Moje obcasy odbijają się echem, gdy przechodzę przez jezdnię, a moje serce zaraz wyskoczy z piersi, ponieważ nie mam pewności, czy jakiś samochód zaraz mnie nie potrąci. Tu każdy jeździ według swojego widzi mi się, więc zwykły przechodzień powinien usunąć się z drogi jak najprędzej. Najlepiej, gdyby w ogóle nie stawiał swoich nóg poza granicą chodnika, aczkolwiek nawet na drodze na pieszych nie czuję się szczególnie bezpiecznie. Nie widzę ani jednego pozytywu w tej podróży. Nawet wywiad z jakąś tam wróżką tyłka nie pucuje i naprawdę nie rozumiem, dlaczego Prudence uparła się na ten artykuł.
Ale szef to szef. Płaci za moją pracę, więc wykonam swoje zadanie i wrócę do Waszyngtonu...Chciałabym powiedzieć, że z uśmiechem na ustach, ale po prostu wrócę do Waszyngtonu i tyle.
Dom Nikity Labiediew to rudera w każdym znaczeniu. Stoję przed domem z zapadającym się eternitem, z oknami zakrytymi bezbarwną folią, zapewne pełniącą funkcję szyby, aczkolwiek nie jestem pewna, czy taka opcja jest wstanie zatrzymać ciepło w trakcie zimy, a słyszałam, że to właśnie ta pora roku daje tutaj się we znaki najmocniej.
No dobra, Josephine. Czas wejść w rolę obiektywnej dziennikarki.
Wchodzę na posesję, a obcasy w moich wysokich kozaczkach od razu zapadają się w błocie. Nie zwracam jednak na tą niedogodność większej uwagi, ponieważ to niepotrzebna błahostka, próbująca wyprowadzić mnie z równowagi, a tego bym nie chciała.
W końcu udaje mi się dotrzeć na ledwo trzymającą się werandę. Błagam, nie zapadnij się. Szybko poprawiam swoje ubranie i włosy, a następnie kołatką uderzam w drewniane drzwi, które otwierają się po niespełna minucie. W wejściu pojawia się kobieta, mniej więcej po sześćdziesiątce, przyodziana w leginsy w panterkę i tunikę w paski. Nie ukrywam, szokuje mnie ten "szyk mody", aczkolwiek nie daję tego po sobie poznać.
- Witam. - wypowiadam słowa po rosyjsku, ponieważ wątpię, by kobieta znała angielski na tyle, by mogła swobodnie ze mną gawędzić. - Nazywam się Josephine Dryer. Jestem dziennikarką miesięcznika Beautiful i byłam z panią umówiona na wywiad. - kobieta rozgląda się najpierw w prawo, potem w lewo, a następnie chwyta mnie swoją pulchną dłonią za przedramię i wciąga do środka, zupełnie jakby czegoś się obawiała. Interesujące.
- Nikita Labiediew - wypowiada staruszka, jednocześnie ryglując drzwi szafką na ubrania. Jeszcze bardziej interesujące.
- Mam nadzieję, że nie zabiorę pani dużo czasu. Mam tylko kilka pytań.
- Chce panienka może herbaty?
- Z chęcią. - silę się na uśmiech, ale gdy kobieta odwraca się ode mnie plecami, od razu znika. Podążam za nią do malutkiej kuchni, gdzie pachnie imbirem i świeżą pomarańczą, a następnie siadam na jednym z dwóch krzeseł.
- Zanim woda się zagotuje, zdąży pani zadań mi kilka pytań, więc śmiało.
- Ma pani coś przeciwko, abym to nagrywała?
- Absolutnie nie. - wyjmuję z kieszeni płaszcza notes, w którym mam zapisane pytania oraz dyktafon. Gdy tylko włączam nagrywanie, zadaję pytanie numer jeden.
- Podobno miewa pani wizje. Czego one dotyczą?
- Oh, to dość rozległa kwestia. - Nikita siada na drugim krześle i do rąk bierze gumową piłeczkę. - Zazwyczaj widzę przyszłość, ale nie taką oczywistą.
- Co to znaczy?
- To coś w rodzaju intuicji. Moje wizje działają na zasadzie przeczucia. - Ten artykuł trafi do śmieci, a nie na pierwszą stronę magazynu. Może mój sceptycyzm do wróżek przeze mnie przemawia, ale nie wierzę w tak zwane "wizje". A mimo to muszę zachować swój profesjonalizm do końca, dlatego nie wychodzę ze swojej roli dziennikarki.
- Może pani to jakoś rozwinąć?
- Nie widzę końca świata, czyli tak zwanej Apokalipsy. Ja mam wizje związane z konkretną osobą. Mam przeczucia jakie przeszkody będzie musiała pokonać, co ją czeka i czy przetrwa czas próby.
- Mówi pani zagadkowo. Dlaczego?
- Otóż nie da się tego zrozumieć dopóki wizja nie dotyczy nas samych. Podaj mi swoją dłoń. - Pięknie. Staję się jej obiektem badawczym. Spełniam jej prośbę dla dobra artykułu, a gdy tylko zakleszcza moją dłoń w swój żelazny uścisk, jej oczy świdrują moją twarz, jakby tam została wypisana historia z mojego życia.
Cóż wygląda ono tak.
Urodziłam się.
Skończyłam szkołę.
Pracuję.
Umrę.
- Burzliwa przyszłość. - wypowiada po chwili, odległym głosem. Mam wrażenie, jakby jakaś część jej samej odłączyła się od ciała i dryfuje teraz w nieznanej nikomu sferze, aczkolwiek nie dam się nabrać na takie sztuczki. - Widzę w niej mężczyznę. Niebezpiecznego, wręcz morderczego. Wkroczysz bezwiednie do świata, z którego nie ma ucieczki...
Huk.
Głośny, przeraźliwy huk, jakby coś właśnie zostało wysadzone w powietrze. Nikita Labiediew zrywa się ze swojego krzesła i chwyta nóż z kuchennego blatu. Oh, okej?
Josephine, pamiętaj. Spokój i opanowanie pozwolą ci przetrwać.
- Właśnie to miałam na myśli, Josephine. Właśnie to. - posyła mi współczujące spojrzenie. - Nie uciekniesz. Nie z tego świata.
Okej? To wcale nie jest interesujące. Powinnam stąd uciekać, ale jedyna droga ucieczki to jest ta, w której właśnie staje on...
Czarnowłosy, przerażający, wysoki i szeroki mężczyzna. Budzi respekt, lecz nie strach. Pół życia trzęsłam się pod łóżkiem ze strachu przed ojczymem, więc doskonale znam to uczucie. Ten mężczyzna jednak go nie wywołuje. Widzę w jego spojrzeniu to, co dobrze znam z własnego odbicia w lustrze. Pustkę.
___
Hej misie 🥰
Dobranoc ❤
Buziole ❤
CZYTASZ
Łotr spod ciemnej gwiazdy
RomanceGłośny, przeraźliwy huk, jakby coś właśnie zostało wysadzone w powietrze. Nikita Labiediew zrywa się ze swojego krzesła i chwyta nóż z kuchennego blatu. Oh, okej? Josephine, pamiętaj. Spokój i opanowanie pozwolą ci przetrwać. - Właśnie to miałam...