwie wyglądającym motelu, mogło być całkiem niezłą atrakcją, gdyby było to zaplanowane w innych okolicznościach.

I gdyby w ogóle było zaplanowane.

Pomysł na spędzenie nocy w zajeździe wyszedł nagle i niespodziewanie, ale Nate był świadomy tego, że nie mają specjalnie innego wyjścia. Na dworze wciąż szalała ulewa, było zimno i ciemno, a oni nie mieli jeszcze pomysłu jak wrócić do Hopefield. Opcja poczekania do rana w ciepłym pomieszczeniu z dachem nad głową była niezwykle kusząca.

Po przekroczeniu głównych drzwi trafili od razu do lobby, za którym siedział ciemnowłosy mężczyzna w okolicach trzydziestki. Oglądał coś z uśmiechem na telefonie, ale kiedy ich zobaczył, odłożył komórkę i spoważniał.

Poprawił się na krześle i westchnął.

- Jeśli przyjechaliście spędzić tu upiorne Halloween, od razu uprzedzam, nie, w tym motelu nie straszy – powiedział. – Jest po prostu stary i brzydki. Więc jeśli chcecie się wygłupiać i ścigać duchy, podarujcie sobie smarkacze.

- Szukamy po prostu miejsca na nocleg. – Nate podszedł do kontuaru.

- Jak najszybciej dostać się do Hopefield? – Aiden ustał obok niego.

Mężczyzna spojrzał na nich nieufnie.

- Autobusem międzystanowym, sto trzynastka odjeżdża z pod przystanku niedaleko motelu – mruknął. – Ale następna będzie dopiero jakoś po siódmej rano.

Nate i Aiden popatrzyli po sobie.

Szatyn ściągnął z ramienia plecak i zerknął na portiera.

- Dwuosobowy pokój na jedną noc – powiedział.

***

Przemierzając długi korytarz pełen jednakowych drzwi, Nate sprawdzał stan swojego plecaka. Chociaż cały przemókł, rzeczy, które w nim trzymał specjalnie nie ucierpiały. Telefon leżał na samym dnie i dalej działał, a pieniądze i dokumenty uratował wodoodporny portfel, który dał mu ojciec. Aiden nie miał tyle szczęścia. Trzymał telefon w kieszeni i gdy szukali teraz pokoju, próbował go odpalić. Nie udało się.

- Na Internecie zawsze mówią, żeby włożyć telefon do ryżu, jeśli zamókł – mruknął szatyn.

- A masz przy sobie ryż? – Aiden uniósł brew.

- No nie...

- No właśnie.

W końcu trafili do ich pokoju, opatrzonego numerem dwadzieścia sześć. Nate otworzył kluczykiem drzwi, pchnął je i zapalił z obawą światło, ale został mile zaskoczony.

Pomieszczenia, chociaż naprawdę niewielkie, niemal tak jak ich pokój w akademiku, było schludne i czyste. Meble w postaci stolika, pufy i szafy trzymały się w jednym kawałku, a w powietrzu nie czuć było stęchlizny, ani czającego się za tapetą grzyba. Jak na tak stary i niepozorny motel, warunki były naprawdę przyzwoite. Nate po prostu cieszył się, że nie musi już marznąć i stać w deszczu.

Gdy ściągał kurtkę, napotkał wzrokiem owalne, ścienne lustro i widząc swoje odbicie, skrzywił się lekko.

Emma wspominała mu, że będzie potrzebować specjalnego płynu, aby zetrzeć farby do twarzy i rzeczywiście, wciąż się tam znajdowały, jednak ulewa sprawiła, że przedstawiały teraz jeden wielki chaos. Zarysy meksykańskiej czaszki bezpowrotnie zniknęły.

- Idę to zmyć – mruknął, ruszając do łazienki.

- Nie śpiesz się – westchnął Aiden, rzucając się na duże puchowe łóżko, które zatrzeszczało nieprzyjemnie pod jego ciężarem.

Fores [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz