Rozdział 12

5.2K 181 10
                                    

Wzdycham ciężko i odwracam się w stronę Carlosa. Mężczyzna właśnie pociera swoje gardło. Patrzy na mnie, a ja się uśmiecham; jest naprawdę uroczym facetem, ale nieodpowiednim dla mnie.

-Valentina, co do zeszłej nocy... - Przerywam mu zanim zdąży dokończyć zdanie.

- Niebieskooki, było miło, ale to wszystko to była tylko zabawa. - Patrzy na mnie, jakby mi wyrosła trzecia głowa, a ja pochylam się w jego stronę, aby pocałować jego policzek i pożegnać się.

Kiedy wchodzę do środka, widzę Vincenzo stojącego ze skrzyżowanymi ramionami, wyglądając na bardzo wkurzonego.

- Musiałaś ? - Ha! Podstępny skurczybyk, obserwował nas.

- Zamknij się i pocałuj mnie wreszcie, idioto. - Stoję tam, czekając na niego, co nie zajmuje mu dużo czasu; w dwóch krokach, staje przede mną i patrząc na moje wargi. Jego usta powoli zbliżają się do moich, po czym kładzie na nich lekkie pocałunki.

Nigdy wcześniej nie całował mnie w taki sposób. Nie wiem, czy to dlatego, że myśli, że jestem rozbita, czy dlatego, że mu na mnie zależy.Jego dłonie zmierzają powoli w kierunku mojego tyłka,a następnie ściskają go. Uśmiecham się i gdy już mam pogłębić pocałunek, to słyszę jak mruczy w moje usta.

- Moja. - Otwieram szerzej usta i pozwalam jego językowi się pochłonąć.

Całuje mnie za oddech, całuje mnie za życie, całuje mnie za moją duszę. To nie jest nasz standardowy pocałunek. Ten jest nasycony czymś więcej, czymś znacznie więcej.

Powoli odsuwa się, a nasze nosy wciąż się stykają; otwiera oczy i patrzy na mnie. W tych dużych, brązowych tęczówkach jest coś, co do mnie przemawia; są jak okno do jego duszy i jeśli masz wystarczająco dużo szczęścia, możesz ją ujrzeć.

Zastanawiam się, dlaczego w ogóle poleciałam na Carlosa i myślę, że to dlatego, że wciąż uważał mnie za piękną. Chociaż Vincenzo wciąż mnie chciał, kiedy byłam rozbita i był gotów mi pomóc pozbierać się w sobie, nawet jeśli sama się z tym jeszcze nie uporałam.

W końcu się rozdzielamy i idziemy do kuchni. Widzę tam uśmiechającego się ojca. Patrze na nasze splecione dłonie, a następnie wracam spojrzeniem do taty i tylko lekko wzruszam ramionami. Mam uznanie ojca i to mnie cieszy.

- Kirnos, przed drzwiami wejściowymi dostarczono dla Ciebie paczkę. - Mówi mi jeden z ochroniarzy, a ja zabieram się do jej otwarcia. W środku znajduję mój nóż i list.

To, że nie pozwolił mi się z Tobą zabawić,nie oznacza że tego nie zrobię, suko.

Wpatruję się w list, starając się odgadnąć kto to może być, a następnie Vincenzo wyrywa mi go z rąk i czyta. Zaczyna gotować się ze złości, zgniata list i wyrzuca go. To właśnie wtedy doznaję olśnienia; wiem, kto to jest. Ćpun.

- Kto to przysłał, maleńka? - Mogę powiedzieć, że jest gotowy rozerwać kogoś na strzępy i nie odpowiadam; może i dorwał głównego sprawcę, którego chciałam, ale tym zajmę się sama. Wzruszam tylko lekko ramionami.

- Dziecko, jeśli wiesz, musisz nam powiedzieć. - Spoglądam w górę na ojca i kręcę głową. Nie powiem im; on jest mój.

Vincenzo wychodzi wyraźnie rozwścieczony na tę sytuację lub na mnie; cokolwiek to jest, nie obchodzi mnie w tym momencie.

- Kirnos, mamy wieczorem spotkanie biznesowe, na którym musimy się zjawić. - Patrzę na niego i zdaję sobie sprawę, że nie będzie na mnie naciskał; uśmiecham się tylko w odpowiedzi i pytam co to za spotkanie.

Kirnos✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz