Rozdział 16

4.2K 506 146
                                    

Drogi były puste.

Było już po północy i na obrzeżach Hopefield panowały cisza oraz mrok.

Aiden trzymał ręce sztywno na kierownicy i zerkał co jakiś czas na Nate'a. Chociaż chłopak był nieprzytomny, odnosił wrażenie, że jego mięśnie się rozluźniają, a oddech wrócił już całkowicie do normy. Nie potrzebował raczej pomocy szpitalnej, ale blondyn obiecał sobie, że jeśli wystąpią jakiekolwiek niepożądane reakcje, od razu zawiezie go na izbę przyjęć. Nawet jeśli mogłoby się to równać z niewygodnymi pytaniami ze strony pielęgniarek.

Aiden nie pamiętał, kiedy ostatnio się o kogoś martwił. Jakiekolwiek pozytywne uczucia z jego strony były zazwyczaj zarezerwowane tylko dla brata. Jeśli się o kogoś kiedykolwiek martwił, troszczył lub cieszył z czyjegoś szczęścia, był to Cole.

Fakt, że autentycznie martwił się teraz o Nate'a był dla niego czymś nowym. I dziwnym. Nie byli przyjaciółmi i jeszcze nie tak dawno szatyn wzbudzał w nim sporą irytację, ale na chwilę obecną Aiden uświadomił sobie, że egzystencja Nate'a nie jest mu tak całkowicie obojętna. Dobrze im się spędzało ostatnio czas i chłopak potrafił zaskakująco szybko doprowadzić go do śmiechu.

Zerknął raz jeszcze na szatyna.

Lepiej aby wyszedł z tego cały i zdrowy.

Kiedy Aiden wjechał w środkową część Hopefield, krajobraz trochę się ożywił. Na ulicach pojawiło się więcej samochodów. Pijani studenci przechadzali się chodnikami i zakłócali krzykami ciszę nocną. Okoliczne kluby rozświetlały mrok neonowymi szyldami. Trwała w końcu piątkowa noc.

Wszystkie mijane przez blondyna osoby wydawały się takie radosne i beztroskie. Ciężko było uwierzyć, że wracał właśnie z terenu opuszczonego szpitalu, gdzie ósemka biedaków tułała się po pustych korytarzach w poszukiwaniu odtrutki, zanim toksyna uniemożliwi im dalsze poruszanie się, tylko po to, aby dostać się do wymarzonego bractwa.

To całe zadanie było poronione.

Kiedy Aiden usłyszał od Shane'a szczegółowe wyjaśnienia dotyczące drugiej tury, stanowczo i natychmiastowo odmówił. Już na wstępie uznał, że to chory i niebezpieczny pomysł i wdał się w dosyć ostrą wymianę zdań z Shanem i Connorem, aż w końcu brunet oznajmił, że odsuwa go od tej próby i Aiden ma mu nie zawracać głowy do jej zakończenia.

Blondynowi było to na rękę, ale nie miał pojęcia, że tym sposobem wystawił Nate'a na pastwę Mary. Gdyby był tego świadomy, zareagowałby pewnie inaczej.

Na chwilę obecną czuł się nawet po części winny za stan Nate'a. Mógł być bardziej przebiegły. Mógł to rozegrać lepiej, może nawet tak, aby zapewnić szatynowi jakoś zwycięstwo.

Spieprzył to.

Gdy zajechał na parking uniwersytecki, dochodziła pierwsza.

Aiden odpinał właśnie pasy, gdy usłyszał jak Nate mruczy coś pod nosem. Zerknął na niego, widząc, że szatyn ma lekko uchylone powieki i rozgląda się niemrawo po samochodzie.

- Hej. – Jasnowłosy lekko się do niego nachylił. – Żyjesz?

Nate mruknął coś niewyraźnie pod nosem.

- Możesz być trochę skołowany – stwierdził Aiden, odpinając mu pasy. – Ale dobrze, że się obudziłeś – dodał. – Nie wiem jak, ale musimy jeszcze dotrzeć do twojego pokoju.

Dotarcie do samego wejścia męskiego internatu okazało się już wyzwaniem. Nate był przytomny, ale to praktycznie nic nie zmieniało. Kompletnie nie orientował, co się dzieje i zachowywał się, jakby był naćpany. Aiden zastanawiał się, czy to właśnie było „zjazdem", o którym wspominał Shane.

Fores [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz