|8|

1.1K 68 65
                                    

}Marinette{

Szłam długą, ciemną i krętą ścieżką. Nie miałam pojęcia, co będzie dalej, więc nie spieszyłam się zbytnio. Byłam przerażona. Gdzie tylko nie spojrzałam była ciemność i jeszcze dziwne dźwięki dopełniające klimat jak z horroru. Byłam niemal pewna, że jakaś zjawa za chwilę wyskoczy z mroku. Ciągle zadawałam sobie pytanie: Czy to właśnie tak wygląda czyściec?

Długi czas później, tak długi, że straciłam poczucie czasu i przestałam liczyć nadal szłam wąską, ciemną ścieżką. Nie miałam już sił, lecz nie poddawałam się. Nie chciałam się poddać, kiedy pokonałam już tyle drogi. Pocieszałam się myślą, że za chwilę już może być koniec. Tak jednak nie było. Szłam dalej i dalej, ścieżka jakby nie miała końca. Byłam zdesperowana. W końcu zaczęłam biec ile tylko sił w nogach, a właściwie to ile ich tylko zostało.
Na myśl nasuwało mi się kolejne pytanie: Może to rodzaj pokuty?

Padłam na ziemię. Nie wytrzymywałam już kondycyjnie i po części psychicznie. Zeczęło mi się kręcić w głowie. Próbowałam złapać oddech i trochę oprzytomnieć. Rozejrzałam się po okolicy, do której nie przywiązywałam uwagi podczas biegu, a trzeba przyznać, że biegłam bardzo długo. To zdecydowanie nie był czyściec. To było coś gorszego, o wiele gorszego. Nagle poczułam, że podłoże zaczyna robić się gorące. Spojrzałam na ziemię, która zaczęła zamieniać się w rozżarzone węgielki. Cała ścieżka mogłaby się wydawać naprawdę gorąca i doprowadzająca do oparzeń, lecz mimo narastającego ciepła nie odczuwałam tego. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Tajemnicze dźwięki zaczęły robić się głośniejsze, a mój umysł zaczął jeszcze bardziej wariować. Nie mogłam już tego wytrzymać, więc zaczęłam krzyczeć o pomoc.

Kiedy już nie miałam sił, ani na płacz, ani na krzyk, a zwłaszcza na dalszą wędrówkę, poddałam się. Leżałam na ścieżce skulona i bezbronna, jak małe dziecko. Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło, ale jak wiadomo życzenia nie spełniają się od tak.

- Nie żałujesz swojej decyzji o ofiarowaniu samej siebie? Żałuj, żałuj, żałuj.. - słyszałam szepty w mojej głowie.

Mimo zatykania uszu nadal je słyszałam. Cały czas w kółko powtarzany był jeden wyraz. Nie mogłam nawet skupić swoich myśli.

- NIE! I nikt mnie do tego nie przekona! Nie będę żałować tego, że uratowałam życie kogoś, kogo kocham i własnych przyjaciół. Mogę tu przejść wszystko, nawet najgorsze katorgi, ale nigdy nie będę żałować swojej decyzji. Nigdy! Nigdy nie wyprę się kogoś, kogo kocham. I nawet jeśli mogłabym cofnąć czas, ilekroć razy mogłabym to zrobić i wiedziałabym, co mnie czeka, nigdy nie zmieniłabym wyboru. - powiedziałam w przestrzeń.

Dźwięk rozległ się po pustce. Słysząc jak ostatnie dźwięki jego echa odbijają się od czegoś zauważyłam, że szepty zniknęły, tak samo jak te przerażające dźwięki. Wstałam z ziemi. Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam strugę światła.

"Tylko nie idź w stronę światła!" - przypomniały mi się słowa ludzi z filmów i książek.

"To dla mnie szansa. Szansa na koniec tych męczarni" - pomyślałam i szybko do niej pobiegłam. Kiedy stanęłam w obliczu owego światła wszystko wokół zaczęło się zmieniać. Już nie było ciemno i mrocznie, lecz wszytko przybrało anielskie i jasne kolory. Nie umiałam opisać tego co się wydarzyło, lecz wiedziałam, że było to piękne.

Rozejrzałam się po okolicy. Już się nie bałam i odzyskałam pewność siebie. Pod moimi nogami ułożyła się ścieżka, która wyglądała jakby była wykonana z obłoków. W podświadomości wiedziałam, że muszę iść dalej, wzdłuż ścieżki. Tak więc szłam kolejne godziny, a może nawet dni, lecz tym razem w ogóle nie czułam zmęczenia.

W pewnym momencie zobaczyłam przede mną cztery dziwne, lecz piękne i niebiańskie postacie.

- Podejdź do nas, Marinette. Nie bój się nas. - powiedziały wszystkie cztery postacie na raz.

Zrobiłam, jak mi nakazano i niepewnie stanęłam przed nimi. Wbrew pozorom cztery niebiańskie kreatury były naprawdę wysokie.

- Witaj, Marinette. Jesteśmy czterema strażnikami mocy absolutnej Miraculum. Patronujemy także wszystkim innym Miraculom i to właśnie do nas trafiają ofiary mocy absolutnej. Dziś zebraliśmy się tu po to, aby wykonać sąd na tobie, Marinette Dupain-Cheng, która złożyłaś samą siebie w ofierze, by użyć mocy absolutnej Miraculum. Proponujemy, abyś wyjaśniła nam, dlaczego akurat tak postąpiłaś. - powiedział pozbawionym emocji głosem jeden ze strażników.

- Mogę zadać dwa pytania? - zapytałam. Pomyślałam, że skoro to już koniec, to może chociaż się czegoś dowiem.

- Naturalnie. - odpowiedzieli.

- Ile czasu dokładnie znajduję się w tym wymiarze?

- 1683 godziny, 37 minut i 23 sekundy. - odpowiedzieli.

- Czy wszyscy, którzy użyli mocy absolutnej stają przed sądem i ile takich sądów już się odbyło? - zapytałam.

- Wszyscy, aczkolwiek wyrok zawsze jest taki sam - wieczne zapomnienie. Gorzej, jeśli ktoś kto użył mocy absolutnej ofiaruje w zamian niewinnego człowieka. Wtedy dochodzą jeszcze 374 godziny potępienia, a dopiero później zapomnienie. Zazwyczaj delikfent staje tu i z góry otrzymuje wyrok, lecz twój przypadek bardzo nas zaintrygował. Dotąd wykonaliśmy aż 7 procesów, a ten jest kolejny. - wytłumaczył jeden ze strażników - A teraz żądamy wyjaśnień z twojej strony. - dodał.

- Chciałabym powiedzieć, że to wszystko, co się stało było moją winą. Zginęły cztery osoby, w tym moi przyjaciele i miłość mojego życia. Długo zastanawiałam się, jak to wszystko odkręcić, jak zlikwidować to całe cierpienie, jak naprawić swój błąd, żeby to wszystko się nie wydarzyło. Użyłam mocy absolutnej, żeby ich wszystkich odzyskać. Pomyślałam, że jeżeli oni zginęli przeze mnie, a byli niewinni, to lepiej, że zginę tylko ja, osoba przez którą to wszystko się wydarzyło. - powiedziałam.

- Można zatem powiedzieć, że poświęciłaś się w imię miłości.

- Właśnie tak. - odpowiedziałam.

- Twój przypadek jest o tyle ciekawy, że nie poświęciłaś kogoś innego, a samą siebie, nie działałaś z nienawiścią i ukrytymi intencjami, lecz z miłością i chęcią pomocy innym ludziom, że całe twoje krótkie, dotychczasowe życie pomagałaś innym i nie chciałaś niczego w zamian. - powiedziedzieli.

Zapadła cisza. Strażnicy patrzeli na mnie, a ja na nich. Nagle zerwali się i zaczęli naradzać. Ich dyskusje były bardzo zaciekłe. Dwóch z nich miało jedno zdanie, a dwóch pozostałych odmienne. Cała atmosfera panująca tutaj była naprawdę dziwna i nawet jeśli chciałabym opisać to, co się działo, i to co wtedy czułam nie byłabym w stanie tego zrobić. Po dłuższej chwili strażnicy ustawili się tak, jak wcześniej i znów zaczęli wbijać swój wzrok we mnie. Zrobiło się bardzo niezręcznie, więc postanowiłam zaryzykować.

- Co ze mną teraz będzie? - zapytałam trochę przerażona.

- Z racji wcześniej wymienionych argumentów i prawie nieskazitelnie czystego sumienia zostaniesz przywrócona do życia. - powiedzieli chórem - Za trzy.. dwa.. jeden.. - słyszałam odliczanie jak za mgłą.

Czułam jak spadam, byłam wystraszona, zaczęłam krzyczeć..

~~~~~~~~~
UWAGA!
Zazwyczaj nic nie piszę na dole rozdziałów ani nic, ale tu zrobię wyjątek. Do napisania rozdziału zainspirowało mnie inne opowiadanie pt.: Light Guardian autorstwa _StarShadow więc jeśli kręcą was takie klimaty to serdecznie polecam. (Oczywiście miałam zgodę autorki na inspirację jej książką!)

Kocham Cię Kropeczko 2 | Miraculous: Biedronka i Czarny KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz