Urokliwy...
To jedyne słowo, które jest wstanie doskonale oddać wizerunek Waszyngtonu, budzącego się powoli do życia. Obserwuję pierwsze promienie słońca z apartamentowca, w którym spędziłam dzisiaj noc w towarzystwie Popowa i jego dziesięciu ochroniarzy, aczkolwiek nie zmrużyłam oka nawet na nanosekundę.
Rosyjski diabeł kogoś zabił...
Przymykam oczy i opieram głowę o zimną szybę i wracam myślami z powrotem do wczorajszych wydarzeń.
Wystrzał z broni następuje zaledwie kilka minut po wkroczeniu Popowa do budynku biurowca, należącego do Prudence Farley. Moje serce zamiera, a dłonie moczą skórzane obicia fotela na tylnej kanapie Volvo. Obserwuję zamieszanie powstałe na ulicy z bezpiecznego wnętrza samochodu, gdzie jestem pod stałą obserwacją szofera, który nie spuszcza spojrzenia od lusterka wstecznego.
Przypadkowi przechodnie w popłochu uciekają z miejsca zdarzenia, co chwile ktoś z kimś się zderza, ale ja widzę jego.
Fedir Popow dumnym krokiem, wyłania się z budynku i nonszalancko poprawia swoją dobrze skrojoną marynarkę.
W tym momencie dostrzegam dwa różne światy. Dociera do mnie okrutna prawda. Rosyjski diabeł jest odzwierciedleniem władzy, poszanowania, wyobrażenia o swojej potędze i niezniszczalności, a ci wszyscy unikający kuli przechodnie to po prostu nic nieznacząca w tej rzeczywistości masa mrówek, ponieważ liczy się tylko ten, kto ma władzę, a Popow ma nawet więcej... Posiada władzę, pieniądze, własne imperium, zbudowane na krwi i przemocy, a co za tym idzie? Szacunek jakim go darzy ten mafijny świat.
Czarnooki wsiada do samochodu. Zaczyna mi dzwonić w uszach.
Josephine, uspokój swoje zszargane nerwy, zanim Fedir wyczuje, że twoja maska szmacianej bez emocjonalnej lalki się kruszy, jak starożytny papirus w muzeum.
Tylko spokój i opanowanie pozwolą ci przetrwać.
- Dokąd jechać? - zadaje pytanie szofer.
- Do hotelu. - odpowiada beznamiętnie Popow, a następnie kieruje swoje puste spojrzenie prosto na mnie. - Załatwione. - burczy jedynie pod nosem.
- Zabiłeś Prue? - pytam poważnie, wkładając wiele energii w to, by mój głos nie drżał.
- Nie. Dałem jej ostrzeżenie. Zabiłem policjanta, któremu wręczyła wspomniane przez ciebie nagranie. Koniec rozmowy...
Otwieram oczy, witając przy okazji poranek i słońce wyłaniająca się zza wieżowców.
Koniec rozmowy...
To wcale nie były puste słowa, ponieważ żadne inne więcej nie padły. Po dotarciu do tego apartamentu, każde z nas zaszyło się w zaciszu innej sypialni.
Mam krew na rękach dwóch osób...Maxa i niewinnego policjanta...
Wzdycham. Jedno życie zakończyłam własnoręcznie, wbijając przeklęty nóż w klatkę piersiową mojego byłego narzeczonego. Nie wezwałam nawet pogotowia, gdy mnie o to błagał. Siedziałam na zimnych płytkach w kuchni i obserwowałam jak z Maxa powoli ulatnia się życie. Ta jego bezradność w obliczu nieuniknionej śmierci wypaliła w mojej duszy znamię.
Zabiłam go z premedytacją. Nie wezwałam pomocy. Pozbyłam się ciała, a całe mieszkanie wysprzątałam za pomocą wybielacza i środków dezynfekujących. Od tamtej pory Max Monroe widnieje na liście zaginionych, a jego rodzina wciąż ma nadzieję, że wróci.
Ale gdybym musiała, postąpić ponownie tak samo, sięgnęłabym po nóż. W przeciwnym wypadku to ja plamiłabym podłogę w kuchni swoją krwią.
- Josephine. - nawet nie podskakuję na dźwięk męskiego głosu. Po prostu odwracam się i staję oko w oko z Popowem. - Wylatujemy za cztery godziny, a do tego czasu koniecznie musimy zjeść śniadanie.
~***~
Zaciągam się zapachem świeżo parzonej kawy, delikatnie się przy tym uśmiechając.
Jo! Ty się uśmiechasz!
Dopiero po chwili dociera do mnie realność tej sytuacji. Moja maska zaczyna się powoli kruszyć i wcale nie jestem z tego faktu zadowolona.
Jeśli Popow zauważy, że jestem kruchą, płochliwą dziewczyną, rzuci mnie na pożarcie lwom, a tego mimo wszystko bym nie chciała.
- Prawdopodobnie już tutaj nie wrócisz. - stwierdza beznamiętnie Popow, stawiając przede mną naleśniki, które wcześniej zamówiłam.
- Mam tu mieszkanie. - wypowiadam spokojnie. - I kredyt do spłacenia. Nie mogę tak po prostu zniknąć. - biorę kęs mojego śniadania i wpatruję się w Popowa z wypracowaną do perfekcji pustką.
- Możesz. - odpowiada i nie dopowiada nic więcej.
Widzisz Josephine jakie to proste? Możesz zniknąć bez konsekwencji. Wystarczy, że tak stwierdzi szef rosyjskiej mafii.
Jemy swoje śniadanie w ciszy, słychać tylko uderzanie sztućców o talerze i rozmowy innych klientów baru.
- Dzień dobry - do naszego stolika podchodzi chłopiec. Na moje oko ma jakieś sześć lat i z lekkim strachem wpatruje się w Popowa.
- Dzień dobry, mały człowieku. - odpowiada mu czarnowłosy.
Josephine, nie uśmiechaj się!
Ale to takie słodkie...Uśmiechnij się.
NIE! Nie skuwaj swojego muru obronnego.
Spokój i opanowanie.
Spokój.
Opanowanie.
Cholera.
Uśmiecham się nieznacznie, przegrywając tym samym swoją wewnętrzną walkę, co oczywiście nie umyka uwadze rosyjskiego diabła. Szlag.
- Zgubił pan portfel. - chłopiec podaje czarnookiemu jego zgubę i nerwowo spogląda na swoje lekko znoszone buty.
- Dziękuję. - odpowiada mu i ku mojemu zaskoczeniu, podaje dziecku banknot o nominale stu dolarów. - Zmykaj do rodziców, mały człowieku. - chłopcu nie trzeba dwukrotnie powtarzać tych słów. Ucieka od nas z prędkością światła, a ten widok rozbawia nawet samego Popowa.
Oh, okej?
Mamy tutaj bardzo popierniczoną sytuację.
Ja się śmieję.
Popow również.
Kiedy wybuchnie bomba?
Poważnieję w mgnieniu oka, a czarnowłosy robi dosłownie to samo.
- Josie, za każdym razem, gdy twój mur pęka, mam ochotę bić się w pierś, ale zawsze zaprawiasz cement i naprawiasz swoją barierę ochronną.
- Nie rozumiem. - marszczę brwi. TAK! Właśnie wykonałam jakiś niekontrolowany ruch!
- Od samego początku wiem, że uciekasz przed samą sobą. Obrałaś na pozór dobrą taktykę, by odseparować swoje prawdziwe ja od ludzi i jak dotąd się to sprawdzało, prawda? - przytakuję. - Ale radzę ci przestać. Masz wypracowane do perfekcji reakcje na przeróżne stresujące sytuacje, ale w sobie czujesz rozrywające do szpiku kości cierpienie, które powoli cię wykańcza.
- Mówi to osoba, która również ma zasłonę dymną! - unoszę się i gwałtownie wstaję z krzesła.
Josephine, co ty wyprawiasz? Uspokój się... Weź kilka głębokich wdechów NIE! Nie tym razem!
- Josie, to nie jest zasłona dymna. - wypowiada spokojnie. - To prawda.
- Wiesz co zrobi Josephine bez muru obronnego?
- Wiem. - opiera się o oparcie fotela. - I wręcz czekam, aż to zrobisz. Śmiało Josephine. Uciekaj.
____
Hej misie ❤
Przepraszam za taką długą przerwę, ale studia odbierają mi chęci do wszystkiego 🙈😂😂
Buziole ❤
CZYTASZ
Łotr spod ciemnej gwiazdy
RomansaGłośny, przeraźliwy huk, jakby coś właśnie zostało wysadzone w powietrze. Nikita Labiediew zrywa się ze swojego krzesła i chwyta nóż z kuchennego blatu. Oh, okej? Josephine, pamiętaj. Spokój i opanowanie pozwolą ci przetrwać. - Właśnie to miałam...