Rozdział 18

4.4K 159 7
                                    

Stoję tam, patrząc jak sapie, próbując złapać oddech.Zniecierpliwiona czekam, aż się wypowie i kiedy w końcu udaje mu się wydobyć z siebie głos, mówi tak szybko, że ledwo go rozumiem.

-Ludzie Christian'a do nas strzelali kiedy siedzieliśmy w samochodzie, jadąc na spotkanie z ich nowym szefem.

-Czyją krew masz na sobie? - Te pytanie zadał Rock. Facet patrzy na mnie, później na podłogę i z powrotem na Rock'a, a ja mam ochotę zatkać uszy.

- Szefa. - Cały świat na moment się zatrzymał, a następnie mój mózg ruszył na przyśpieszonych obrotach.

-Gdzie jest?

-W szpitalu Antonia Meucci.-Krew w moich żyłach płynie tak szybko, że nie słyszę nic innego. Wybiegam przez drzwi, nie czekając na nikogo. Kiedy odpalam samochód, Vincenzo i Rock wskakują do środka.

- Szpital, natychmiast! - Wrzeszczy Rock z tylnego siedzenia. Jadę jak szalona. Wymijam wszystkich zygzakiem, nie dbając o nikogo innego i słyszę jak moi towarzyszę krzyczą, bym zwolniła. Nie robię tego,a w zamian przyśpieszam, jadąc tak szybko jak to tylko możliwe, by do niego dotrzeć. Nie wiem jak źle z nim jest, ale musi być kiepsko skoro jest w szpitalu, a nie u naszego lekarza.

Po piętnastu minutach, gwałtownie hamując przed głównymi drzwiami szpitala. Wyskakuję z wciąż odpalonego samochodu i pędzę przed siebie. Kiedy tylko wchodzę do środka, dostrzegam tam kilku stojących ludzi ojca. Widzą mnie i opuszczają głowy. Podbiegam do kontuaru i wręcz atakuje pielęgniarkę.

-Constantino Cantos, gdzie jest?!-Krzyczę.

-Proszę się uspokoić.

-Jakie uspokoić?!Mój ojciec jest w szpitalu!Nie wiem co się stało!-za moimi plecami staje Vincenzo i otacza mnie ramieniem.

-Wdech i wydech,maleńka.-Szepcze mi do ucha,a następnie całuje mnie we włosy.Wykonuje jego polecenie i dzięki temu trochę się uspokajam.

- Chcielibyśmy się dowiedzieć, co w tej chwili się dzieje z Constantinem Cantos.-mówi władczym tonem. Pielęgniarka patrzy na niego i widzę jak zaczyna się rumienić. No,błagam... Już mam się odezwać, gdy ta pochyla się do komputera i zaczyna wklepywać literki na klawiaturze.

-W tej chwili Pan Cantos jest na sali operacyjnej.-Marszczy brwi i podnosi na nas ostrożny wzrok.- Został wielokrotnie postrzelony.Trochę to jeszcze potrwa,co najmniej trzy-cztery godziny.

Wycofuję się i opadam na siedzenie. Jak bym dostała obuchem prosto w łeb.Czuję się bezsilna i nie wiem co robić. Spoglądam w górę i widzę Rock'a chodzącego po korytarzu; Vincenzo rozmawia przez telefon, spokojnie i z opanowaniem, a inni mężczyźni trzymają twarze w dłoniach.

-Jak do tego w doszło?-pytam, ale żaden z nich nie odpowiada, dopóki Rock nie podchodzi, by stanąć obok mnie.

- Wszystko stało się tak szybko; nawet tego nie przeczuwaliśmy. Zatrzymaliśmy się przed klubem, wysiedliśmy, a Twój ojciec był za nami. Na dachu musiał być snajper. Staliśmy przed nim i nie oberwaliśmy; nie mogliśmy rozgryźć skąd padały strzały.Tamci stali uśmiechając się i żadne z nich nie miał broni w ręku.-mówi Filippo.

-Ale byli tam też ludzie Siergieja.- dodaje jeden z naszych głównych żołnierzy.

-Ludzie Siergieja, ale...A co oni tam w ogóle robili?- zastanawiam się na głos i z patrze na Vincenzo,by zobaczyć czy to rozgryzł, ale on wygląda jakby również starał się pozbierać wszystko do kupy.

- To nie ma sensu; nie mógł jeszcze wiedzieć o swoim synu. - Przytakuję i przenoszę wzrok na Rock'a, który wznowił gorączkowe łażenie po korytarzu.

***

Siedzimy tam godzinami, zanim dostajemy wieści z przebiegu operacji. Młoda lekarka wychodzi i mówi, że wciąż nie jest stabilny, ale robią wszystko co w ich mocy. Nawet jej nie dziękuję i wracam do tępego gapienia się w ścianę.

Mija kolejna godzina, kiedy dostrzegam znajomą postać przechodzącą przez drzwi. Nawet się nie rozgląda; biegnie prosto do biurka i pyta o mojego ojca. Kobieta mówi jej, gdzie siedzi jego rodzina i to właśnie wtedy mnie dostrzega.

- Valentina, skarbie, co się stało? Przybyłam najszybciej jak tylko mogłam. - Obejmuję ją, kiedy owija wokół mnie ramię i zatapiam się w zapachu mojej matki. Zawsze jest taka ułożona i zorganizowana, choć nie dzisiaj. Wygląda jakby płakała; ma rozmazany makijaż i wygląda na wyczerpaną.

- Mamo, skąd wiesz, że tato jest w szpitalu? - Pytam z ciekawości, wciąż mocno ją do siebie tuląc.

- Kochanie, jestem wpisana jako najbliższa krewna twojego ojca; zadzwonili do mnie kiedy tylko go tutaj przywieźli.- Przytakuję i siadamy. Chwyta moją dłoń i trzyma ją tak mocno, że zatrzymuje dopływ krwi.

Vincezno podchodzi, zajmuje miejsce obok mnie i wita się z moją matką. Ona mu odpowiada i zdaję sobie sprawę, że się znają; jestem zbyt zmęczona, albo po prostu wszystko mi jedno, by pytać o to skąd. Ale w sumie wychodzi,że na tyle bliskich mi ludzi, tylko ja go nie znałam do tej pory. Ciekawe...

***

Po następnych godzinach czekania, lekarka w końcu się pojawia i podchodzi do nas.

- Operacja przebiegła pomyślnie, choć byliśmy zmuszeni umieścić Pana Cantosa w śpiączce. Jego obrażenia były bardzo rozległe. Mógł stracić funkcje motoryczne, ale nie dowiemy się tego, dopóki się nie obudzi.Następne 48 godzin będą decydujące. - Mówi i informuje nas kiedy możemy go odwiedzić, a ja słucham płaczu matki. Obejmuję ją i staram się pocieszyć, ale nie mogę zrobić nic, by ukoić jej ból. Rock podchodzi i zabiera ją ode mnie,a ja wpadam w ramiona Vincenzo.

-Choć maleńka, przebierzemy się.- dopiero teraz dostrzegam dwie torby sportowe przewieszone przez jego ramię. Biorę jedną z nich i kieruje się prosto do damskiej toalety.

Zatrzaskuje się w jednej z kabin i siadam na zamkniętej muszli ze spuszczonymi ramionami. Bezmyślnie gapie się w beżowe kafelki ułożone na podłodze.Jestem wypompowana, ta sytuacja, to jakiś koszmar. A co jeśli on nie przeżyje? Potrząsam głową.Dość.Muszę się ogarnąć i to już.

Biorę głęboki wdech i rozpinam torbę.Przebieram się w czarne rurki, zwykły t-shirt tego samego koloru, a na wierzch narzucam skórzaną kurtkę. Przy lustrze zmywam makijaż i wiąże włosy w luźny warkocz.

-Dasz rade, dziewczyno.-szepcze sama do siebie, patrząc w lustro, a następnie kieruje się do wyjścia.

Za drzwiami czeka już na mnie zniecierpliwiony Vincenzo. Przyciąga mnie i składa delikatny pocałunek na moich ustach.

- Siergiej jest w Palermo. - Szepcze mi do ucha. Rozglądam się, żeby zobaczyć kto nas otacza i uświadamiam sobie, że wszyscy ludzie mojego ojca zostali. Przemieścili się tylko na tyły pomieszczenia, aby dać nam więcej przestrzeni.

- Chodźmy. - Przywołuję ich, a oni wstają i zaczynają wychodzić. Rock zmierza w moim kierunku, ale zatrzymuję go.

-Rock, potrzebuję żebyś został tutaj z moją matką. - Wygląda na rozdartego między chęcią zranienia kogoś, a chęcią ochrony. Po chwili, niechętnie przyznaje mi rację, a ja ściskam jego biceps w geście podziękowania.

Daję mamie całusa w policzek i wychodzę przez drzwi, sprawdzając czy mam przy sobie broń i kluczyki od samochodu.

___
❤🧡💛💚💙💜🖤

alekssandraM🖤

Kirnos✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz