Rosalinda czuła, jak jej nogi robią się galaretowate, a płucach zostawało coraz mniej powietrza, którym mogła oddychać.
Można by rzecz, że czuła się podobnie co wtedy na balu u państwa Zabini. Tylko, że tym razem jej gorset nie był tak mocno zawiązany, a ona nie musiała wyznawać miłości pewnemu mężczyźnie.Chociaż... czy przysięgi małżeńskie zaliczały się do wyznawania miłości? Uznajmy, że tak, ale to wciąż nie było to samo co za tym pierwszym razem, gdzie miała wrażenie, że zawali całą sprawę.
Odgarnęła drżącą ręką kosmyk rudych włosów za ucho. Przez to wszystko ten rudy kolor zdążył jej zbrzydnąć. Na prawdę, wolała swoje dawne ciemne włosy i zapewne po ślubie wróci do nich.
— Jeszcze tylko szybka pogadanka z moimi rodzicami i będę wolna — wymamrotała do siebie wypuszczając kłęby ciepłego powietrza, a idąca obok niej Narcyza zachichotała cicho. — W pewnym sensie.
— Przyznaj, gdyby nie oni i Jaskier nie stałabyś tutaj ubrana w śliczną suknię ślubną, a Severus nie miałby na sobie smokingu i nie czekałby przed ołtarzem na ciebie, w dodatku na takim zimnie — dodała wskazując na opsypany śniegiem ogród.
— Mam ochotę zwiać — powiedziała mimowolnie czując jak robi jej się niedobrze. — Co jeśli wywale się, akurat tej jednej, cholernej, oblodzonej płytce idąc do ołtarza?
— To wstaniesz i będziesz szła dalej — wzruszyła ramionami.
— A co jeśli teraz ucieknę?
— To ucieknę z tobą — odpowiedziała jej pewnym głosem na co Rosalinda skrzyżowała ręce na piersi.
— Nawet jeśli oznaczałoby to, to że złamałabym Severusowi serce?
— Tak.
— Dlaczego? — Zmarszczyła brwi niezbyt rozumiejąc swoją przyjaciółkę.
— Bo jesteś moją przyjaciółką, prawie, że siostrą, Roso. Będę cię zawsze wspierała, bez względu na wszystko, bo wiem, że ty też byś to zrobiła dla mnie — uśmiechnęła się ciepło w jej stronę. Rosalinda również chciała odwzajemnić jej uśmiech i coś powiedzieć, ale na końcu brukowanej drogi dostrzegła dwie idące w ich stronę sylwetki.
— Czekaj przed wejściem. Tymi dwoma chodzącymi zgredami muszę się zająć sama — wyszeptała dyskretnie do pani Malfoy oraz podała jej swój bukiet, a ona odpowiedziała jej skinięciem i oddaliła się zostawiając ją samą z dwójką czystokrwistych czarodziejów, którzy byli... jej rodzicami.
Kobieta spojrzała na swoją matkę, Janine, ubraną w drogą, granatową sukienkę z czarnymi elementami, w tym trzymaną w jednej ręce czarną torebką, a w drugiej czarne futro (Zapewne miała na siebie rzucone zaklęcie ocieplające). Włosy pani Wayne miały czekoladowy kolor i były upięte w wymyślnego koka, który przypominał Rosalindzie jakąś koronę. Zielone oczy panny młodej spotkały się z ciemnymi, również zielonymi oczami starszej kobiety, która miała poważną minę.
Rosalinda przełknęła nerwowo ślinę i przeniosła wzrok na swojego ojca, który dumnym krokiem szedł w jej stronę, i również, tak jak jej matka, patrzył się wprost na nią swoim zimnym wzrokiem od którego miała ciarki. Zmienił się nieco od ich ostatniego spotkania. Jego ciemne włosy były teraz w niektórych miejscach siwe, ale to dodawało mu jeszcze większej powagi. Rosę zastanawiało to czy wciąż był taki poważny, ale znając jego, to pewnie tak.
— Rosalindo, jak miło cię widzieć — pierwsza odezwała się jej matka w której głosie można było wyczuć dobrze znany rudowłosej chłód.
CZYTASZ
Husband Right Now • S. Snape ✔
Fanfiction(Zakończone) Rosalinda Wayne miała tylko miesiąc na znalezienie sobie męża na całe życie, albo przynajmniej rok by sprawić pozory posłusznej córki, a potem się rozwieść. A wiecie kogo wybrała? Pewnego czarnowłosego mężczyznę z tytułem Mistrza Eliks...