Rozdział 2

781 60 23
                                    

Był bardzo ciekaw, co pan Park ma mu do powiedzenia. Odprowadził spojrzeniem Mingiego, po czym spojrzał na Seonghwę, który uniósł głowę znad biurka.

— No, słucham, panie Park. — Chłopak splótł ramiona na piersi, rzucając wyzywające spojrzenie przystojnemu nauczycielowi.

Seo podniósł się, po czym podszedł powoli do siedzącego w ławce Sana. Chłopak nawet nie drgnął, chociaż intensywne spojrzenie czarnowłosego przeszywało go na wylot.

— O co panu chodzi? — rzucił Choi, wzdychając cicho. — Dowiem się, czy będzie się pan tak na mnie bezczelnie---

Urwał, wytrzeszczając oczy na nauczyciela. Seo pochylił się w stronę ucznia, wsparty o blat dzielącej ich ławki.

— Bezczelnie gapić? — zapytał cicho. — Mógłbym. Ale już wystarczająco długo cię obserwuję, Sani. Znudziło mi się.

Choi podniósł się szybko i cofnął o krok. Zmrużył oczy, patrząc gniewnym, pełnym oburzenia wzrokiem.

— Nie zgłoszę tego dyrekcji, bo nie jestem kablem. Ale jeśli jeszcze raz się do mnie zbliżysz bardziej, niż powinieneś, to pożałujesz — wysyczał, darując sobie konwenanse. Nie rozmawiał z nauczycielem, rozmawiał teraz z wrogiem, który na zbyt wiele sobie pozwalał.

— Buntownik. — Mężczyzna uniósł kącik ust w uśmiechu. — Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Ale nie chcę twojej krzywdy, Sani. Zależy mi jedynie na twojej przyjemności i... dobrym samopoczuciu. — Przysiadł na blacie, spoglądając dalej na dziewiętnastolatka. — Zawsze jesteś nadąsany, niezadowolony... Nie wiem, co jest tego powodem, ale chcę, by mój... ulubiony uczeń był szczęśliwy...

— Muszę iść. — Choi zabrał plecak. — Istnieje coś takiego jak burdel, tam proszę się udać. A mi dać spokój.

Skierował się do drzwi, po drodze potrącając krzesło. Nie przejął się, wyszedł na korytarz, zmierzając prosto do wyjścia z budynku. Zwolnił, zobaczywszy stojącego przy drzwiach blondyna. Przewrócił oczami, znowu przyspieszając kroku. Chciał minąć Woo bez słowa. Prawie mu się to udało.

— Zaczekaj. Nie słyszysz co do ciebie mówię? — Młodszy pochwycił starszego za ramię. Sani wyszarpnął rękę z uścisku Wooyounga, zatrzymując się i patrząc gniewnie na "braciszka".

— Pomożesz mi? Mama prosiła, by jeden z nas zajął się zakupami...

— To się zajmij, skoro tak kochasz moją mamuśkę. Może właśnie dlatego cię przygarnęła, co? Pewnie liczyła na to, że jej drugi synuś będzie bardziej pożyteczny...

— Sani, ja... nie chciałem... — wyjąkał Woo, pełen poczucia winy patrząc w oczy chłopaka, w których widniała czysta, niezmącona niczym nienawiść.

— Daj mi spokój — warknął, po czym ruszył dalej przed siebie. Miał dość, nagle wszyscy zaczęli obrzydzać mu życie. Woo robił to już od dwunastu lat, do "braciszka" dołączył nauczyciel francuskiego, a rodzice zapewne dołączą niebawem.

Nie miał zamiaru wracać do domu, z pewnością nie teraz, kiedy wrzała w nim złość. Udał się zatem do galerii handlowej, gdzie ostatnio widział kolekcję pluszowych shiberów.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Anniong ciasteczka 🍪🍪🍪

Jak wrażenia po drugim rozdziale? Mam nadzieję że się podoba. Razem z moją Puppy ciężko pracowaliśmy nad tą książką i będzie nam miło jeżeli dacie jej dużo miłości ♥️♥️

Macie jakieś sposoby na pozbycie się doła i przywrócenie chęci do życia i pisania? Ostatnio nie chce mi się wgl pisać i mam ochotę wszystko usunąć.... Czy to już depresja czy co?

Dbajcie o siebie i trzymajcie się zdrowo.

Saranghe ♥️♥️♥️

Nienawidzę cię, Kocham cięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz