====
„Wszystko co z bezkresu powstało
w bezkres się z powrotem obróci.
Tak jak kamień
zamienia się w proch."
====Z trudem otworzyłam ciężkie powieki. Czułam kłucie w poranionych nogach. Odsunęłam pościel i spojrzałam na nie. Byłam tylko w ozdobnej koszuli nocnej, więc bez problemu mogłam im się przyjrzeć. Nie było już widać, ani jednego zacięcia.
Zmarszczyłam brwi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie jestem w Ilvermorny.
Rozejrzałam się ze zdziwieniem po pomieszczeniu. Od razu rozpoznałam mój stary pokój w Malfoy Manor. Samotna łza szczęścia spłynęła mi po policzku.
Wszystko wyglądało tak, jak samo jak wcześniej. Jakby czas zastygł.
Pod palcami czułam miękki materiał mojej starej pościeli. Udało mi się. Jestem tu z powrotem. Na moje usta wpłynął nikły uśmiech.
Byłam tu sama.
Dopiero po chwili, coś przykuło moją uwagę.
Tuż obok mojej różdżki, na szafeczce nocnej stał wazon z całkowicie uschniętym bukietem róż.
Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo zakurzone były wszystkie meble, dokładnie tak, jakby nikt od dawna ich nie ścierał.
Koło łóżka zauważyłam kule.
Prymitywnie.
Niestety to był dla mnie jedyny sposób przemieszczania się.
Usiadłam i chwyciłam je niepewnie.
Gruba warstwa kurzu lepiła mi się do palców.Starałam się, nie zwracać uwagi na kręcenie w głowie.
Spróbowałam wstać.
Zajęczałam z bólu, naciskając na zranione wcześniej ramie.
Spróbowałam znów. Tym razem udało mi się.
Na podłodze zostawały plamy, tam gdzie stopami ścierałem kurz.
Nieudolnie podeszłam do lustra.
Spojrzałam w jego tafle.
Wyglądałam.. inaczej.
Miałam bladą buzie i wystające kości policzkowe. Wyglądałam na starszą. Miałam ostrzejsze rysy twarzy. Moje blond włosy, były ułożone w lekkie i zwiewne loki, mimo tego, mogłam zauważyć, że były one znacząco dłuższe. Na chude ciało była nałożona biała i zwiewną koszula nocną, wyglądem przypominająca prostą sukienkę. Nagie stopy delikatnie dotykały kamiennej posadzki.
Przygryzały wargę. Wyglądałam jak upiór.
Zaczęłam się zastanawiać, gdzie są wszyscy.
Otaczała mnie dziwna i niepokojąca cisza.
Chcąc wyjść na korytarz, otworzyłam drzwi.
To co tam zobaczyłam.. omal nie przewróciłam się z szoku.
Cały korytarz był zdewastowany. Pocięte obrazy z podobiznami przodków rodu Malfoy, ledwo trzymały się na ścianach. Wywinięty dywan znajdował się pod ścianą, a pięknie rzeźbione statuetki, leżały w kawałkach na zakurzonej podłodze. Panowały tu mrok i groza.
Byłam w szoku. Ledwo poznawałam to miejsce. Ruszyłam jak najszybciej przed siebie, dochodząc do schodów.
Zaczynałam powoli przyzwyczajać się do kul.
Z ogromnym trudem zaczęłam po nich schodzić. Na kilku stopniach leżały połamane różdżki oraz porozdzierane szaty. Zaczęłam zastanawiać się co się tam stało. Wyglądało to jak pobojowisko.
Dlaczego mnie zostawili? Gdzie są teraz wszyscy? Czy to znaczyło, że śmierciożercy zostali pokonani? Myśli te mroziły mi krew w żyłach.
Byłam już na dole, gdy dostrzegłam kolejne zniszczenia. Wszystkie meble były poprzewracane i zniszone. Połamane krzesła leżały przy przewróconym stole. W kominku widziałam częściowo spalone dokumenty. Zniszczone sofy znajdowały się gdzie obok biblioteczek. Podarte sterty papierów przyozdabiały cały chaos. Grozy wszystkiemu, dodawały blade promienie słońca, wpadające przez podarte zasłony i gruba warstwa kurzu znajdująca się w każdym miejscu w domu. Samo patrzenie na to, przyprawiało mnie o dreszcze.
Czułam się jakbym chodził po miejscu bitwy.
Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.
Nagle coś sobie uświadomiłam.
Różdżka.
Nie wzięłam różdżki.
Serce mocniej mi zabiło. Zaczęłam szybko kuśtykać w stronę schodów. Musiałam jak najszybciej dostać się na górę do mojego pokoju. Naprawdę się bałam. Nie miałam pojęcia kim była ta osoba i jakie ma zamiary, a na dodatek nie miałam jak się bronić.
Słyszałam już jej kroki. Tuż za rogiem.
Wiedziałam, że idąc o kulach nie zdążę. Puściłam je i pozwoliłam im spaść po schodachi z głośnym trzaskiem. Mogłam usłyszeć jak tajemnicza osoba zatrzymała się. Postawiłam niepewnie drugą mogę na schodku. Zasyczałam z bólu, lecz mimo tego zaczęłam iść. Ból z każdą chwilą mijał. Zaczęłam biec. Usłyszałam ponowne kroki za sobą.
Wbiegłam do pokoju i chwyciłam różdżkę. Odwróciłam się i wycelowałam ją w drzwi. Przybrałam kamienną minę. Nie bałam się już tak bardzo. Wiedziałam, że umiem się bronić. Słyszałam kroki na korytarzu z każda sekundą zbliżające się w moją stronę.
Po chwili ktoś nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. Zanim w ogóle zobaczyłam jego twarz powiedziałam.
-Kimkolwiek jesteś nie zawaham się, by cię zabić! - wysyczałam.
Dopiero po chwili zobaczyłam jego twarz.
-Ethan.. - wyszeptałam w szoku, opuszczając różdżkę.
Wyglądał on.. inaczej. Nie widziałam żadnych śladów po ostatnim zranieniu, a przecież to stało się tak niedawno. Na dodatek miał on lekko dłuższe włosy i krótki zarost. Był widocznie lepiej zbudowany. W ręku dzierżył on moje kule.
-..Victoria? - spytał zdruzgotanym głosem, patrząc na mnie jak na zjawę. Zaczął się powoli cofać, aż wpadł na drzwi. -Vi..Victoria, czy to ty? - przekrzywiło głowę z niedowierzaniem.
-Ja palancie, a kto inny - powiedziałam nie rozumiejąc jego aluzji.
Chciałam usiąść na łóżku, lecz nie zdarzyłam nawet się ruszyć.
Ethan rzucił kule na ziemie i podbiegł do mnie. Widziałam szczęście w jego oczach. Wziął mnie w swoję ramiona i zaczął tulić, tak mocno, że nie mogłam, aż złapać oddechu.
-Merlinie, jak dobrze.. Jak dobrze, że już jesteś... Victorio.. tak bardzo tęskniłem... - mówił łamiącym się głosem.
Coraz bardziej nierozumiałam tej sytuacji. Było tutaj coś nie tak. Tylko co? Zaczynałam się naprawdę denerwować. Chłopak ostatecznie postawił mnie na ziemi.
-Ethan? Dlaczego nie masz już żadnych bandaży? Tak szybko cię wyleczyli? I od kiedy masz zarost? - zadawałam kolejne pytania, z lekką wściekłością w głosie. Czułam się dziwnie. Jakbym nie była w coś wtajemniczona.
-Victoria.. ty naprawdę nic nie pamiętasz? - spojrzał na mnie z żalem w oczach. Widziałam, że się stresował.
-Co się stało!? - byłam coraz bardziej zdezorientowana. - Przecież nie widzieliśmy się tylko kilka dni, dlaczego tak się zachowujesz? - wyszeptałam, mrużąc oczy.
-Victorio.. spałaś przez pół roku.
CZYTASZ
Tyle Razy Zraniona.. || Draco Malfoy || W trakcie korekty
RomanceCzego tak naprawdę się boję? Boję się, że ktoś odkryje we mnie coś czego sama nie znałam. Boję się, że kiedyś się zawaham i stracę to wszystko co mam. Boję się, że osoba której ufam mnie zrani, a ja nie będę umiała się pozbierać. A najbardziej boję...