Rozdział 27

696 40 5
                                    

Pov Camila

Meredith jest tu tylko dwa dni, a czuje jakby była miesiąc. Już nie mogę się doczekać momentu, kiedy powiem jej bezpiecznej podroży i zniknie mi na najbliższy czas. Nie dość, że śpi z Lauren, to jeszcze chodzi za nią jak pies kok w krok. No ile można?! Może ja też mam ochotę pogadać w samotności z Lo lub się do niej przytulić. Staram się to ignorować jak tylko mogę, ale ile można no. Dzisiaj popołudniu mamy iść na aquapark całą szóstką i gdyby nie fakt obecności tej szóstej osoby, to było by wszystko świetnie. Po moich rozmyślaniach nad śniadaniem, którego prawie nie zjadłam ruszyłam do salonu. Na kanapie siedziała moja zielonooka i oczywiście szatynka leżąca głową na jej kolanach. Dziewczyny żartowały i śmiały się z czegoś w telewizji, a we mnie krew się zawrzała. Byłam wściekła,  to był mój przywilej takiego siedzenia z Lauren i nikt nie ma prawa mi go odbierać. Z wielkim uśmiechem na twarzy podeszłam do kanapy i powiedziałam szatynce żeby usiadła normalnie, bo chce usiąść. Ona natomiast się tylko zaśmiała, ale wykonała moje polecenie.

-Camila, a ty jedziesz ze mną i Mer na basen, czy z Normani i dziewczynami-zapytała zielonooka brunetka.

-Wiesz co pojadę z dziewczynami. Nie będę wam przeszkadzać- powiedziałam, po czym skupiłam się na ekranie telewizora.

Kontem oka zobaczyłam jak dziewczyny spoglądają na siebie, a niebieskooka brunetka ma dziwny uśmiech na twarzy. Nim zdążyłam zapytać czy coś powiedziałam nie tak, do salonu weszła Mani z uśmiechem i rzuciła mi banana.

-A to za co?- zapytałam się dziewczyny zdezorientowana.

-Od 2 dni chodzisz jak byś miała zaraz kogoś zabić, wiec może twoje ukochane banany ci pomogą-rzuciła tylko i zaczęła zmieniać program w telewizji.

Nie obyło się od protestów dziewczyn siedzących obok mnie, ale ostatecznie i tak Normani wygrała. Popołudniu kiedy byliśmy już w aquaparku wodnym. Postanowiłam się nie przejmować obecnością dziewczyny i trochę wyluzować. Pierwsze na co się rzuciłam to było jaccuzji. Od dziecka lubiłam przesiadywać w nim. Spędziłam tam dobre 40 minut i kiedy postanowiłam pójść na zjeżdżalnię, na moje nieszczęście przede mną ustała Lauren z Meredith. Kurwa, że też ja musiałam się uprzeć na tą zjeżdżalnie. Niby mogłam zmienić ją, ale przecież przez nią nie będę zachowywała się jak dziecko. Pfff jeszcze mi czego.

-Nie zabijaj jej tak wzrokiem, bo nie zrobiła nic złego- usłyszałam szept Dinah przy moim uchu.

-Gdzie podziałaś swoja dziewczynę?-postanowiłam nie komentować wcześniejszej wypowiedzi dziewczyny.

-Moja na pewno nie przytula się teraz z nikim tak jak to robi twoja-zaśmiała się blondynka, na co ja trochę za głośno jej odpowiedziałam.

-No chyba ciebie po....- dziewczyny przede mną się odwróciły i zobaczyłam zdziwione zielone tęczówki patrzące wprost na mnie. Machnęłam ręką, że nie ważne i dalej rozmawiałam z blondynka obok.

-Słuchaj! Nie wiem co se ujebałaś, ale to nie moja dziewczyna- powiedziałam oburzona.

-Ta jasne, a zazdrosna jesteś o faceta przed nimi-prychnęła dziewczyna.

-Nie jestem zazdrosna, po prostu nie lubię dziewczyny. Od początku wydaje się dziwna i uważam, że tylko skrzywdzi Lo-powiedziałam to tak szybko, jak by zaraz mieli mnie spalić żywcem.

-Mhm.. Tak sobie wmawiaj. Będzie wygodnie- powiedziała dziewczyna, po czym była kolej na mój zjazd.

Cały czas myślałam o słowach DJ, może miała racje? Nie przecież to nie możliwe, Lo jest tylko moją przyjaciółką. Chociaż patrząc na to z innej strony, faktycznie wygląda to jak bym nie lubiła dziewczyny, bo jestem zazdrosna. Tylko własnie, że nie jestem zazdrosna!!!! Nie lubię jej, bo odkąd zobaczyłam ją pierwszy raz, czuje jak by mi zabierała Lauren. Cały czas odciąga ją od rozmów ze mną. Przytula na każdym kroku, tak jak by chciała odwrócić jej uwagę ode mnie. Od kiedy przyjechali Lo przytuliła mnie może z 2 razu, a o rozmowie to w ogolę nie wspomnę. Ja tracę do cholery przyjaciółkę przez jakaś żmije, a mi zarzucają zazdrość. Ten świat jest chory, dosłownie chory!!!!Nie, ja sobie nie dam tak odebrać przyjaciółki. Kiedy zmierzałam w stronę chlapiących się dziewczyn i  zobaczyłam jak niebieskooka stojąca za Lauren oplata ją rękoma w pasie i przytula zamarłam. Z automatu się odwróciłam i poszłam do sauny. Może gorąco mi jakoś pomoże? Ku mojemu zdziwieniu, po nie całych pięciu minutach weszła Lauren i na dodatek była sama.

-Co się dzieje maluchu?-jej głos był zmartwiony, a jej piękne oczy patrzyły prosto w moje.

-Nic, a co ma być?-zapytałam niby nie rozumiejąc pytania.

-Wszyscy widzą jak chodzisz nie w humorze. Czy coś się stało?- wiem, że wykorzystanie tej sytuacji jest niestosowne, ale muszę to zrobić.

-Wiesz....mam ostatnio silne koszmary. Jak ciebie nie było z Dinah oglądałyśmy horror i...- niby kłamstwo ma krótkie nogi, ale blondynka i tak potwierdzi. Dawno temu obiecałyśmy sobie kryć siebie na wzajem. Wystarczy, że ktoś zapyta czy byłam u niej. Ona powie bez wahania tak i utnie temat.

-Czemu nie powiedziałaś wcześniej?-poczułam jej rękę na moim kolanie. Tak bardzo tęskniłam za jej dotykiem.

-Nie było okazji- spuściłam głowę, żeby nie widziała uśmiechu na moich ustach.

-Następnym razem, nie patrz na nic. Jak się wstydzisz napisz na karteczce- uśmiechnęła się do mnie zielonooka.

-Dobrze- położyłam jej głowę na ramieniu rozkoszując się bliskością dziewczyny.

-Oj mój maluchu.Zawsze wiesz, a potem nie korzystasz. No cóż, dzisiaj Mer będzie musiała wytrwać noc be zemnie w łóżku.- na te słowa ucieszyłam się jak dziecko. Po tym jak kiedyś jej powiedziałam, że tylko ona umie przegonić moje koszmary. Wiedziałam, że dziewczyna się zgodzi ze mną spać. Jeah.... Camila 1 : Meredith 0

Secret of the moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz