XLIII. Clei

513 53 6
                                    

Prom dowodzenia Kylo Rena, 35 lat po bitwie o Yavin

Zanim jeszcze Piri zdążyła uruchomić silniki wahadłowca należącego do Najwyższego Dowódcy, Clei zabrał Madge na tyły statku, do przedziału pasażerskiego. Delikatnie ułożył dziewczynę na jednej z kanap, a następnie zabrał się do przeszukiwania pomieszczenia w poszukiwaniu medpakietów. Czuł, że gdy nie otaczał Madge swą energią Mocy, ta słabła coraz szybciej. Młody mężczyzna nie mógł jednak stale przelewać w nią własnej Mocy, ponieważ za bardzo wyczerpywało to jego siły. Słyszał, że niektórzy Jedi potrafili Mocą uzdrawiać innych, sprawiać, że nawet śmiertelne rany od razu się zasklepiały, i szczerze żałował, ale niestety nie należał do grona tych szczęśliwców. Musiał więc liczyć na to, że Madge uda się uratować przy użyciu tak prozaicznych rzeczy jak medpakiet oraz uzdrawiające szczeliwo, oraz jedynie niewielkim wsparciu Mocy. Na szczęście, Piri miała rację. Na pokładzie wahadłowca odnalazł cały zapas medpakietów. Najwyższy Dowódca wolał być przygotowany na każdą ewentualność. Zdawał sobie sprawę, że wyruszając na misję, nigdy nie może być pewien, w jakim stanie z niej powróci, a zapas środków medycznych był czymś, co z pewnością może się przydać, i co zawsze warto mieć pod ręką.

Clei chwycił kilka medpakietów i przyklęknął przy Madge. Jej błękitne oczy kryły się pod powiekami. Na twarzy dziewczyny perlił się gęsty pot. Ren rozciął materiał jej tuniki, aby mieć łatwiejszy dostęp do rany, zadanej jej przez Najwyższego Dowódcę. Nadal nie rozumiał, dlaczego jego mistrz zranił dziewczynę, dlaczego chciał ją zabić. Do tej pory wydawało mu się, że Kylo Ren darzył ją uczuciem. I to z pewnością z wzajemnością. Dlaczego zatem wolał uwierzyć w słowa Solleksa, a nie jej? Nawet jeśli Madge dała się wciągnąć w jakąś intrygę, z pewnością nie zrobiła tego, by zaszkodzić Najwyższemu Dowódcy. Hux i Solleks posłużyli się nią niczym marionetką, a ona, przeświadczona, że w ten sposób pomoże swemu ukochanemu, zgodziła się na wszystko, co generał kazał jej zrobić...

Clei wtarł w ranę dziewczyny uzdrawiające szczeliwo i nakrył ją opatrunkiem z bandaża nasączonego bactą. Z ust Madge dobył się cichutki jęk. Mężczyzna znalazł w medpakiecie także strzykawkę ze środkiem przeciwbólowym, który teraz wstrzyknął dziewczynie. Nakrył ją kocem, mając nadzieję, że zaśnie, co pomoże jej nieco odpocząć, gdy nagle statkiem zatrzęsło. Musiał przytrzymać Madge, aby nie zsunęła się z kanapy, na której ją ułożył. Już miał zamiar krzyknąć do Piri, czy wszystko w porządku, ale po chwili pokład zawibrował pod jego stopami i Ren zorientował się, że musieli skoczyć w nadprzestrzeń. Spojrzał na bladą, zroszoną potem twarz rannej dziewczyny. Niepewnie przyłożył dłoń do jej policzka. Zmarszczył brwi. Dlaczego w ogóle obchodził go jej los? Dlaczego nie pozostawił jej na pokładzie „Finalizera", aby wykrwawiła się na jego oczach, tak, jak żądał tego Najwyższy Dowódca? Nie mógł jednak bezczynnie spoglądać, jak Madge pozostawiona zostaje na śmierć. Coś w głębi jego duszy nie pozwalało mu na to. Jakiś wewnętrzny głos mówił, że to byłoby złe. A on... Wcale nie uważał się za złą osobę. Powoli cofnął rękę, ale wtedy, ku jego zdumieniu, Madge z trudem uchyliła powieki, sięgając po jego dłoń. Uścisnęła ją słabo. Palce miała zimne niczym sople lodu.

— Clei... — wyszeptała. — Przepraszam... To moja wina... Ben... Muszę... Dotrzeć do Bena...

— Nie teraz — odparł rycerz, delikatnie kręcąc głową. Spojrzał na nią z troską. — Musisz wydobrzeć. Zabierzemy cię w jakieś bezpieczne miejsce...

Nie miał jednak pojęcia, gdzie takie miejsce mogłoby się znajdować. Nie miał nikogo, a nie pytał Piri, dokąd ta zamierza ich zabrać. Swój dom, a właściwie miejsce najbliższe znaczeniu tego słowa, opuścił siedem lat temu. Jego rodzice pochodzili z Alderaanu. Wychował się w jednej z kolonii uchodźców, pogardzany przez wszystkich z zewnątrz, jako człowiek bez własnej gwiazdy. Tak zresztą traktowano wszystkich, którzy pochodzili z Alderaan, a w chwili zagłady planety znajdowali się z dala od niej. Wyrósł otoczony kipiącą ze wszystkich stron nienawiścią do księżniczki Leii Organy, którą rzesze Alderaańczyków, którym udało się przeżyć, obwiniały o zagładę planety. Ci wszyscy ludzie stracili dom, swoich przyjaciół i bliskich, i nie obchodziło ich, że Alderaan został poświęcony w walce o lepszą sprawę. Kiedy więc w kolonii zjawił się Kylo Ren, poszukując młodych, wrażliwych na Moc ludzi, i okazało się, że Clei posiada tę zdolność, ojciec bez wahania oddał go w służbę Najwyższego Porządku. Był to ostatni raz, gdy młodzieniec widział swego ojca. Matki nawet nie pamiętał. Później do jego uszu doszła wieść o zagładzie całej kolonii, na którą miał spaść deszcz ogromnych meteorytów. Oczywiście, nikt nie przeżył. Nie posiadał żadnych dowodów, ale podejrzewał, że to Najwyższy Porządek maczał palce w zniszczeniu jedynego miejsca, które mógłby nazwać domem. Mimo to, wykonywał wszelkie polecenia Kylo Rena, widząc w nim wzór prawdziwego dowódcy, jednak... W Najwyższym Porządku także nie czuł się jak w domu. Miał nieodparte wrażenie, że ciągle poszukiwał swego własnego miejsca w tej przeklętej galaktyce. Może Moc miała jakiś cel w połączeniu go z Madge i Piri...?

Star Wars - Przeznaczenie JediOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz