Gdy weszłam w głąb korytarza, nogi się przede mną ugięły.
Chłopcy byli zakrwawieni niemal na każdym centymetrze ich ciał - byli naprawdę poturbowani i ledwo trzymali się na własnych nogach. Podbiegłam do Jina i przejęłam od niego pod ramię konającego Jimina.
- Gdzie wy, do jasnej cholery, byliście?! - spytałam używając niemal całej swojej siły, by unieść blondyna. Mimo swojego niskiego wzrostu, wcale nie był taki lekki. Posadziłam go na kanapie i pomogłam podnieść się Jinowi. W tym samym czasie do salonu zdążyli się już wczołgać Taehyung, Hoseok i Yoongi. Jin z moją pomocą dźwignął się na nogi, ale widziałam, że jestem bardzo osłabiony. Spojrzałam na chłopaków, którzy właśnie weszli do salonu - Gdzie Namjoon i Jungkook?
- Namjoon próbuje przenieść Jungkooka, ale nie bardzo mu wychodzi - próbował tłumaczyć Jimin, ale jego rozcięta warga bardzo mu to utrudniała.
Puściłam Jina i wyszłam przed drzwi, gdzie moim oczom ukazał się Namjoon, z wielkim trudem, niosący młodszego od siebie bruneta.- Spytam jeszcze raz, gdzie wy, do cholery, byliście?! - byłam na skraju poirytowania, gdy siódemka konających mężczyzn rozłożyła się w całym salonie.
- Na misji - odpowiedział Jungkook z przymkniętymi oczami - A myślałaś, że gdzie? Na spacerze? Na lodach?
Westchnęłam głęboko zaciskając pieści. Czy ten idiota, nawet w takiej chwili, nie potrafił być poważny?
- Lisa, proszę powiedz, że znasz się na opatrunkach - prosił Tae wystawiając przed siebie głęboko rozciętą rękę, a następnie z głośny sykiem opuścił ją z powrotem.
- Coś tam wiem - odparłam przypominając sobie, że mam skończony kurs, który był niezbędny do pracy w WOOSA. Zawsze, gdy komuś coś działo się na misji musiał być na miejscu ktoś, kto potrafiłby opatrzyć, a nawet - w razie czego - nastawić kończynę. To ostatnie należało do najmniej przyjemnych i doświadczyłam tego na własnej skórze, gdy kiedyś nadgarstek wypadł mi ze stawu podczas misji. Tak, musiałam sama nastawić go sobie spowrotem. Powiedzmy, że z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że organizacja traktowała nas, jak zwierzęta. Nawet gorzej.
Złapałam apteczkę, która z nieznanych mi powodów leżała na kuchennym blacie. A wcześniej jej nie zauważyłam...
Nie byłam lekarzem, nie ukończyłam żadnych studiów lekarskich; medycyny, ale bardzo chciałam im pomóc. Dałam znak Jinowi, żeby zadzwonił po lekarza, na co chłopak z trudem wyciągnął swój telefon.
Mimo całej powagi sytuacji, ciekawość naprawdę mnie zżerała - gdzie oni byli przez cały ten czas i kto ich tak załatwił?
Wyciągnęłam, potrzebny mi do odkażenia rany, płyn i bandaż, po czym bardzo ostrożnie podwinęłam rękaw chłopaka.
- Lisa... - jęknął chłopak widząc w moich rękach buteleczkę ze znanym mu płynem.
- Jak z dzieckiem - westchnęłam przewracając oczami - Chwilę zapiecze i przestanie, zobaczysz.
- Lisa, musisz mi zaraz pomóc - powiedział Namjoon - Ale najpierw opatrz Tae.
Nie czekając na odpowiedź Tae nalałam odrobinę płynu na ranę chłopaka. Tae zacisnął powieki, niczym dziecko oglądające horror na przypadkowym kanale w telewizji.
Delikatnie zawiązałam bandaż na jego ręce, a na końcu zrobiłam mały supełek, aby się nie rozwiązał. Uśmiechnęłam się pocieszająco do chłopaka.
- Lisa, pomóż mi, nie wiem co robić - przyznał Namjoon ciągnąc mnie za ramię - Jest w koszmarnym stanie...
- Kto? - spytałam zdezorientowana.
- Jungkook...
Już chciałam powiedzieć, że sam na pewno sobie poradzi po tym, jak wcześniejszego dnia był dla mnie podły. Właściwie, to każdego dnia był dla mnie podły. Już otwierałam usta, by powiedzieć, że Hoseok też napewno potrzebuje pomocy, gdy coś sobie przypomniałam.
Przypomniałam sobie sytuację z labolatorium, a dokładniej moment, gdy nie mogłam już biec do samochodu. To Jungkook był tym, który mi wtedy pomógł mimo, że za pewno nie miał najmniejszej ochoty. Zaniósł mnie do vana i naprawił mój opatrunek na nodze. Później też ochronił mnie przed kulą.
Westchnęłam głośno i spojrzałam w kierunku bruneta.
- Proszę, Lisa - usłyszałam prośbę Namjoona - Ja muszę pomóc Jiminowi i Hoseokowi.
- A Jin? - spytałam przypominając sobie o najlepszym kucharzu na świecie.
- Ze mną nie jest najgorzej - odezwał się wysoki chłopak z końca pokoju odkładając słuchawkę - Lekarz już jedzie.
- Okej - powiedziałam sama do siebie. Nie byłam nawet pewna, czy poradzę sobie ze stanem zdrowia Jungkooka. W końcu nie byłam lekarzem, a jedynie nieco zagubioną dwudziestolatką z kursem.
Podeszłam do leżącego na kanapie Jungkooka. Wyglądał fatalnie - krew była na całej jego koszulce, a nogawki podarte. Na twarzy też był posiniaczony, a na jego policzku widniało rozległe zadrapanie.
Uklękłam przed kanapą z apteczką na kolanach. Chwyciłam za rąbek jego niegdyś białego podkoszulka, lecz zostałam przez niego zatrzymana.
- Zostaw mnie - usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka - Zostaw mnie.
- Jungkook, krwawisz - wyjaśniłam poirytowana - Jeśli nie zatamuję krwawienia, możesz zginąć.
Zirytowała mnie postawa chłopaka. Widać było, że jest z nim źle, a on nawet nie chciał przyjąć pomocy. Co za irytujący dureń.
Udało mi się podwinać jego koszulkę. Na boku miał bardzo głębokie rozcięcie, a resztę jego klatki piersiowej pokrywały siniaki.
- Jungkook - westchnęłam bardzo cicho. Bardzo chciałam mu pomóc, niewyobrażalnie bardzo. Ale zwyczajnie nie wiedziałam jak. Krew leciała strumieniami z jego rany, a on sam coraz płyciej oddychał - Tu potrzebny jest lekarz.
- Lekarz jest w drodze - przypomniał zdenerwowany Namjoon podając do fotel obok. Też był wyczerpany, rozumiem, ale jego przyjaciół właśnie umierał - Trzeba to zatamować.
Wyciągnęłam gazę z apteczki i przełożyłam mocno do rany próbując zrobić opatrunek uciskowy.
- Kurwa - syknął chłopak czując nagłe zwiększenie bólu - Czy to musi tak boleć?!
- Tak, cholera! - krzyknęłam wymieniając gazę - Jin, kiedy będzie ten zasrany lekarz?!
Opętało mnie bardzo dziwne uczucie. Widzicie, podczas mojej służby w WOOSA uczeni byliśmy całkowitego opanowania i zimnej krwi. To, co działo się ze mną w chwili, gdy Jungkook był na skraju wykrwawienia się, było mi całkowicie obce. Coś jak panika. Tak, to chyba była panika.
- Potrzebuję więcej gazy - poinformowałam siedzącego obok Namjoona - Dużo więcej gazy.
Chłopak poderwał się z fotela i pobiegł, najprawdopodobniej, do samochodu.
- Jungkook, trzymaj się - szepnęłam do chłopaka zaciskając kolejną warstwę gazy na jego ranie.
- Czemu to robisz - spytał ochrypłym głosem. Jego ciemne oczy patrzyły prosto w moje, a ja niemal czułam jego ból.
- Co? - spytała lekko zdezorientowana.
- Czemu mi pomagasz? - spytał spoglądając na opatrunek nieudolnie zrobiony na jego biodrze - Byłem dla ciebie okropny.
- Trudno - odpowiedziałam chłodno - Tu nie chodzi o to, czy się kogoś lubi czy nie. To gra o przetrwanie. A w taką grę lepiej gra się drużynowo.
Po moich słowach na twarzy chłopaka pojawiło się coś na wzrok uśmiechu. Bynajmniej miał to być uśmiech, bo wyszedł grymas bólu.
- Dasz radę - powiedziałam - Zaraz przyjedzie lekarz...🦋🦋🦋🦋
O rany, chciałabym was bardzo przeprosić za to, jak długo pisałam ten rozdział. Chyba powinnam zawsze mieć jeden w zanadrzu.
Chciałabym wam podziękować za te przemiłe komentarze ❤️ od razu się cieplej na serduszku robi.
Życzę spokojnej nocki ✌🏻
![](https://img.wattpad.com/cover/191685311-288-k221061.jpg)
CZYTASZ
Blood, sweat and tears | Jeon Jungkook
FanficMoja krew, pot i łzy, Mój ostatni taniec Zabierz to wszystko Moja krew, pot i łzy Mój lodowaty oddech Zabierz to wszystko Moja krew, pot i łzy Nie mogłam nic na to poradzić. Mimo, że tak bardzo starałam się go nienawidzić. Mimo tych wszystkich stara...