— Severusie Snape, jak matkę kocham. Co ty do cholery zrobiłeś?! — Narcyza wściekła jak osa odciągnęła go od blondynki. Jaskier wyprowadził kobietę za drzwi i powiedział, w bardzo szczery sposób, żeby trzymała się z dala od nich.
— O co wam na Salazara chodzi? — Mężczyzna zmarszczył brwi. Kiedy chciał wstać alkohol mu na to nie pozwolił i upadł ponownie na czarny fotel.
— O co nam chodzi?! O co nam chodzi?! — Uniosła się wściekła kobieta. — Idioto, Rosalinda cię kocha! Jak możesz być na to tak ślepy?!
— Co? — Zamrugał zdziwiony.
Mimo, że ilość alkoholu w jego organizmie była dosyć duża to był w stanie jeszcze w miarę normalnie myśleć. Na prawdę nie spodziewał się tego po Rosalindzie. Co prawda sam sobie zaprzeczał co do swoich uczuć do niej, ale to była już inna kwestia. Może też i Wayne wyznała mu miłość, ale była p i j a n a. Rozmasował sobie czoło. To było za dużo dla niego. Przejrzyste myślenie i alkohol wykluczały się nawzajem.
— Ty to wszystko zepsułeś — warknęła zła blondynka. Pan Malfoy położył jej dłoń na ramieniu przez co spojrzała na niego.
— Najdroższa, idź zobacz co z nią — powiedział starając się uspokoić żonę. Blondynka pokiwała głową po czym skierowała się do sypialni Rosalindy, rzucając na odchodne wściekłe spojrzenie Snape'owi.
Podeszła do jej drzwi i zapukała. Odpowiedziała jej cisza. Westchnęła starając się jeszcze uspokoić i chwyciła klamkę. Otworzyła ostrożnie drzwi oraz rozejrzała się. Wyglądał jakby nikogo w nim nie było. Kiedy już chciała wychodzić zatrzęsła się nagle z zimna. Objęła się ramionami i podeszła do otwartych drzwi balkonu.
— Merlinie, Rosalindo zaziębisz się — szybko podeszła o opartej o barierkę szatynki. Ta spojrzała na nią z załzawionymi oczami.
—To i tak nie ma sensu — powiedziała cicho.
— Nonsens, kochana — Narcyza pokiwała przecząco głową i obejmując ją ramionami, poprowadziła do łóżka. Kobieta nie protestowała. Czuła się jakby całe jej chęci do życia i energia wyparowały za pomocą zaklęcia. Jej kawałki złamanego serca kuły ją niczym kawałki kruchego szkła co jeszcze pogarszało jej stan emocjonalny. — Co za dupek — blondynka zamknęła drzwi od balkonu. Machnęła różdżką, ogień w kominku się zapalił. — Musisz się rozgrzać — okryła szatynkę kocem.
— Cyzzy, co ja zrobiłam źle? — Zapytała ją patrząc w ogień. Nie chciała znowu płakać. Nie lubiła tego tak jak wszyscy. — Czy coś ze mną jest nie tak? Nie jestem w jego typie? Jestem brzydka?
— Przestań tak myśleć! — Skarciła ją. — Jesteś najbardziej perfekcyjną kobietą jaką on mógł kiedykolwiek spotkać. To nie była twoja wina, tylko jego i alkoholu, a teraz się napij — wcisnęła jej kieliszek z winem. — Mam nadzieję, że Jaskier i Lucjusz przemówią mu do rozsądku.
*
— Jestem idiotą — powiedział Severus ze schowaną twarzą w rękach. Alkohol przestał już tak mocno krążyć po jego umyśle więc mógł dojść w końcu do siebie. Przynajmniej choć trochę.
— Tak jesteś — potwierdził Jaskier przewracając oczami.
— Nie musisz tego potwierdzać, Wayne — warknął w jego stronę.
— Najwyraźniej muszę po tym co zrobiłeś m o j e j siostrze. Wiem, że nie miałeś rodzeństwa, ale to nic nie znaczy — zbliżył się do niego niebezpiecznie. — Masz, jednak szczęście, że moja siostra wciąż cię kocha, bo inaczej już dawno byś nie żył, albo powoli byś umierał pod zaklęciem.
— Nie zapominaj kto tutaj należał do Śmierciożerców. Nie byłbyś mi w stanie zrobić krzywdy — syknął chłodno.
— Przekonamy się? — Wayne spojrzał na niego z góry.
— Tylko później nie rycz — powiedział drwiąc z niego i wyciągając z szaty różdżkę.
— Liczę, że ostrzegłeś sam siebie - zaśmiał się krótko po czym uczynił to samo.
— Ty gadzi...
— Przestańcie! — Powiedział wściekły Lucjusz. —Jeszcze tego brakowało byście rzucili się sobie do gardeł. Zachowujecie się jak dzieciaki, albo nawet gorzej! — Podszedł do nich z różdżką w ręku. — Jaskier, pomóż mi ze sprzątaniem tego cholernego miejsca, a ty Severusie... — westchnął ciężko i pokiwał zrezygnowany głową. — Lepiej żebyś poszedł do siebie.
— Jak sobie życzysz — podniósł ręce w geście obronnym po czym skierował się do wyjścia. Wolał nie kłócić się z przyjacielem. I choć zapewne wygrałby pojedynek z nim, to pozostawał jeszcze wściekły na niego Jaskier, czyli wciąż jeden na dwóch. Plus wciąż był pijany, niektóre zaklęcia zapewne by mu nie wyszły.
Kiedy drzwi się zatrzasnęły z góry schodów wychyliła się głowa Narcyzy.
— Poszedł sobie? — Zapytała marszcząc brwi.
—Tak — odpowiedział dumny z siebie Jaskier, który kierował się do sali balowej.
— Zostanę z nią na noc, a ty Lucjuszu zajmiesz się Draco i może jutro przydałoby się byś odwiedził Severusa — oznajmiła zmartwionym głosem.
— Jak sobie życzysz, mon amour — ukłonił się i tą samą drogą co Snape wyszedł, uprzednio żegnając się z Jaskrem, który wrócił do nich na chwilę, by być może mieć możliwość dostania się do pokoju siostry.
— Kier, czy możesz wysłać skrzata z ciepłą herbatą i jakimiś ciastkami? — Narcyza zatrzymała go w połowie schodów. — Tylko proszę cię na razie nie wchodź na górę. Rosalinda potrzebuje spokoju — powiedziała widząc jego zamiary.
— Czy jest aż tak źle? — Blondynka pokiwała smutno głową na jego pytanie.
— Rozlała wino nad którym teraz płacze i mówi, że mają ze sobą wiele wspólnego.
CZYTASZ
Husband Right Now • S. Snape ✔
Fanfiction(Zakończone) Rosalinda Wayne miała tylko miesiąc na znalezienie sobie męża na całe życie, albo przynajmniej rok by sprawić pozory posłusznej córki, a potem się rozwieść. A wiecie kogo wybrała? Pewnego czarnowłosego mężczyznę z tytułem Mistrza Eliks...