10. Nie ten poranek

3.1K 218 42
                                    

— Dzień dobry, śpiąca królewno — do uszu Severusa dotarł przyjemny kobiecy szept. Mruknął tylko coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok. usłyszał westchnięcie i oddalające się kroki. Uśmiechnął się zwycięsko i wrócił do spania. Przynajmniej będzie miał coś z tego wolnego dnia — Jak sobie chcesz — poczuł jak zimna woda wylewa się na niego. 

Podniósł się gwałtownie i obdarzył szatynkę chyba najgorszym spojrzeniem, które miał w swojej kolekcji.

— Jak ja cię nienawidzę, Wayne — warknął chwytając różdżkę i za pomocą zaklęcia wysuszając się. 

— Między nienawiścią, a miłością jest cienka granica — wzruszyła ramionami wychodząc z pokoju gościnnego. Kobieta wciąż miała na sobie jego koszulę i najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Mimowolnie jego wzrok powędrował na jej zgrabne nogi i zaczął sunąć w górę... — Przestaniesz mnie molestować wzrokiem? Zrobiłam śniadanie —  lekko czerwony mężczyzna wszedł do kuchni i usiadł przy stole. W powietrzu unosił się zapach jabłek i cynamonu. Rosalinda stała do niego tyłem nucąc coś pod nosem. — Bon appetit — postawiła przed nim talerz z naleśnikami.

— Nie próbujesz mnie tym otruć? — Podniósł brew szturchając widelcem jednego z nich.

— Co najwyżej dostałbyś tam amortencję — mruknęła cicho, ale kiedy sobie zdała sobie sprawę co powiedziała zarumieniła się i spojrzała w bok. Urocza ~ pomyślał mężczyzna. Pokręcił głową uświadamiając sobie o czym pomyślał. Odkaszlnął i zaczął jeść naleśniki. W jego ustach zagościł smak pieczonych jabłek oraz cynamonu. — Czyżby ci smakowało?

— Da się zjeść — powiedział kończąc w dość szybkim tempie jeść. 

Na twarzy szatynki zagościł szeroki uśmiech. Machnęła różdżką, a jego talerz poleciał w stronę zlewu. Spojrzała ukosem w tamtą stronę. Mała gąbeczka uniosła się i zaczęła myć brudne naczynia.

— Ja chciałam przeprosić... — powiedziała cicho i pochyliła głowę nie chcąc patrzeć na jego wyraz twarzy.

— Powinnaś — mruknął siedząc ze skrzyżowanym rękami. Jego wzrok przeszywał ją na wskroś, ale niezbyt się tym przejmowała.

— Wiem, zachowałam się nieodpowiedzialnie, głup...

— Seksownie wyglądasz w mojej koszuli — powiedział cicho. 

Kobieta podniosła gwałtownie głowę, a jej twarz była cała czerwona. Severus zdał sobie sprawę, że nie powiedział tego w myślach dopiero widząc jej chęć mordu w oczach. Salazarze, popełnił duży błąd.

— Zabiję cię — mężczyzna niewiele myśląc, wstał i wycofał się do salonu. — Nie myśl nawet o ucieczce — warknęła wchodząc do pomieszczenia za nim. — Cholera, to ja cię tutaj przepraszam, czego zazwyczaj nie robię, a ty mi mówisz "seksownie wyglądasz w tej koszuli"?!

— Wolisz żebym skłamał? — Podniósł brew i spojrzał na nią z góry.

Kobieta zaniemówiła. Pieprzony Snape! ~ pomyślała gorączkowo. 

— Nienawidzę cię — odwróciła się do niego tyłem obrażona.

— Podobno między nienawiścią, a miłością jest bardzo cienka granica — zacytował jej słowa z wczoraj uśmiechając się złośliwie.

— Już nie żyjesz — zanim zdążył zareagować kobieta rzuciła się na niego. Oboje leżeli teraz na podłodze. Ona siedziała na nim okrakiem, a on leżał na plecach. Mimowolnie jego wzrok powędrował swoją drogą, czyli na odsłonięte części jej, no cóż, seksownego ciała.

— Moja koszula dużo pokazuje — uśmiechnął się złośliwe przez co kobieta pisnęła i spojrzała na swoje nogi. Severus wykorzystał swoją okazję i przewrócił ją na plecy tak, że to on był teraz górą. — Jak widzisz, nie zabijesz mnie. Przynajmniej nie dziś.

— Jak tylko będę ubrana i będziesz w zasięgu, w pierwszej kolejności wytnę ci język — wysyczała dysząc nierównomiernie. Brunet wzruszył ramionami starając się nie uśmiechnąć. Ta groźba wydawała mu się bardziej urocza, a nie straszna. 

— Być może — odparł spokojnie. 

Pochylił się nad nią i oblizał usta, a jej serce przyspieszyło. Ich oddechy mieszały się i wołały o siebie. Kiedy kobieta chciała pójść o krok dalej w tle usłyszeli głośny gwizd przez co szybko się od siebie odsunęli. Spojrzeli w stronę wejścia gdzie stał oparty o framugę Jaskier z wielkim uśmiechem na ustach.

— Wczoraj dość szybko się zmyliście z imprezy. Najwyraźniej dobrze myślałem, że was tu znajdę — zaśmiał się. Severus szybko wstał i podszedł do niego. Jego twarz wyrażała zniesmaczenie.

— Jest tutaj coś twojego, zabierz to — mruknął wskazując palcem na kobietę. Wayne ukłonił się drwiąc z niego po czym machnął dłonią w stronę Rosalindy.

— Pospiesz się, siostrzyczko — pogonił ją cmokając. Szatynka westchnęła i wstała z podłogi. Otrzepała się i wyszła z salonu zostawiając mężczyzn samych. — Co o niej sądzisz?

— Dlaczego mam ci odpowiedzieć na to pytanie? —Snape podniósł brew.

— Z czystej ciekawości, poza tym jestem jej starszym bratem. Muszę wiedzieć czy jej chłopaczyna jest jej godny —  wzruszyła ramionami, jego uśmiech się powiększył.

— My nie...

— Już jestem, możemy iść — do salonu wróciła Rosalinda ubrana we wczorajszą suknię. Na całe szczęście tym razem bez gorsetu

— Świetnie, do zobaczenia Severusie — pożegnali się po czym aportowali. Czarnowłosy westchnął głośno i spojrzał w sufit. Co tutaj się stało?

Husband Right Now • S. Snape ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz