Rozdział 4.

81 4 0
                                    

- Mogę wpaść? - głos mojego chłopaka dudnił mi w uszach, bo dopiero się obudziłam, a on już dzwonił.

- Jasne. - westchnęłam. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy nie mogąc do końca sobie przypomnieć co mam dziś do załatwienia. Było zbyt rano by myśleć.

Przyszedł z godzinę później. W tym samym czasie zadzwonił do mnie Daniel. Nieco się spięłam odbierając telefon od profesora, ale wydaje mi się, że nie było tego po mnie mocno widać.

- Umówiłabyś się ze mną dziś na kawę, albo piwo? - spytał prosto z mostu, a ja chwilowo znieruchomiałam słysząc to pytanie.

- We dwójkę? - spytałam.

- Tak. Chcę porozmawiać.

- W porządku...

- Dziś o 20? Galeria Mokotów?

- W porządku... - powtórzyłam patrząc na Patryka nieco zdezorientowana, a potem się rozłączyłam. Chłopak spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa.

- Przepraszam, El... - westchnął siadając na mojej kanapie.

- Za?

- Wczoraj się kompletnie spiłem. Kompletnie nie zauważyłem, że do mnie wydzwaniałaś. Wyszedłem z Danielem do baru i dosłownie straciliśmy rachubę. Nie mam pojęcia ile wypiliśmy, ale byłem ledwo żywy.

Patrzyłam na niego nie bardzo wiedząc jak reagować.

- I?

- Za dużo mu powiedziałem.

- Co konkretnie?

- Sam serio nie wiem. Wiem, że gadaliśmy serio szczerze, dosłownie wszystko co mi leżało na sercu i nie wiem, czy nie przegiąłem. Byłem pijany jak... nie wiem. Powiedział, że będzie chciał dziś z Tobą porozmawiać osobiście.

- Dzwoniłam czy nie mógłbyś nas podrzucić wczoraj wieczorem do domu, bo autobusy nie jeździły... - odpowiedziałam tylko idąc do kuchni nastawić wodę na herbatę.

- Jak wróciłaś?

- Piechotą doszliśmy na pociąg, ale trochę się zeszło. Zastanawiałam się czy tam nie zostać.

- Gdzie byliście? Co robiliście? Mówił coś?

- Byliśmy w sierocińcu.

Spojrzał na mnie pytająco.

- Igor się tam wychował. - wyjaśniłam nie czekając na jego pytanie.

- Jest adoptowany?

- Nie jest. - zacisnęłam usta i wzięłam głęboki oddech zalewając wrzątkiem torebki herbaty i wchodząc do pokoju. Postawiłam przed nim kubek i usiadłam obok niego na kanapie. Odwrócił się nieco w moją stronę. - Nie jest adoptowany, bo nikt go nie wziął. Wychował się tam, a potem po prostu wyszedł jako dorosły.

- Cholera. - szepnął. - Nie miałem pojęcia. Cholera. - powtórzył.

Milczeliśmy oboje, bo nie miałam pojęcia co wypadałoby powiedzieć po czymś takim. Miałam wrażenie, że Igorowi należy się podziw za samo to, że to wytrzymał. I współczucie. Odkąd widziałam jak to wygląda coś ciężkiego mam na sercu.

...

Rozglądałam się dłuższą chwilę szukając na horyzoncie mężczyzny. Pociły mi się dłonie. Poprawiłam nieco pogniecioną granatową koszulę i włożyłam ręce do kieszeni jeansów. Zobaczyłam go wreszcie idącego w moją stronę. Miał na sobie jeansy, białą koszulę i czarną marynarkę od garnituru. Poczułam, że jest bardziej oficjalnie niż powinno być.

Wszystkie nasze noce 2.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz