Rozdział 48.

74 3 0
                                    

Nawet nie wiem o czym była ulotka, którą trzymałam w ręku w poczekalni. Chciał bym weszła z nim, ale nie miałam na tyle odwagi. Chyba wolałam poczekać i usłyszeć to od niego, zupełnie nie mam pojęcia dlaczego. Poczułam wibracje w telefonie i natychmiast się zerwałam myśląc, że to może on jakimś cudem, co też było bez sensu bo był przecież za drzwiami. Na wyświetlaczu jednak pokazał się numer Igora.

- Hej, byłaś dziś na uczelni? - usłyszałam od razu.

- Byłam, a co?

- Był Daniel?

- Nie widziałam go, ale nie mam już z nim zajęć planowo, więc może był, ale się na siebie nie natknęliśmy, a o co chodzi?

- Mam z nim spory problem. Nie wiem jak do niego podejść.

- Co się dzieje?

- Sam nie wiem. On chyba nie przestaje pić. Nie ważne ile razy mu mówię, że te wyniki to fałszywy alarm, bo wystarczy, że nie będzie zaniedbywał leków. On i tak mnie nie słucha. Potrzebuję z nim pomocy, serio, sam nie umiem do niego przemówić. Co mam zrobić?

- Może wyślę do niego Patryka, dobrze się dogadują. - westchnęłam.

- Taa... może. - usłyszałam średnio entuzjastyczne. - Zastanawiałem się, czy go nie wysłać na trochę do Wrocławia, wiesz, do rodziny. Ale sam nie wiem czy by się tylko bardziej nie męczył. Może by nie pił przy swoich rodzicach jak pije tutaj, ale i tak sam nie wiem co z nim zrobić. Jeśli oni nic nie wiedzą, a raczej ich nie poinformował to może lepiej nie.

- Lepiej nie... - bąknęłam.

Drzwi się uchyliły i wiedziałam, że za sekundę Patryk wyjdzie z gabinetu, więc serce podskoczyło mi do gardła.

- Oddzwonię do Ciebie niedługo, ok? Muszę już szybko kończyć, pa! - rozłączyłam się i patrzyłam wyczekująco na swojego chłopaka stojącego przy drzwiach i patrzącego na mnie. Nie umiałam nic wyczytać z jego miny.

- Nie tu, chodź... - bąknął kiwając mi w stronę wyjścia.

- Nie przedłużaj, proszę.

- Diagnoza nie była fałszywa. - westchnął cicho i gdy tylko wyszliśmy przed szpital to usiadł na murku i wyglądał na bardzo zgarbionego i niepewnego. Lekarz powiedział, że jakieś tam szanse istnieją zawsze, ale są one zupełnie nikłe, prawie ich nie ma. Myślę, że po prostu powiedział tak, bo widział moją minę i nie chciał bym się tam rozpłakał.

- Damy radę.

- My?

- Rozmawialiśmy o tym. - powiedziałam twardo. - Jeśli nadal uważasz, że jestem tak pusta, by Cię przez to zostawić to czuję się urażona.

- Nie pusta. Rozsądna. - bąknął.

Podeszłam blisko murka, tak, że byliśmy teraz twarzą w twarz i położyłam mu ręce na ramionach. Podniosłam twarz za podbródek, by spojrzał mi znów w oczy.

- Tą decyzję zostaw mi. Ona jest już dawno podjęta. - powiedziałam cicho.

- I co teraz?

- Teraz zapraszam Cię na obiad. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

- Mam pracę na noc. - bąknął.

- No to odprowadzę Cię do domu o normalnej porze, byś zdążył się jeszcze zdrzemnąć.

- Nie poszłabyś ze mną?

- Zdrzemnąć się, czy do pracy?

- Jedno i drugie.

Wszystkie nasze noce 2.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz