XL. Perswazje

652 57 31
                                    

Pokład gwiezdnego niszczyciela, Finalizera, 35 lat po bitwie o Yavin

Gdy właz do komnaty Najwyższego Dowódcy rozsunął się cicho, Ben nawet nie poderwał wzroku znad wyświetlacza taktycznego, przy którym ostatnimi czasy spędzał wiele długich, ciągnących się w nieskończoność, godzin. Choć dysponował ogromną flotą, z każdą podbitą planetą musiał rozlokowywać ją od nowa, aby zapewnić dostateczną ochronę wszystkim strategicznym celom, na które mógłby połasić się Ruch Oporu, do odbicia których, mógłby rzucić swe mizerne środki. Mężczyzna zmarszczył ciemne brwi. Nie był pewien, czy można wierzyć plotkom, ale podobno organizacja jego matki powoli rosła w siłę. Dochodziły go słuchy, że Leia Organa zbiera coraz więcej statków, jakby szykowała się do jakiejś wielkiej, ostatecznej bitwy. Ostatnio nawet udało jej się zagarnąć skromną flotę neutralnej podobno planety – Mon Cala. Kylo Ren okrutnie zemścił się na Kalamarianach oraz Quarrenach, zajmując ich ojczyznę. Ciekawe, czy Leia Organa jest zadowolona, zdając sobie sprawę, jaki los na nich ściągnęła...

Mężczyzna zerknął na Madge dopiero, gdy dziewczyna stanęła tuż przed nim. Po ich wcześniejszej dyskusji spodziewał się, że będzie próbowała doprowadzić do kolejnej kłótni, aby pokazać, że to ona, jak zawsze zresztą ma rację. Jednak, ku jego zdumieniu, Madge wydawała się zdenerwowana i niepewna, choć bardzo starannie usiłowała to ukryć. Powoli uniósł głowę znad wyświetlacza. Madge była blada. Czuć było od niej alkohol. Na dodatek, chowała coś w obszernej kieszeni swego płaszcza. Pewnie kolejną flaszkę, pomyślał z goryczą Najwyższy Dowódca.

— Co cię tu sprowadza? — spytał zimno. Jeśli znów się spiła, nie chciał jej nawet oglądać. — Coś się stało?

Madge pobladła jeszcze bardziej. Skóra jej twarzy stała się niemal trupioblada, jakby odpłynęła z niej cała krew. Na moment mocno zacisnęła usta. Spuściła wzrok, ale zaraz znów podniosła go na Bena. Jej błękitne oczy zabłysły. Mężczyzna zauważył, że trzęsą jej się ręce, jak gdyby, wbrew wszystkiemu, aż rozpierała ją energia.

— Tak — odparła. — Ja... Przemyślałam kilka spraw.

Solo zamrugał, zdumiony. Zmarszczył brwi.

— To znaczy...?

Madge z trudem przełknęła ślinę. Przygryzła wargę, jak gdyby zastanawiała się, czy wyznać mu coś, czy może jednak nie... Ben poczuł, że jego serce znacząco przyspiesza swój rytm. Na Moc, czy ta kobieta już zawsze będzie go tak dręczyć? Po co przyszła? Aby oznajmić mu, że opuszcza go już na zawsze? To sobie przemyślała? Zostawi go? Porzuci? I dlaczego nadal nic nie mówi?! Czy pragnie sycić oczy widokiem jego udręki?! Dlaczego jest tak okrutna?!

— Mów! — wrzasnął, waląc pięścią w wyświetlacz taktyczny.

Dziewczyna, wystraszona jego nagłym wybuchem, otwierając szeroko oczy, cofnęła się o krok. Nie była sobą. Albo bała się czegoś, albo usłyszała coś, co nią wstrząsnęło. Nowa Madge, ta, którą przywiózł z Tatooine, do której zdążył już przywyknąć, nie cofnęłaby się. Nie starałaby się uniknąć kłótni, zawsze skora do bitki, czy to na słowa, czy na miecze świetlne...

— Mówiłam ci, że nie pasujesz tutaj, i nie jesteś tu bezpieczny! — odparła szybko. — Odejdźmy stąd! Uciekajmy! Renowie ciągle knują przeciwko tobie! — Podeszła do Bena i wsunęła się w jego ramiona. Oparła policzek na piersi mężczyzny. — Widziałeś już, że zastawili na ciebie pułapkę na Nirauan! Nie cofną się przed niczym, byle tylko cię pogrążyć!

Ben zamrugał z zaskoczeniem. Po chwili na jego twarz wypłynął uśmiech. Poczuł ulgę, że Madge wcale nie chce go opuścić, a martwi się jedynie zachowaniem Renów.

Star Wars - Przeznaczenie JediOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz