Rozdział 47.

74 4 0
                                    

Skończyłam zajęcia o osiemnastej. Patryk napisał mi po południu sms'a z pytaniem, czy wpadłabym do niego na obiad, więc wskoczyłam szybko do autobusu w jego stronę. Pod jego dom jechało się spory kawałek, ale z tylko jedną przesiadką. Byłam okropnie zmęczona po ośmiu godzinach różnych ćwiczeń, które nawet nie były ciekawe. W dodatku Oliwer się rozchorował i musiałam wszystkie znosić sama. Nie mam innych przyjaciół na roku, więc tylko chwilę porozmawiałam z ludźmi, a potem zaszyłam się w kącie.

Od wejścia do jego domu poczułam piękny zapach. Stał w drzwiach z kuchenną ścierką przewieszoną przez ramię i się uśmiechał.

- Co gotujesz?

- Robię dla nas kolację. - odparł wzruszając ramionami. - Zapraszam do stołu.

Weszłam do salonu i nie udało mi się zobaczyć co takiego dzieje się w kuchni, więc czekałam nieco zdziwiona. Na stole już były ładnie poukładane talerze, sztućce i dwa kieliszki do wina.

- Stało się coś? - przymrużyłam oczy, ale się tylko uśmiechnął. - Ale pytam serio.

- Zupełnie nic. Po prostu pomyślałem, że zrobię nam kolację. Marny ze mnie kucharz, ale naprawdę uważnie przestudiowałem przepis i proszę byś przynajmniej udawała, ze jest jadalne. - wyszczerzył się. Wziął wtedy talerze ze stołu, by zanieść je do kuchni. Wrócił z butelką wina i nalał nam po pół kieliszka, a potem odstawił ją obok. Usiadł na krześle naprzeciwko i po protu na mnie patrzył.

- Na pewno tak bez okazji? - spytałam.

- Tak często przynosisz mi śniadania do łóżka, a nie wierzysz, że też bym się chciał czasem postarać?

Stuknęliśmy się szkłem i spróbowałam nieco białego wina, które było idealnie schłodzone i uśmiechnęłam się do niego szczerze.

- Muszę Ci się do czegoś przyznać. - bąknęłam nagle zmieniając nastrój.

- Hmm?

- Wyszłam wczoraj z Igorem na kawę, by mu powiedzieć, że muszę się trochę odciąć. Chcę Ci powiedzieć, żebyś wiedział, no wiesz... żeby było fair.

- Jak to przyjął?

- Na początku dobrze. Ale potem uznał, że to niemożliwe, bo jesteśmy przyjaciółmi.

- Mógłbym się tego spodziewać.

- Nie ufasz mi na tyle, by wierzyć w moje przyrzeczenia, że wszystko jest w porządku i że to tylko przyjaciel?

Chwilę milczał, a potem bąknął coś pod nosem, że musi coś zdjąć z palnika i poszedł do kuchni. Wrócił z dwoma talerzami i pierwszy postawił przede mną. Wyglądał bajecznie, bo przygotował pieczonego łososia, brązowy ryż i grillowane szparagi z jakimś sosem jogurtowym. To wyglądało naprawdę rewelacyjnie.

- Jaki marny z Ciebie kucharz jak Ty takie cuda tworzysz? - spytałam, gdy siadał na swoje miejsce.

- Mówiłem, siedziałem nad tym pół dnia. - zaśmiał się.

Zaczęliśmy jeść w milczeniu i popijać winem, a ja byłam zszokowana jak dobre jedzenie zrobił i wręcz rozpływałam się nad tym.

- Ale wracając do tematu... - westchnął. - Laura, wiesz jak jest. Ufałem Ci już tyle razy i ja naprawdę się staram, ja... wierzę Ci, że mnie nigdy nie okłamałaś skoro tak mówisz i naprawdę wiem, że chcesz dla nas jak najlepiej. Ale czasem boję się, że jesteś rozdarta i że może nie jesteś szczęśliwa. Bo szczerze, ciężko być skoro pokłóciliśmy się już niesłusznie chyba z milion razy. Mi trudno uwierzyć w cokolwiek i przyznam, że czasem się zastanawiam nad tym wszystkim, ale... ufam, że nie zrobiłabyś niczego przeciwko mnie. To bardziej o niego się martwię, bo to on nie ma nic do stracenia.

Wszystkie nasze noce 2.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz