— Lotusie! — Zawołała od razu po wejściu do domu. Przed nią pojawił się skrzat ubrany w czarny garnitur.
— Wzywała, pani — ukłonił się nisko.
Rosalinda zaczęła iść korytarzem, a stworzonko posłusznie podążało za nią. Weszła do dużego salonu i skierowała się w stronę kominka. Jednym machnięciem różdżki ogień buchnął i zaczął ogrzewać przyjemnie pomieszczenie.
— Tak. Czy przyszły jakieś listy?
— Dwa zaproszenia na bale. Jedno od państwa Zabini, a drugie od pana Federchester'a — kobieta skrzywiła się słysząc nazwisko mężczyzny, który stale chce jej pieniądze.
— Potwierdź to pierwsze. Nie mam ochoty na kolejne spotkanie z panem Federchester'em. Mógłby sobie w końcu odpuścić, bo i tak nie dostanie moich pieniędzy. Daj mu to jasno do zrozumienia w liście — usiadła na dużej, o kolorze dojrzałej wiśni, kanapie. Ona jako jedyna wyróżniała się w tym pomieszczeniu. Reszta mebli i ścian była czarna oraz biała, cały dom był zrobiony w tych kolorach. Może czasem przeplatał się gdzieś jeszcze złoty. Cały dom sprawiał wrażenie zimnego i ponurego, ale dla Rosalindy był on idealny. Był elegancki, w stylu glamour oraz dawał jej poczucie spokoju.
— Jak pani sobie życzy — skrzat pokiwał głową. — Jest również list od pani rodziców — podał jej na srebrnej tacy kopertę.
Koperta była zamknięta pieczęcią lakową w której była odbita róża Wayne'ów. Koperta była chroniona zaklęciem listownym poprzez pieczęć, a otworzyć mógł tylko ten kto miał sygnet rodowy. Wymyślne zaklęcie jej pradziadka Floriana Wayne. Rosalinda ciekawa wzięła kopertę i przyłożyła sygnet do pieczęci, a ta zniknęła. Zazwyczaj takim zaklęciem są chronione ważne listy, więc co jej rodzice tam napisali? Jej rodzice i tak piszą tylko w ważnych sprawach. Jakoś ich chyba nie za bardzo obchodzi życie ich córki. I tym razem się nie pomyliła co do ważności listu., bowiem po chwili po całej rezydencji rozszedł się głośny wrzask kobiety.
— Czy mam podać pani coś do picia? — Zapytał spokojnie skrzat jakby był przyzwyczajony do tego typu sytuacji. Szatynka nic nie mówiąc pokiwała głową.
— No nie wierzę! — Podniosła głos jeszcze raz czytając list jakby chcąc się upewnić czy aby to co jest tam napisane nie jest żartem.
— Czy coś się stało proszę pani? — Zapytał zaciekawiony Lotus. Rosalinda wzięła od niego filiżankę herbaty z cytryną i miodem. Taką jaką uwielbiała. Zawsze przypominała jej dzieciństwo kiedy to jej babcia robiła dla niej taką herbatę. Podała leciutko zirytowana skrzatowi list, a ten zaczął go czytać. — Droga Rosalindo Brendo Wayne! — Kobieta skrzywiła się słysząc swoje drugie imię. — Wraz z ojcem zdecydowaliśmy się wziąć sprawę twojego małżeństwa w swoje ręce. Wiesz dokładnie o czym teraz mówimy. Dajemy ci miesiąc na znalezienie sobie narzeczonego. Jeśli ci się nie uda wyjdziesz za dobrego przyjaciela naszej rodziny. Pamiętasz Ivana Lerne? Masz wielkie szczęście, że się zgodził. Pod koniec miesiąca przyjedziemy. Z poważaniem, twoja matka i ojciec. — Kobieta zatopiła swoje dłonie we włosach i rozczochrała je psując przy tym pięknego koka. — Ma pani niezły problem.
— Zdążyłam zauważyć.
*
— Rosia! — Mężczyzna o czarnych, długich do ramion włosach przytulił ją mocno. Kobieta nieumiejętnie poklepała go po plecach i cudem uwolniła się z jego uścisku. — Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem siostrzyczko.
— Tak, ja też — powiedziała starając się brzmieć szczerze. Może cieszyłaby się w innych okolicznościach.
— Pan pozwoli, że wezmę pański bagaż — Lotus już miał sięgnąć po małą walizkę, ale Jaskier go uprzedził ręką.
— Obejdzie się — posłał mu przesłodzony uśmiech. Skrzat wzruszył ramionami po czym zostawił ich samych. — Siostra, jak możesz mieć w domu skrzaty?
— Rozumiem, że nie lubisz się z Lotusem, ale ktoś musi mi pilnować domu gdy mnie nie ma — poszli do salonu.
— Mi się sam pilnuje — wzruszył ramionami i nie pytając rozłożył się na kanapie. Szatynka przewróciła oczami siadając obok.
— Przypominam ci, że ty — wskazała na niego palcem. — Mieszkasz w kawalerce, a ja w dużym domu.
— Tylko dlatego, że dziadek cię lubił bardziej niż mnie — założył nogę na nogę. — Poza tym, co to za różnica?
— Wielka, ukochany braciszku — powiedziała spokojnie biorąc do ręki filiżankę z zimną już herbatą, której nie zdążyła dopić przed wejściem brata.
— Co to? — Zapytał ją trzymając w bladych rękach list. Nawet nie zdążył go przeczytać ponieważ Rosalinda szybko go zabrała.
— Prywatna konwersacja — odpowiedziała wymijająco i wstała. — Pewnie jesteś zmęczony?
— Cóż...
— Twój pokój znajduję się tam gdzie zawsze — przerwała mu. Wygładziła rękami czarno-zieloną sukienkę. — Jeśli będziesz czegoś potrzebował, to zawołaj Lotusa. Muszę jeszcze pouzupełniać dokumenty — nie czekając na odpowiedź wyszła z salonu zostawiając Jaskra. Wspięła się po schodach na drugie piętro gdzie znajdywał się gabinet, wcześniej jej dziadka, teraz jej. Musiała z kimś porozmawiać, a na pewno tą osobą nie był Jaskier.
CZYTASZ
Husband Right Now • S. Snape ✔
أدب الهواة(Zakończone) Rosalinda Wayne miała tylko miesiąc na znalezienie sobie męża na całe życie, albo przynajmniej rok by sprawić pozory posłusznej córki, a potem się rozwieść. A wiecie kogo wybrała? Pewnego czarnowłosego mężczyznę z tytułem Mistrza Eliks...