Rozdział 11-... aby już nikt więcej nie mógł dostać się do środka.

1.3K 53 19
                                    

Siedzę na lekcji z Soph, która nadal się do mnie nie odzywa. Wiem, że pewnie ma mi za złe to, co się stało, ale ona nie wie po prostu wszystkiego. 

Jest kilka rzeczy, które przed nią ukryłam. Znajomość z Chrisem, moje ataki paniki, wizyty u psychologa. Nie mogłam się przełamać, żeby jej to pwiedzieć, a teraz chyba żałuję, bo z pewnością  byłoby mi łatwiej z tym wszystkim obecnie.  

Nie byłam dzisiaj skupiona na lekcjach. Myślałam o sytuacji z Soph i o tym, czy iść na treing Chris'a. W końcu zdecydowałam się wyrwać kawałek kartki z zeszytu, a tam napisałam PRZEPRASZAM :( , następnie podałam dyskretnie kartkę Sophie. 

Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona i schowała karteczkę do piórnika. Czyli jest gorzej niż sądziłam. Sophie nie chce ze mną rozmawiać. Definitywnie. Westchnęłam jedynie i spojrzałam na nauczycielkę, która pisała coś na tablicy. Zrezygnowana, otworzyłam zeszyt na ostatniej stronie, która często służyła mi do rysowania na lekcji jakiś bazgrołów. 

-Dobrze, słuchajcie z tydzień sprawdzian. Proszę przygotujcie się na niego.- te słowa nauczycielki otrzeźwiły mnie, bo uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem z czego mamy pisać ten sprawdzian. 

Okazało się również, że zadzwonił już dzwonek, bo połowa klasy zdążyła wyjść z sali. W tym Sophie. Niespiesznie zebrałam swoje rzeczy i wyszłam na korytarz. Tam roiło się od nastolatków zabijających czas siedzeniem w telefonach ewentualnie rozmawianiem ze znajomymi.  

Westchnęłam tylko i skierowałam się na dziedziniec szkoły z myślą, że ludzi bedzie tam mniej, ale niestety nic na to nie wskazywało. Wszystkie miejsca były zajęte. Już myślałam, ze pójdę do bibliotek, bo tam z pewnością nie będzie dużo osób, jednak przyszło mi na myśl jeszcze jedno miejsce. A mianowicie trybuny na boisku. Tam też niewiele osób zaglądało, bo więszkość znalazła miejsce na dziedzińcu, w stołóce, czy po prostu na korytarzu. 

Według mnie to było idealne miejsce na przemyślenia. Co miałam właśnie robić, bo ostatnio w moim  życiu trochę się tego nazbierało. 

Weszłam na trybuny i usiadłam na jednym z krzeseł. Na szczęście pogoda była dzisiaj dobra, bo świeciło słońce i było ciepło. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam myśleć o tym wszystkim, co ostatnio się u mnie dzieje, a nie powiem, jest tego sporo. 

Najpierw tak jakby nigdy nic pojawił się Chris, który namieszał ostro w moim życiu. Zaczął łamać mój mur, który udało mi sie zbudować. Weszł do mojego przez drzwi jak gdyby nigdy nic i zamknął je za sobą, aby już nikt więcej nie mógł dostać się do środka.  

Siedziałam tak i myśałam dobrych kilka minut, także o Soph, która najzwyczajniej w świecie olała moje przeprosiny. Bardzo mi przykro, bo nie chciałam żeby tak wyszło, po prostu taka jestem i nie umiem tego zmienić. Nie lubię kiedy ludzie wtrącają się w sprawy ich nie dotyczące. To takie irytujące...

Nie wiem jak długo tak siedzaiałam, bo straciłam rachubę czasu. Dopiero czyiś głos wyrwał mnie z letargu. 

-Lexie, co ty tutaj robisz. Jest już dawno po dzwonku, nie powinnaś być na lekcji?- zapytał ktoś, a ja spoglądając na niego zauważyłam, że to Chris.

-Może i powinnam, zreszta chyba tak samo jak ty.- odpowiedziałam.

-Mam okienko i postanowiłem tutaj trochę posiedzieć.

-Cóż, w takim razie nie będę ci już przeszkadzać i sobie pójdę.- dodałam natychmiastowo podnosząc się z siedzenia. 

-Nie musisz.- powiedział od razu i złapał mnie za rękę tak samo, jak dzisiejszego poranka.- I tak minęło już sporo czasu od dzwonka, więc bez sensu ci iść na lekcję. 

A million reason not to love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz