10. Ci, którzy zasłużą...

277 39 11
                                    

— Skąd się tu wzięłaś? — ochroniarz ciągnął mnie za nadgarstki do swojego gabinetu, a ja próbowałam się wyszarpać. Po Samuelu nie było ani śladu. Najpewniej mnie zostawił i zwiał. Nie dziwię mu się, w końcu on ma brata, którym musi się opiekować.

— Zgubiłam się.

— Dzieci, dzieci... Co chciałaś zwędzić? Rzadko dzieciaki włamują się do takich miejsc, tym bardziej że nie posiadamy nic godnego twojej uwagi. — zrobiłam zdziwioną minę, bo byłam święcie przekonana, że po drodze widziałam mnóstwo oryginalnych obrazów czy monet. Widocznie pan ochroniarz nie był zbytnio wyedukowany. Na zewnątrz klata, a wewnątrz wata.

— I co Pan ze mną zrobi? Wezwie policję? - zapytałam, gdy doprowadził mnie już do małego, białego pokoju. Facet posadził mnie na swoim obrotowym krześle i stanął nade mną.

— Oczywiście, później zadzwonimy do twoich rodziców. — wywróciłam oczami, a on z uśmiechem wyjął telefon z kieszeni. Rzuciłam okiem na plakietkę na jego piersi. Nazywał się Owens.

— Panie Owens, a nie dałoby się tego załatwić inaczej? — chciałam jakoś go zbajerować. Błagać, żeby nie wzywał policji, bo miałam już tego dość. Tym bardziej, kiedy byłam zdana sama na siebie, musiałam jakoś walczyć.

— Maleńka... możesz próbować. — powiedział dumnie i na chwilę zablokował komórkę.

— Nic nie ukradłam, może pan mnie przeszukać. Może po prostu mnie pan wypuści.... zapomnimy o całej tej sprawie.

— Okej, możemy się tak umówić. — zmrużyłam oczy. Coś tu nie pasowało, odpuścił zbyt szybko. — Ile ty masz właściwe lat?

— Wystarczająco. Nie powinno to pana interesować.

— Oh pyskata jesteś, ale zanim sobie pójdziesz, to musisz dać mi coś w zamian. Jesteśmy tu całkiem sami. — przeraziłam się, wbiłam głębiej w fotel i podwinęłam nogi do siebie. W jego oczach coś się zmieniło, a ja w duszy przeklinałam cholernego Samuela Drake'a i błagałam, by po mnie wrócił. Facet w międzyczasie zaczął rozpinać rozporek, a ja automatycznie dostałam odruch wymiotny. Owens zbliżał się powoli, a ja jeszcze bardziej próbowałam wcisnąć się w ścianę. Moje myśli krzyczały, ale przez gardło nie potrafiło przejść żadne słowo.
Ochroniarz szepnął mi coś do ucha, ale ze stresu praktycznie nic nie zrozumiałam. Odsunął się znowu, by zdjąć spodnie i gdy sięgał dłońmi do swoich bokserek, runął na ziemię, a z jego plecami pojawił się Sam, trzymając w dłoni mosiężną figurkę buddyjską.

— Ja pierdole, co tu się dzieje? — oddychałam głęboko, siedząc nadal przerażona na krześle. Sam ominął nieprzytomnego Owensa i położył mi dłoń na ramieniu.

— Gdzie ty kurwa byłeś!? — strzepnęłam jego dłoń i krzyknęłam, a mój głos poniósł się echem po korytarzu. Łzy cisły mi się do oczu, a Sam nie wiedział co ze sobą zrobić.

— Przepraszam... uznałem, że wykorzystam tę chwilę i poszedłem przeszukać piwnice. — powiedział zmieszany, a ja głośno westchnęłam.

— Znowu myślałeś o sobie. Nic nowego. — ogarnęłam się i wstałam z obrzydzeniem, wymijając leżącego w samych gaciach ochroniarza. Zabrałam jego spodnie, otwarłam okno i wyrzuciłam je na zewnątrz. Rano obudzi się z bólem głowy i bez gaci.

Szłam przodem, a Sam człapał za mną ze spuszczoną głową. Z jednej strony byłam mu ogromnie wdzięczna i wypadałoby podziękować, ale z drugiej strony o mały włos nie zostałam wykorzystana przez jakiegoś oblecha, bo dla niego ważniejszy był stary, nic niewarty krzyż jakiegoś durnego pirata.
Dotarłam na ostatnie piętro i odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że drzwi nadal są otwarte, a karton wykonał swoją robotę. Przywiązałam line Sama i powoli zeszłam na dół, tak by nie zedrzeć sobie do końca skóry. Byłam pod silnym wpływem emocji, praktycznie cały czas milczałam. Zła na Sama i zła na samą siebie.

— Jedźmy do domu. — powiedziałam, siadając na miejsce pasażera, podczas gdy Sam wciąż czuł się winny.

— Wiem, że jestem dupkiem. Nic na to nie poradzę. — wyjął papierosa z kieszeni i zapalił go, mocno się zaciągając. — Możesz uderzyć mnie w twarz. Możesz zrobić ze mną cokolwiek chcesz. Zasłużyłem.

Przerzuciłam nogę na drugą stronę i stałam teraz oparta plecami o motocykl. Założyłam dłonie na piersi i patrzyłam na niego z dziwnym wyrzutem sumienia. Sama nie wiedziałam czego chce bardziej.

— Uderz mnie, Hazel. Na co czekasz? — oderwałam się od motocykla i podeszłam bardzo blisko do Sama. Wyrzucił papierosa w trawę i zmrużył oczy, czekając, aż zaserwuje mu lewy sierpowy. Ostatecznie jednak objęłam go mocno w pasie i oparłam głowę na jego barku. Nie musiałam widzieć jego miny, żeby wiedzieć, że jest teraz mocno zdziwiony. Dopiero po chwili odwzajemnił niepewnie uścisk.

— Dziękuję Sam... mimo wszystko pojawiłeś się w odpowiedniej chwili.

— O, czyli w jakimś stopniu jestem bohaterem? — powiedział żartobliwie, a ja w końcu odetchnęłam głęboko.

— Dużo ci brakuje do bohatera, ale masz zadatki...

— To już coś. — zaśmiał się, gdy odpuściłam uścisk. Przez chwilę staliśmy i uśmiechaliśmy się, patrząc na siebie. Miałam chwilę, w których nie cierpiałam go z całego serca, ale potem docierało do mnie, że przez ostatnie trzy miesiące stał się dla mnie jedyną rodziną. Był moim przyjacielem, mimo wszystko nie chciałam go stracić. W głębi duszy był cudownym człowiekiem, ale miał trudny charakter. Zresztą tak jak ja, więc w tej kwestii się nie różniliśmy.
Wsiedliśmy razem na motocykl i wróciliśmy od razu do domu, by w skrócie opowiedzieć Nathanowi naszą akcję. Pieprzony Burnes i jego krzyż.

before you go • sam drake [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz