— Miłość jest bez sensu — nuciła pijacko Rosalinda. — Kruszy nasze serca i odchodzi.
— Chyba już ci wystarczy — powiedziała skrzywiona Narcyza i spróbowała jej zabrać butelkę prawie pustego już wina.
— Zostaw! — Warknęła oddalając się od niej niczym dziki zwierz, który ucieka przed kłusownikiem. — Daj mi się w spokoju upić. W przeciwieństwie do ciebie nie mam konkretnego celu w moim, i tak już, spierdolonym życiu.
— Nie mów tak. Severus był pijany i...
— Pijani ludzie są nad wyraz szczerzy więc... — zamyśliła się na chwilę po czym uśmiechnęła. — Był szczery w stosunku do mnie - wzruszyła ramionami. — Bardzo szczery.
— Ta kobieta...
— Irma Federchester, siostra Williama — ponownie jej weszła w słowo.
Podeszła do zawieszonego, oprawionego w złotą ramę lustra i przejrzała się w nim. Wyglądała okropnie. Miała podkrążone oraz zaczerwienione od płaczu oczy. Jej skóra była blada, a usta spierzchnięte. Włosy też nie były lepsze. Jej niegdyś piękne ciemne włosy były teraz poplątane w jakąś dziwną fryzurę.
Zazgrzytała zębami ze złości. To wszystko była jego wina. To on doprowadził ją do takiego stanu. Wzięła zamach i zanim pani Malfoy zareagowała, rzuciła butelką wina w lustro rozbijając je na drobne kawałeczki.
— Rosalindo Wayne! — Skarciła ją kobieta podnosząc się z kanapy.
— No co? Nigdy nie lubiłam tego lustra — mruknęła odchodząc od zbitego szkła. To była akurat prawda. Kobieta nie lubiła tego lustra ponieważ stało w tak złym miejscu, że promienie słońca wlatując przez okno odbijały się od niego. Miała je przenieść, ale ten sposób też może być. — Może kupię sobie tutaj obraz? Albo może od razu sprzedam ten cholerny dom?! — Mamrotała pijacko. — Wyjadę gdzieś daleko, gdzie moi przeklęci rodzice mnie nie znajdą. Może Francja? Tak, matka nigdy nie lubiła tego kraju. Nienawidziła ich akcentu, a może tak Wenecja? Miałam kiedyś w Ministerstwie znajomego z Wenecji. Fajny był... oh, jak ja bym się przepłynęła gondolą — rozmarzyła się. — Miałam nawet plany, że z moim przyszłym mężem tam pojedziemy, ale jak widzisz. Wszystko szlag trafił. Bo pan szanowny, idiota Snape jest dupkiem!
— Rosalindo proszę...
— Co? Mam się nie pogrążać? — Obróciła się gwałtownie w jej stronę. — Nie wiesz jak to jest. Ty z Lucjuszem zawsze mieliście łatwo. Więc może pójdziesz do swojego kochanego mężusia i sprawdzisz co do cholery u niego?!
— Roso, kochana, ja chcę ci tylko pomóc — powiedziała zmartwiona jej stanem Narcyza.
— Przestań — spojrzała na nią zimno. — Chcę pobyć sama — dodała ciszej.
Narcyza westchnęła ciężko i pokiwała głową.
Już kiedyś zażyła się taka sytuacja. W szkole, kiedy to pierwsza miłość Rosalindy zerwała z nią. Wpadła w pijacką depresję i nie chciała z nikim rozmawiać. Dosłownie z nikim. Potem jednak coś się stało. Po prostu cud nad cudami. Jakby jej charakter nie pozwalał jej na takie zachowanie. Po dwóch dniach pełnych łez zmieszanych z alkoholem Rosalinda zmieniła się nie do poznania.
Zaczęła się przede wszystkim inaczej ubierać. Dziewczynka z włosami zaplecionymi w warkoczyki i okularami na nosie (tak ta kobieta miała okulary, ale nienawidziła ich tak bardzo, że na jej szczęście nie musi ich już nosić przez co nikomu o tym nie mówi) zamieniła się w seksowną kobietę z czystokrwistej rodziny. Chciała by męska część ją pożądała. Zachowywała się jak nie ona. Uśmiechała się kokieteryjnie, flirtowała i podrywała chłopaków. Kiedy jednak okazało się, że jej "ex" chciał do niej wrócić ta uśmiechnęła się z litością i odeszła. Ignorowała go tak do końca szkoły.
Pani Malfoy podejrzewała Jaskra o podsunięcie jej takiego planu, ale nigdy się tego nie dowiedziała. Oboje milczeli w tej sprawie.
— Jak sobie życzysz. Gdybyś jednak potrzebowała porozmawiać... to wiesz gdzie mnie znaleźć — oznajmiła jej. Narcyza miała nadzieję, że sytuacja ze szkoły się powtórzy, ale z tą ostatnią kwestią trochę inaczej. Tak byłoby dla nich obojga najlepiej.
— No cześć — szatynka machnęła na nią tylko ręką i obróciła się tyłem do pani Malfoy, która cicho westchnęła i wyszła.
Kiedy Rosalinda usłyszała, że drzwi na dole zostały zamknięte wydała z siebie jakiś nieokreślony wrzask. Chyba wszyscy, którzy znali ją trochę lepiej widzieli, że w ten sposób próbowała się doprowadzić do swojego idealnego stanu. Pozwalało jej to dać upust emocją i ochłonąć.
— To co? — Odezwał się stojący w drzwiach Jaskier. Na jego twarzy malował się podstępny uśmieszek. — Powtórka z rozrywki?
— Gorzej — odpowiedziała mu i podeszła do lustra przy toaletce. Przyjrzała się sobie intensywnie. Dotknęła swoich poniszczonych włosów i prychnęła z pogarda. Czas na nowy kolor, bo ten ciemny ją starzeje. — Kiedy skończymy, będzie wręcz błagał bym za niego wyszła — powiedziała mrocznie.
— Zawsze uwielbiałem twoje przemiany — podekscytowany mężczyzna zatarł ręce i podszedł do niej. Posadził ją na stołku oraz położył ręce na jej ramionach. — Więc jaki kolor moja droga?
— Ostatnio odkryłam iż najwyraźniej podobają mu się kobiety w szkarłacie — rzekła podnosząc podbródek i rozciągając swoje usta w uśmieszku. — Ale jego największą słabością są rude.
CZYTASZ
Husband Right Now • S. Snape ✔
Fiksi Penggemar(Zakończone) Rosalinda Wayne miała tylko miesiąc na znalezienie sobie męża na całe życie, albo przynajmniej rok by sprawić pozory posłusznej córki, a potem się rozwieść. A wiecie kogo wybrała? Pewnego czarnowłosego mężczyznę z tytułem Mistrza Eliks...