8. Wielkość od skromnych początków

344 43 14
                                    

Samuel Morgan

Hazel siedziała na jednej z ławek mieszczącej się między dwoma żywopłotami. Gdy dojechaliśmy na miejsce, wstała i podeszła, by poznać Nathana.

— Czyli to o tobie mówili w sierocińcu. — powiedziała, patrząc na sine oko chłopaka.

— O tobie też dużo słyszałem. — dodał i odwrócił się do mnie. — To, co będziemy tu robić?

— Ten dom stoi pusty od dłuższego czasu. Wejdziemy przez tamto okno. — pokazałem mu palcem w stronę dachu. — Mam nadzieję, że szybko znajdziemy te dzienniki. Pamiętasz jak wyglądały?

Nathan skinął głową i zbliżył się do bramy. Wręczyłem Hazel latarkę i poprosiłem, by w razie czego zaświeciła nam w okna i się schowała.
Pomogłem Nathanowi wspiąć się na bramę, a później sam przez nią przeskoczyłem. Hazel stanęła na czatach, a my szybko przebiegliśmy przez duży ogród i wskoczyliśmy na niską przybudówkę. Podałem Nathanowi rękę, a on wdrapał się wyżej. Chwilę później obydwoje dotarliśmy do okna, a Nathan wszedł pierwszy. Zapaliliśmy latarki i od razu zaczęliśmy przeglądać zawalony kartonami strych. Nathan złapał pierwszy lepszy karton i wyjął dzienniki w szarej oprawie. Otworzył na pierwszej stronie i przeczytał dedykacje.

— Dla kochanej Evelyn. — na następnej stronie przyczepione było zdjęcie mężczyzny z jakimś sarkofagiem. Nathan odłożył to na miejsce, a ja znalazłem zejście na dół.

— Chodź, rozejrzymy się na dole. Tutaj są same graty. — oboje zeskoczyliśmy i wylądowaliśmy w pomieszczeniu, gdzie wszystkie rzeczy owinięte były folią. Nathan przejrzał parę kartonów, ale nie znalazł nic interesującego. Wyszliśmy na korytarz, przeszliśmy przez pralnie, kuchnie i dotarliśmy do jadalni.

— Tutaj zmieściłaby się połowa grupy z sierocińca. — powiedział Nathan, chodząc blisko ogromnego stołu.

— Tutaj na pewno lepiej karmili.

— Wszędzie lepiej karmią. — zaśmiał się i wziął do ręki jakąś kartkę. — Zobacz to zaproszenie na wystawę antyków.

— Ale tam musi być sztywno. — dodałem, przyglądając się dziwnym figurką na komodzie. — To wygląda jak oryginały.

— Bo to są oryginały. — dodał Nathan, który zabrał mi figurkę tygrysa z dłoni i dokładnie mu się przyjrzał. — To by wyjaśniało zdjęcie z tym sarkofagiem.


— Gdzie my do cholery jesteśmy? — dopiero gdy weszliśmy do głównego pokoju, zdumiałem. W kącie stały oryginalne pomniki, zbroje z różnych epok, miecze, a nawet narzędzia tortur używane w piętnastym wieku. Byliśmy w pieprzonym muzeum. Nathan znalazł jakąś przypaloną kartkę, leżącą w zgaszonym od dawna piecyku.

— Evelyn... twoja pasja zaczyna nas przytłaczać. Jesteśmy twoją rodziną, a wciąż czujemy się jak obcy. Gdy cokolwiek ci się stanie, my nawet nie będziemy o tym wiedzieć, bo nie chcesz nas widzieć. Liczysz się tylko ty i twoje głupie posążki. Pieniądze nie zastąpią ci rodziny. Sława czy uznanie wśród największych odkrywców nigdy nie odda ci miłości i ciepła, jakie może dać rodzina. Przykro mi, że muszę być taki bezpośredni. Stajesz się uciążliwa, więc jeśli chcesz możemy zerwać kontakty na zawsze. Mam nadzieję, że karma do ciebie wróci.
Z poważaniem, twój syn Edmund.

before you go • sam drake [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz