3. Punktualnie o trzeciej

391 47 13
                                    

Na zegarze dochodziła dziewiąta wieczór. Porzuciłam zajęcie, jakim było czytanie książek i wróciłam do pokoju, gdzie na swoim łóżku leżała zmęczona Emma.

— Nigdy więcej prac ogrodowych z siostrą. Nigdy. — dyszała ciężko z zamkniętymi oczami i ubraniami brudnymi od ziemi.

— Długo wam to zajęło. Muszę koniecznie zobaczyć efekt waszej pracy. — mówiłam, kierując się do swojego łóżka przy ścianie. Usiadłam, głośno wzdychając, a Emma wyczuła mój niepokój.

— Jesteś jakaś dziwnie spięta. Wszystko okej? Co w ogóle robiłaś cały dzień?

— Czytałam. Nic poza tym. — odpowiedziałam jej spokojnie i spróbowałam się rozluźnić. Moje myśli ciągle krążyły wokół propozycji Abigail. Każdy (poza Emmą) wiedział, jak bardzo marzyłam o wolności, jednak teraz gdy marzenie było na wyciągniecie dłoni, zaczynałam się go bać. Abigail niejednokrotnie już uciekała i zawsze wracała po paru godzinach. Nikt nigdy się nie zorientował, że znikała. Miałam jeszcze dwie godziny na zastanowienie. Wyjęłam swój dziennik, przedzieliłam kartkę grubą kreską u góry stawiając + i -.

Zdecydowana większość znalazła się po stronie z minusem. Najbardziej obawiałam się tego, że jak wyjdę to już nie wrócę albo że trafię na policję. Uczucie strachu było równie silne co chęć swobody. W takich chwilach żałowałam, że nie ma tu nikogo komu mogłabym zaufać w takiej sprawie i zapytać co o tym myśli.

— Podobno w chłopięcym sierocińcu doszło do bójki. Wiesz ta siostra Katherine, z którą kiedyś się pożarłaś na zastępstwie. Podobno chce wyrzucić tego chłopaka, który zaczął bójkę, a jego brat już dawno został wyrzucony. — Emma miała słowotok, a ja słuchałam ją jednym uchem, bo zdecydowanie miałam większe zmartwienia na głowie. Po dwóch minutach przestała mówić.

— Idę poczytać. Nie czekaj na mnie. — zabrałam ze sobą dziennik i zdjęcie rodziców, a następnie wyszłam z pokoju, zostawiając Emmę samą. Po drodze schowałam zdjęcie między kartki notesu, a jego włożyłam do kieszeni bluzy. Minęłam bibliotekę i zapukałam do pokoju Abigail. Otwarła od razu i zaprosiła mnie do środka. Panował tam niesamowity bałagan, zresztą czego można było się spodziewać po Abigail Collins - diabła z sierocińca.

— Domyślam się, że idziesz z nami.

— Inaczej bym tu nie przyszła. Opowiedz mi wszystko. Jak to wygląda? Gdzie idziemy? O której i jak wrócimy? Co mam powiedzieć Emmie? — pytania wylatywały ze mnie jak z automatu, a Abigail machała dłonią bym zastopowała.

— Pytasz, o której wrócimy, ale czy w ogóle jest sens wracać? Przecież nie chcemy tu być prawda? — to było pytanie czysto retoryczne, ale nie mogłam pozostać bez odpowiedzi.

— Tu mamy jedzenie, ciepłe łóżko i dach nad głową, a tam? — pokazałam palcem na okno, a Abigail się roześmiała.

— Zdajesz sobie sprawę ile mam tam znajomości!? To dla mnie żaden problem wyjść stąd i już nie wrócić.

— W takim razie, dlaczego zawsze wracasz? — po tym pytaniu dziewczyna przestała się śmiać i przybrała niesamowicie poważną minę. Prawda była taka, że ona też się bała, bo dopóki miała gdzie wrócić, wszystko traktowała jako przygodę bez pokrycia. Dlatego właśnie ja od początku zakładałam najczarniejsze scenariusze. Abigail wstała i podeszła do stolika, by napić się wody, a ja w tym czasie czekałam dosłownie jak sierota na to, co wydarzy się dalej. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność. Omówiłyśmy z Collins wszystko krok po kroku, a ta zapewniła mnie, że wszystko będzie dobrze, że przecież to nie jest jej pierwszy raz, ale ja nie byłam ani trochę spokojniejsza. — Gdzie właściwie idziesz?

— Na imprezę, a gdzieżby indziej! — powiedziała pewna siebie i szturchnęła mnie łokciem. — A ty? Bez obrazy, ale na naszą imprezę cię nie wpuszczą nawet jak powiem, że cię znam.

— Po prostu pochodzę po mieście. Może w końcu odnajdę swój sens życia. Chcę tylko odetchnąć od tego miejsca. Kto wie, może w końcu zacznę doceniać to miejsce, w którym przyszło mi żyć piętnaście lat. — Abigail położyła dłoń na moim ramieniu w celu dodania otuchy. Już za chwilę miałam rozpocząć nowy etap swojego życia i wciąż nie byłam na to gotowa.

༻♡༺

Pięć po jedenastej wyszłyśmy z pokoju Abigail. Ona przebrała się w jakąś wystrzałową sukienkę z cekinami, którą starannie ukrywała przed opiekunami. Szybko czmychnęłyśmy przez korytarz, przechodząc przy okazji pod drzwiami do mojego pokoju. Teraz czekało nas przejście przez główny hol. Przy głównych drzwiach stał Ksiądz Edward, rozmawiając przez telefon.

— Co robimy? — szepnęłam, a Abigail kazała mi czekać. Wtedy jakby znikąd wybiegła jedna z przyjaciółek Abigail, udawała płacz i pobiegła gdzieś, a ksiądz za nią. — Wow dobra gra aktorska.

— Moja szkoła. — ruszyłyśmy w stronę holu, a następnie skręciłyśmy w stronę dużych szklanych drzwi. Abigail po cichu je otworzyła i przecisnęłyśmy się przez małą szparkę. Lekko pochylona truchtałam za Abigail przez ogród. Trzymałyśmy się blisko świeżo obcinanych przez Emmę krzaków, żeby w razie czego się za nimi schować. Dotarłyśmy do muru, a Abigail przejechała po nim dłonią. — Jest! Tutaj.

W miejscu, które dotknęła jedna cegła odstawała od reszty. Postawiła na niej stopę, po czym ją zdjęła i kazała mi iść przodem. Niepewnie postawiłam nogę i dłońmi szukałam miejsca, by się złapać. Abigail mnie poganiała co nie zbyt mi pomagało. Chwyciłam się wyżej i nogę położyłam w miejscu, gdzie wcześniej miałam dłonie. W niecałą minutę dotarłam na górę, szybko zeskoczyłam na drogą stronę, co nie było przyjemne dla moich piszczeli i kolan. Czekając na Abigail, spróbowałam je rozmasować, ale ból był silniejszy. Abigail pokonała mur w parę sekund, co tylko potwierdziło jak bardzo codzienna to dla niej czynność. Otrzepała swoje rajstopy z pyłu i rozpięła płaszcz.

— Jesteś wolna Hazel. Idź w świat, kochana. Widzimy się tutaj około trzeciej w nocy. Pamiętaj! Leć podbić świat!

before you go • sam drake [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz