Rozdział 5

6.1K 228 7
                                    

Parę minuty temu,przyjechaliśmy do domu, a pierwsze co zobaczyłam po wyjściu z samochodu, to mój ojciec, który drepcze przy drzwiach do rezydencji.

To dziwne, zazwyczaj nie czeka na mnie komitet powitalny.

Ruszam w jego stronę, ze zmarszczonym czołem, a on odwdzięcza się mi natarczywym spojrzeniem.

- Kirnos, dziecko drogie, dlaczego Vincenzo wciąż do mnie wydzwania,by się upewnić, że wróciłaś do domu?- Pyta podejrzliwie.

W moim umyśle następuje chwila konsternacji. Nie spodziewałam się, aż takiego zaangażowania z jego strony. Dostał czego chciał i powinien odpuścić. To był tylko seks- nieziemski przyznaje - ale wciąż tylko seks.

- A któż to wie. - Mówię, wzruszając ramionami i mijając go, całuje jego policzek. Wchodzę do chłodnego holu, na co z moich ust wydobywa się westchnienie ulgi. Zrzucam szpilki i kieruję się w stronę kuchni, by nalać sobie szklankę wody.

Ojciec podąża za mną, najwyraźniej chcąc porozmawiać jeszcze o czymś innym.

- Za dwa dni lecimy do Rzymu, spotkać się z głównymi dystrybutorami. Chcę, abyś czynnie w tym uczestniczyła.

-Myhhhh...-przytakuję, sięgając po szkło. Napełniam ją zimną kranówką i od razu przykładam do ust.

Kontem oka zauważam, jak mi się uważnie przygląda. Zadowolenie,błyska w jego czarnych tęczówkach.

-Jestem z ciebie dumny. Wczoraj pokazałaś klasę i udowodniłaś, że się do tego nadajesz. Choć wcześniej też, nie miałem co do tego wątpliwości. Jesteś krwią z mojej krwi.

Ciepło rozlewa się wokół mojego serduszka.Posyłam mu promienny uśmiech i odstawiam pustą naczynie na blat. Cieszy mnie to, że nie ma co do mnie wątpliwości.

-Ale naprawdę powinnaś zainwestować w pistolet. Jest o wiele bardziej bezpieczny, niż ten twój nożyk.

Krzywię się, na to stwierdzenie. Mój ojciec nigdy nie docenił białej broni. W przeciwieństwie do mnie. Odkąd tylko zaczęłam szkolenia, to noże stały się moim hobby. Są o wiele bardziej subtelne w działaniu, niż broń palna. Umiem strzelać, ale to nie moja bajka.

Już mam zamiar zacząć się kłócić, kiedy jeden z naszych ludzi wchodzi do pomieszczenia i zawiadamia, że dzwoni główny senator Sardynii prosząc o rozmowę.

Tato przytakuje głową, na znak zgody i zaczyna wychodzić z kuchni. Zanim jednak to robi, zatrzymuję się naprzeciwko mnie i z uśmiechem na ustach, składa pocałunek na moim czole.

-Złośnica.-mówi, ruszając w dalszą drogę. Jest już za drzwiami, kiedy dociera do mnie jego surowy głos.

-Aaa. Zrób coś z Vincenzo, bo przez najbliższe godziny, nie mam ochoty ponownie słyszeć jego jęków.

Wywracam oczami i wlepiam wzrok w widok za oknem. Trybiki w mojej głowie pracują na wysokich obrotach od wczorajszego popołudnia, a ciało wciąż odczuwa zmęczenie po doświadczeniach z ostatniej nocy. Przecieram ręką twarz i podejmuję decyzję o kompletnym wyłączeniu myślenia na dziś.

Słońce odbijające się w wodach morza tyrreńskiego, zachęcając do leniwego odpoczynku na plaży i nęci swoim spokojem.

Woda, gorący piasek i dobra muzyka.Tego mi potrzeba, w tym momencie.

***

4 dni później/Rzym...

Już od dwóch dni jesteśmy we włoskiej stolicy. Rozmowy idą dość gładko, a każdy z naszych pracowników zdaje się akceptować mój status capo i przyszłe stanowisko dona.

Kirnos✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz