↷ 널 어쩌면 좋을까?
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Powiedzenie, że Jooheon nie był zachwycony widząc Changkyuna w swoim domu nie oddawało tego, jakie emocje tak naprawdę nim targały.Gdy zobaczył go, stojącego za Shownu cały się spiął, momentalnie podnosząc się do sadu.
— Co on tu robi? — Pytanie może i było skierowane do Hyunwoo, ale jego wzrok utkwiony był w nastolatku.
Nie mrugnął ani razu, uważnie obserwując jak Im nerwowo przełyka ślinę, bojąc się spojrzeć w jego stronę.
— Jest tu na moją prośbę — Odpowiedział, akcentując przedostatnie słowo — Pomoże ci z koreańskim, który jest jednym z twoich problemów
Jooheon był ciężkim człowiekiem i do panowania nad nim potrzebne były ogromne nakłady cierpliwości i wystarczająca ilość życzliwości.
Często agresja mieszała się z niezrozumieniem a efekty tego nie były nigdy dla niego dobre.
Dlatego pojechał po Changkyuna, który był idealną dla chłopaka przeciwwagą – spokojny, małomówny i dobry.
— Nie chce go tu, rozumiesz? — Wstał, podchodząc do niego bliżej — Zabierz go z mojego mieszkania, albo ja sam wyjdę
— Postaraj się być miły Jooheon, on to wszystko słyszy
— Nie interesuje mnie, co myśli sobie ten kretyn — Niczego bardziej nie pragnął, jak zostanie samemu.
Nie potrzebował niani, która trzymałaby go za rączkę i piłowała, by nie zrobił sobie krzywdy.
Było na to już zdecydowanie za późno.
— Powiedziałem, że on tu zostaje i inaczej nie będzie — Odepchnął Joo od siebie, że ten upadł z powrotem na sofę, po czym uśmiechnął się i odwrócił do Kyuna, który przysłuchując się tej wymianie zdań stał bez ruchu od kilku minut — Ja już muszę iść, ale wrócę jutro z samego, okay? Baw się dobrze Changkyun i jeśli mój przyjaciel dalej będzie wobec ciebie agresywny, dzwoń wtedy po Minhyuka. On będzie wiedział co robi, o ile nie jest zajęty kimś innym
Nastąpiła krótka chwila ciszy, podczas której rzucił ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie Jooheonowi, po czym wyszedł z domu.
Im słyszał bardzo wyraźnie jak jego auto odjeżdżało z podjazdu, a blask reflektorów słabł z każdą sekundą, gdy opuszczał dom Lee.
Nie było odwrotu od tego, co miało teraz nastąpić – musiał do niego podejść i odezwać się, przerywając swój strach.
Jego oczy powędrowały automatycznie w stronę stolika na którym piętrzące się śmieci aż prosiły się o posprzątanie i zrobienie miejsca na książki, które były im teraz potrzebne
Nie odzywając się do niego, Joo poszedł do swojego pokoju, przynosząc plecak i dwie puszki zielonej herbaty.
Wyjął niezbędne im do nauki rzeczy i czekał aż Kyun zacznie mówić.Czas płynął powoli, jednak on mógł przysiąść, że minęło co najmniej dwadzieścia minut, gdy chłopak siedział bez ruchu, wpatrując się w swoje dłonie.
Zastanawiał się, dlaczego przy nim zachowywał się inaczej, niż w towarzystwie swoich przyjaciół.
Widział w szkole, jak śmiał się i żartował z nimi.
Jak jego poliki robiły się czerwone ze śmiechu i jak żywą potrafił być osobą.
Co się zmieniało, gdy był w towarzystwie Lee i jego znajomych?
— Skoro już tu jesteś — Zaczął, spoglądając na niego kątem oka — To powiem ci z czym mam problem i ty mi to zrobisz. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
W odpowiedzi dostał tylko słabe kiwnięcie głową, które powinno mu w tej kwestii wystarczyć.
— Przerabiam teraz na zajęciach poezję Yun Dong-ju i chodź jest ona niezmiernie nieciekawa, to opracowanie przychodzi mi z lekkim oporem. Wiesz, co mogę z tym zrobić?
— Co... um... co to jest za... za.. wiersz?
W myślach Changkyun liczy powoli do dziesięciu wyobrażając sobie łąkę pełną wrzosów, kołyszących się powoli przez więjący leniwie wiatr.
Poczuł się na tyle lepiej, by zacząć słuchać, co mówi do niego Jooheon.
Poezja Yun Dong-ju nie była dla niego czymś nadzwyczajnym i znał ją dość dobrze, gdyż był to jeden z ulubionych autorów Kihyuna.
Chociaż jego los był niesamowicie przykry i niesprawiedliwy, to słowa jakie dobierał przy opisywaniu szarego krajobrazu otaczającego go świata aż śpiewały siłą i zapewnieniem, że w życiu może jeszcze być lepiej.
Słuchanie jego poezji było niczym wybieranie się w podróż do wypełnionej gwiazdami krainy samotności, która była niczym dom.
A wielu ludzi najbezpieczniej czuło się w domu.
— Do końca moich dni będę spoglądał w niebo, abym nie musiał się już wstydzić...
— W powiewie wiatru co ledwie kołysał listkami, poznałem mękę oddychania — Dokończył za niego.
Prolog to jego ulubiony wiersz.
Znał na pamięć każdą jego zwrotkę, powtarzając ją jak mantrę, gdy malował do późna wytwory swojej wyobraźni.
Nie dając po sobie poznać zdziwienia jakiego doznał Lee, słysząc resztę utworu, odrząknął głośno, kładąc mu na kolanach jego zeszyt i długopis.
— Skoro znasz ten badziew, to będziesz wiedział jak mi pomóc — Mówi, zwracając uwagę na drobny szczegół który do tej pory umykał jego uwadze.
Jego dłonie.
Blade, naznaczone bliznami i pochłoniętymi przez czas zadrapaniami trzęsły się ze zdenerwowania.
Jeśli chciał, by ten pomógł mu z czymkolwiek dzisiaj, musiał go uspokoić.
Nie potrzebował zająć się nim po raz kolejny.
To nie było jego robota.
— Postaraj się nie wyzionąć tu ducha, dobrze? — Prosi, kładąc swoją prawą dłoń na tej jego — Nie będę dzisiaj dla ciebie niemiły do końca naszej pracy, dlatego się nie bój. Dzisiaj już nie musimy udawać niczego... zwłaszcza przed innymi ludźmi
CZYTASZ
astroworld | l.jh + i.ck
Fanfiction↳❝everything we've created is an art, but some of them weren't pretty❞↲ ▪ gdzie changkyun w oczach jooheona był tylko dziwnym chłopcem w okularach, który zbyt mocno kochał sztukę