Rozdział 4

173 17 6
                                    

 -Ale jakim sposobem? Nie widziano go ostatnio w okolicach Meric? - zapytał zaniepokojony rycerz.

-Tak nam doniesiono, ale dobrze wiesz, że ta wieść nie była pewna - odparł Gilan - Ale nasze przypuszczenia się sprawdziły... Treaty bez problemu ominął straże - dodał patrząc na drewniany stół.

   Co prawda Will wraz z odejściem z korpusu stracił swoje nazwisko, ale Gilanowi jednak było łatwiej tak go nazywać. ,,Treaty" może i było wiązane z tym byłym zwiadowcą, ale jednak częściej słyszało się ,,Zwiadowca Will". Tym bardziej, że od początku tak nazywali chłopaka - po imieniu, a nie po nazwisku, ponieważ tego wtedy nawet nie miał. I po prostu łatwiej było powiedzieć ,,Treaty", bo to przywracało mniej wspomnień.

-On jest gdzieś w Redmont - ciągnął dalej - Gdzieś tu jest... Jesteś pewny? Na pewno to dobry pomysł, żebyś został baronem? - zapytał z wątpliwością, na co rycerz westchnął.

-Ile razy jeszcze będę ci mówił, że nie zamierzam zmienić decyzji? Znałem i znam ryzyko. Teraz tylko jest kwestia kto ma je podjąć. Ja czy Cassandra? - przerwał po czym dokończył - Znasz moją odpowiedź... - Zwiadowca zamilkł na chwilę. Ale jak to Gilan, nie mógł siedzieć cicho zbyt długo.

-Ale po co tu przyszedł? - podzielił się swoimi rozmyślaniami z Horacem - Bo jeśli chciał po prostu zwrócić liść to myślę, że za bardzo ryzykował. Może jest wyśmienity w skradaniu, ale jednak nawet dla niego to jest ryzyko. Jakoś nie wydaje mi się, by przyszedł tu tylko po to - zakończył siadając na krześle.

-Chatka jest cały czas oglądana - poparł go Horace - Już wielkim szczęściem było dla niego dotarcie tu niespostrzeżenie. Ale... - przerwał.

   Ta cała historia. Nagła zmiana Willa. Ten srebrny liść dębu. Coś w tej całej historii było nie tak. Horace usiadł naprzeciw Gilana, ale nie patrzył na niego. Wzrok skupił na drewnianej ścianie chatki.

-Ale jak to możliwe? - zapytał po dłuższej chwili. Zwiadowca podniósł na niego wzrok i spokojnie wyjaśnił...

-Tego jesteśmy uczeni na szkoleniu. Poruszanie się niepostrzeżenie to jedna z najważniejszych umiejętności zwia...

-Nie oto mi chodzi! - przerwał mu Horace -Jak to możliwe, że Will dał radę tu wejść?!

-W sensie? - zapytał Gilan marszcząc czoło.

-W sensie, że to miejsce jest obserwowane przez paru strażników przez całą dobę - odparł - Zmiana straży następuje, co dwie godziny, ale w trakcie wciąż jeden z strażników obserwuje wejście do tego domu. Więc jakim sposobem Will dał radę otworzyć te drzwi?! Nauczył się przenikać przez ściany czy co?! - zakończył. Gilan wzruszył ramionami.

-Dla Will.... Dla Treaty'ego to żaden problem - zaczął - Zawsze mógł wejść oknem czy choćby...

-Rozumiem, że jest niski, ale nawet on nie da rady przecisnąć się przez te okna. A poza tym czy okna nie są przypadkiem zabezpieczone? - dodał.

-Dla...

-...Treaty'ego to żaden problem - wtrącił się rycerz - Tak, wiem. Ale wiem również, że Will nie jest wszechmogący. Nie potrafi wszystkiego. A poza tym nie wydaje ci się to dziwne? Will to Will. To prawda, ale przecież nie dałby rady wejść niespostrzeżenie tutaj przy takiej obsadzie. Tylu strażników nie minąłby nawet...

-Dla niego to żaden problem - wtrącił zwiadowca.

-Oh, Gilan! Przestań to w kółko powtarzać! - wybuchnął w końcu Horace - I możesz zacząć mówić o nim po imieniu?! To jest irytujące! - poskarżył się, ale nie doczekał się żadnej reakcji. Horace dopiero w tej chwili zorientował się, że Gilan nawet nie patrzy w jego stronę - Ej, co jest? - zapytał, a zwiadowca dopiero teraz zwrócił wzrok w jego stronę zupełnie nie przejęty gniewem przyjaciela.

-Wziąłeś ze sobą miecz? - zapytał wprawiając w osłupienie rycerza.

-Um... Oczywiście - powiedział cicho i odruchowo położył dłoń na rękojeści broni.

-Czyli ten nie należy do ciebie? - zapytał zwiadowca wskazując, gdzieś za siebie. Horace podniósł się z krzesła i podszedł do miejsca wskazywanego przez Gilana.

   Na ziemi leżała tam pochwa z mieczem. Horace kucnął obok broni i złapał za rękojeść, by chwilę później widzieć przed oczyma stal ostrza. Broń była prawie idealnie wyważona. Ostrze miało na sobie piękny wzór, a rękojeść dobrze leżała w dłoni, jednak wydawała się dostosowana dla kogoś mniejszego.

   Gilan podszedł do niego i znad jego ramienia oglądał broń.

   Sam kiedyś uczył się szermierki, więc był w stanie ,,jako tako" ocenić miecz.

-Ten miecz wygląda, jak broń szlachecka - stwierdził, bo dłuższej chwili.

-Hm... - przytaknął mu Horace - Myślisz, że to broń barona Aralda? - zapytał.

-Wątpie - stwierdził Gilan - Jest za mała. Myślę, że jest dostosowana do kogoś takiego, jak... jak...

-Will - dokończył Horace, nawet na niego nie patrząc. Wciąż oglądał miecz i zachwycał się jego wykonaniem - Skąd on ma coś takiego? Przecież ten miecz jest piękny. Co prawda, nie wiem jak bardzo jest wytrzymały, ale patrz na te wzory. Przecież... Po co Willowi coś takiego? - dokończył szeptem. Z wielką delikatnością włożył miecz ponownie do pochwy, po czym dał ją w ręce Gilana - On nie potrafi, nawet posługiwać się mieczem.

-Może - odpowiedział zwiadowca - Może się nauczył. Nie wiemy co się działo z nim przez ostatni czas... chwila... - ucichł nagle, po czym równie nagle zaczął - Może to tym mieczem zabił barona Aralda? Przecież rana była zbyt wielka, by mogła zostać zadana saksą. Miała zły kształt, by powodem była strzała.

-Nawet jeśli... - odparł Horace - to i tak nic to nie zmienia. Wiemy jedynie, że Will mógł zacząć posługiwać się więcej niż tylko jedną bronią. Jasne, ale co daje nam ta informacja?

-Wiele, Horace, wiele - powiedział Gilan z nową energią - Przecież ktoś musiał go tego nauczyć, prawda? Nie mógł tak po prostu złapać za miecz i w sekundę nauczyć się nim machać. Tak się nie da - zawstydzony Horace potarł kark, na co zwiadowca machnął ręką - Ty jesteś po prostu nienormalny... Ale zastanów się. Ktoś musiał go tego nauczyć, czyli ktoś mu pomagał, czyli...

-...czyli to ktoś inny odpowiada za zmianę Willa? - dokończył Horace z wahaniem - Wszystko pięknie, ale niby kto to miałby być? I jak ty to wszystko wymyśliłeś? Przecież jedynym dowodem jest drogi miecz! - Gilan uśmiechnął się tajemniczo.

-Jestem zwiadowcą. Takie rzeczy robimy codziennie - odparł - Przeszukajmy tą chatkę może coś jeszcze znajdziemy - dodał, po czym ruszył w kierunku pokoju sypialnego.  Jednak jeszcze za nim do niego wszedł dobiegł go głos Horace'a.

-Czy można się jeszcze zapisać na szkolenie zwiadowcy?

...

Właściwie nie mam dzisiaj nic do powiedzenia, więc no...

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter

Zwiadowcy - Nie każdyWhere stories live. Discover now